Ortodoks Ortodoks
318
BLOG

Mamy kogoś uczyć demokracji? Ale jakiej?

Ortodoks Ortodoks Polityka Obserwuj notkę 5

Strasznie czymś podpadli Zachodowi mieszkańcy Afryki północnej, że ten chce im teraz „doradzać” jak wprowadzić demokrację. Taką zachodnią oczywiście. Demokracja stawszy się fetyszem uwolniła się od konieczności udowadniania, że ma ona w ogóle sens, a jeśli ma, to w jakich okolicznościach i w jakiej formie.. „Nie wracajmy do rozstrzygniętych dyskusji” rzekłby redaktor Sierakowski Sławomir (tak zareagował kiedyś w pewnym radio „informacyjnym” na dictum podważające ideę progresywnego podatku dochodowego). Ja jednak bym wrócił, bo zdaje się, że warto.
 
Współczesna demokracja, wbrew opinii tłoczonej masom przez wszelkiej maści media i polityków, nie ma nic wspólnego z demokracją ateńską. Nie ma też nic wspólnego z republiką rzymską. Owe dwa z trzech (oprócz chrześcijaństwa) filary zachodniej demokracji są filarami zmyślonymi. Nie czas i miejsce wymieniać krytyczne różnice między tymi ustrojami. To jest moim zdaniem sprawa zupełnie oczywista i na tym stwierdzeniu poprzestanę.
 
Wiadomo, że jest prawda czasów, więc i te drastyczne ustroje między oboma ustrojami można wytłumaczyć wieloma wiekami je dzielącymi. Dwa tysiące lat z górką to szmat lat, że się tak wyrażę. Jednakowoż demokracja zachodnia, zwłaszcza w wydaniu europejskim, nie ma nic wspólnego również z demokracją XVIII/XIX wieczną. Wówczas istniała ona głównie w sferze idei, a z rzadka w sferze praktyki. Co z tamtych idei zostało? Ano niewiele. I nad tym można się już zastanawiać.
 
Zacznijmy od tego po co w ogóle te dwieście lat temu demokrację wymyślono. Podstawowym motywem było to, że coraz bardziej degenerował się system jedynowładztwa.Coraz mniej było monarchów szanujących wolność jednostki, a coraz więcej tych, którzy mieli ją za nic. To samo dotyczyło także całej arystokracji. Coraz więcej było też wszelkiej maści regulacji i ingerencji w handel, swobodę poruszania się po kontynencie, coraz więcej podatków i tak dalej. Wszystko to zagrażało wolnemu rynkowi oraz wolnościom osobistym. Co tu dużo mówić – różowo nie było.
 
Trzeba było więc wymyśleć system, w którym wola jednego człowieka nie będzie wystarczająca do czynienia złych rzeczy. Np. podniesienia podatku dochodowego z 3 do 5% (o 50% nawet najwięksi wariaci wtedy nie myśleli), bądź też wprowadzenia jeszcze jakiegoś innego, nowego. System ten miał chronić ludzi przed opresją tyranów. Osiągnąć to miano w jeden zasadniczy sposób. Należało mianowicie pokawałkować władzę oraz nadać tym kawałkom odrębne, blokujące się uprawnienia. Nazwano to zresztą trójpodziałem władz. Ruch ten nie wykluczał negatywnych skutków działania władz, ale jednak mocno je ograniczał.
 
Żeby osiągnąć efekt, w którym np. jedna władza (lub jedna osoba) nie będzie wybierała pozostałych, rolę suwerena powierzono wyborcom, czyli grupie osób, która w różnych interwałach czasowych, w róży sposób wybierała wszystkie kawałki władzy. Zupełnie niezależnie od siebie. W poszczególnych odmianach dochodziły tutaj bezpieczniki utrudniające podejmowanie decyzji złych. Po pierwsze działać miał mechanizm wyborów pośrednich, elektorskich. Po drugie głosować mogli wyłącznie bezpośrednio zainteresowani, czyli inaczej mówiąc podatnicy. System cenzusów wyglądał różnie, ale był bardzo powszechny. Zero ograniczeń w prawie wyborczym to wynalazek naprawdę zupełnie nowoczesny.
 
Wszystko to w zamyśle miało chronić wolność. Nie inaczej. Nie było mowy o żadnej sprawiedliwości społecznej, żadnej redystrybucji owoców pracy i innych fantasmagorii. W praktyce ustanowienie systemu mało dynamicznego skutkowało zamrożeniem status quo. Zamrożone mogło być bardzo różne status quo, ale akurat ówczesne w porównaniu do dzisiejszego jest czymś zupełnie nieporównywalnym. Tak miały się w skrócie założenia demokracji, a ściślej rzecz biorąc systemu republikańskiego.
 
Wkrótce potem do głosu doszli demokraci postępowi. Już nie ci co chcieli chronić wolność, a ci którzy chcieli szerzyć prawa. Ostatecznie to oni zdobyli rząd dusz – w najmniejszym stopniu w USA, w największym we Francji. Vox populi, vox dei. Zrozumiał to każdy członek ludu. To jest już osobna historia, o której rozpisywał się nie będę. Dość powiedzieć, że historia ta ma swoje zakończenie. Mianowicie obecny kształt demokracji.
 
Jak jest dziś? Poza USA trójpodział władz de facto nie istnieje. Tu i ówdzie bywają jego szczątkowe pozostałości, ale i one są traktowane jako zbędna upierdliwość i systematycznie rugowane z systemów politycznych. Prawdziwą władzę sprawują organy ustawodawcze. Prawdziwą i całościową. To one często wybierają głowę państwa, a jeśli nawet nie, to wybierają coś znacznie ważniejszego, czyli rząd. Efekt jest taki, że np. Sejm jest dokładną kopią rządu, a raczej odwrotnie. Ponadto władza ustawodawcza wybiera władzę sądowniczą. Czasami robi to władza wykonawcza, która jednak jak wspomniałem od ustawodawczej jest bezpośrednio zależna. Patrząc na polski system polityczny w żadnej mierze nie można powiedzieć, że zachodzi w nim jakiś podział władz, a już tym bardziej wzajemne blokowanie się kompetencji. A systemy zachodnioeuropejskie tak mocno od polskiego się nie różnią. Na dodatek już dawno zarzucono wszelkie cenzusy, a elektorzy istnieją tylko w USA, a i to w postaci czysto formalnej.
 
Efekt? Jedynowładczy tyran w postaci zbiorowego ciała zwanego parlamentem. Totalitaryzm robiący z ludźmi co tylko zechce. Totalitaryzm wybierany przez prymitywów, którzy są prymitywami także na skutek świadomych i celowych działań władzy. Parlament może nakazać obywatelom skakanie co rano przez minutę na jednej nodze i nikt nie zaprotestuje. A jeśli nawet to nie przeciw parlamentowi, a przeciw błędom i wypaczeniom.
 
Dając zatem Tunezyjczykom pomysł na demokrację co mamy mieć na myśli? Idee stojące za jej powstaniem, czy też obecną praktykę? XVIII-wiecznych wolnościowców czy XXI-wiecznych Strauss-Khanów? Pytania są jak najbardziej retoryczne. Biedni Tunezyjczycy…

 

Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka