Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk
260
BLOG

Wszystkie maski Palikota

Grzegorz Kołodziejczyk Grzegorz Kołodziejczyk Polityka Obserwuj notkę 0

 

 

 

Palikot na listach wyborczych swojego ugrupowania umieścił m.in. byłego funkcjonariusza SB, współpracownika Jerzego Urbana, osobę podejrzewaną o współpracę z komunistyczną bezpieką. Piotr Bączek publicysta

 

 

 

Zarazem redaktora antykościelnego pisemka, które promowało Grzegorza Piotrowskiego, mordercę ks. Jerzego Popiełuszki. Jednak jeszcze kilka lat temu ten sam Janusz Palikot atakował Zytę Gilowską, zarzucając jej pracę na rzecz PRL-owskich służb specjalnych. Media sugerowały, że oskarżenia prof. Gilowskiej są intrygą funkcjonariuszy służb specjalnych, w tym kontekście wymieniano również Wojskowe Służby Informacyjne.


Zagadką jest również, dlaczego Janusz Palikot tak łatwo przeistoczył się z konserwatywnego biznesmena, sponsorującego prawicowe pismo, w anarchizującego lewaka walczącego z krzyżem. Nawet przychylne mu media podawały, że pije dużo wina, w czasie weekendu nawet butelkę dziennie. Tłumaczył, że od kiedy to robi, łatwiej akceptuje siebie. 
Kim jest więc Janusz Palikot?

Zafascynowany Michnikiem, Kuroniem i Wujcem
Janusz Palikot urodził się w 1964 r. w Biłgoraju. Z tego samego regionu pochodzi również Henryk Wujec, wieloletni polityk Unii Demokratycznej i Unii Wolności, a obecnie doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.


Palikot nie krył, że był zafascynowany lewicową opozycją z lat PRL, zwłaszcza Adamem Michnikiem, Jackiem Kuroniem i Henrykiem Wujcem, czyli tzw. lewicą laicką. W ostatniej książce wyznał, że ukształtowała go "GW", zawsze głosował na UW, podzielał lęki Adama Michnika i było dla niego zaszczytem, kiedy go poznał. Z drugiej strony mógł liczyć na pozytywne teksty w "GW", zwłaszcza w okresie, kiedy był biznesmenem. 


Wujca miał poznać jeszcze w latach 80.: "Jak wielu moich kolegów, w liceum zapatrzony byłem w KOR, czyli w Kuronia, Michnika i Wujca właśnie. Nasze kontakty były sporadyczne i dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych zżyliśmy się bardziej".


Z kolei sam Wujec wspominał, że Palikota poznał dopiero po "wyborach kontraktowych": "Będąc posłem w 1989 roku, dowiedziałem się, że działa tam jakiś prężny biznesmen, a ponieważ wiedziałem, jak bardzo istotne było w tamtym czasie wspieranie rodzącej się przedsiębiorczości - postanowiłem się z nim spotkać. Ów biznesmen udzielał się również w Biłgorajskim Towarzystwie Gospodarczym - ściągał do Biłgoraja nowych inwestorów, poszukiwał nowych myśli gospodarczych. (...) W tamtym okresie współpraca z Palikotem i jego działalnością gospodarczą odpowiadała mi. Pozytywnie wpływał na innych, udało mu się ściągnąć kapitał niemiecki i włoski".

Pod okiem SB
Opozycyjne poglądy spowodowały, że na początku lat 80. zainteresowała się nim SB. W tygodniku "Polityka" Palikot wspominał, że nie dał się złamać i niczego nie podpisał: "Nocne przesłuchania z lampą świecącą w oczy. W celi wybite okno, a na dworze siarczysty mróz. Trudno było wytrzymać".


Trochę inaczej ten okres przedstawił w swojej książce "Płoną koty w Biłgoraju": "(...) W grudniu dostałem instrukcję, aby podpisać dokument o podporządkowaniu się prawu stanu wojennego i działać dalej. Tak też zrobiłem. W konsekwencji zostałem ponownie zatrzymany i aresztowany i trafiłem na komendę w Zamościu, gdzie brutalnie zmuszano mnie do podpisania deklaracji współpracy z SB, grożąc celą z wodą po kolana, nasyłając facetów - stare ubeckie metody - którzy mieli napędzić mi strachu. Nie będę ukrywał, bałem się, ale jednak niczego nie podpisałem; po prostu miałem szczęście, bo po czterech dniach SB przestało się mną interesować, po tym jak zmusiło do współpracy mojego kolegę. Bezpieka liczyła, że przy jego pomocy rozpracuje naszą siatkę. Uniknąłem więc hańby dzięki temu, że on się załamał. Jednak kolega przyznał mi się, że podpisał zobowiązanie do współpracy, ja zaś namówiłem go, by powiedział o tym również innym, i to go ocaliło - nikt go nie potępiał za słabość". 


Jednak rok temu "Gazeta Polska" ujawniła, że według dokumentów zachowanych w IPN Palikot już 17 grudnia 1981 r. własnoręcznie napisał tzw. lojalkę, że nie będzie "podejmował działań sprzecznych z postanowieniami dekretu o stanie wojennym". Według katalogów IPN został zarejestrowany 14 grudnia 1981 r. "jako osoba rozpracowywana w ramach SOR kryptonim "Apel"" (nr rej. 61 27). W styczniu 1982 r. podpisał zobowiązanie: "Ja niżej podpisany Janusz Palikot zobowiązuję się do zachowania w ścisłej tajemnicy treści prowadzonych rozmów oraz utrzymywanych kontaktów ze Służbą Bezpieczeństwa. Palikot Janusz".


W latach 90. Palikot podczas wielu rozmów z "GW" nie ujawnił faktu podpisania zobowiązania do zachowania w tajemnicy rozmów z SB. Wspominał tylko, że był represjonowany: "W 1982 r. w liceum w Biłgoraju dyrekcja odmówiła samorządowi uczniowskiemu wpływu na oceny ze sprawowania. Zaprotestowaliśmy, po czym wyrzucono nas ze szkoły". 


Jednak po 1989 r. nie przeszkadzało mu, że wokół niego znalazły się osoby z komunistycznych służb specjalnych.

Przepustka do Warszawy i do fortuny
"GW" w stylu hagiograficznym opisywała życiorys Palikota: "Był początek stanu wojennego. Komendant milicji w Zamościu stał przed panią Palikotową i stukając palcem w środek dłoni, wołał: "Tu mi włosy wyrosną, jeśli pani syn skończy studia!". 17-letni Janusz właśnie wyleciał z liceum w Biłgoraju za ulotki i działalność w samorządzie uczniowskim. W zamojskim więzieniu przesłuchiwano go do trzeciej w nocy, grożono celą z wodą po kolana. Dostał wilczy bilet na całe Zamojskie, a zgodnie z przepisami stanu wojennego nie mógł opuszczać województwa. (...) Za pół litra wódki kupił przepustkę do Warszawy".


W Warszawie miał kłopoty ze znalezieniem szkoły. Rozpoczął studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, po dwóch latach przeniósł się na wydział filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Studia ukończył w 1987 r., w tym samym roku po raz pierwszy się ożenił. Został pracownikiem naukowym w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, zaczął pisać doktorat. 


"GP" podała, że dokumenty IPN - korespondencja jednostki SB w Biłgoraju z zarządem WSW - wskazują, że Palikot w 1987 r. był kandydatem do Szkoły Oficerów Rezerwy. 
W PAN pracował przez półtora roku, porzucił filozofię na rzecz biznesu. Jeszcze w czasie studiów rozpoczął działalność gospodarczą. Jego kolejne kroki w biznesie opisywała "GW": "Jeszcze w Warszawie zaczął z kolegami od drobnego biznesu. Handlowali, czym popadło. Zegary z Tajlandii, telewizory, palety, lodówki, jogurty, napoje w kartonach". 


W 1988 r. razem z kolegą założył spółkę AKT. Jego wspólnikiem był Krzysztof Klein, student historii na KUL. Spółka archiwizowała dane w przedsiębiorstwach państwowych, potem zajęła się produkcją palet drewnianych. Ten ostatni pomysł Palikot zaczął realizować pod wpływem dyrektora jakiejś firmy. Kiedy usłyszał, że pochodzi on z okolic Puszczy Solskiej, zaproponował interes: "Firma miała trudności z kupnem drewna. Ja za ich pieniądze kupowałem od znajomych chłopów drewno i produkowałem europalety, na których oni transportowali swoje wyroby. Zarabiałem kilkanaście urzędniczych pensji. Biznes upadł wraz z końcem komuny, kiedy drewno można było już kupić na wolnym rynku". 


Przełom lat 80. i 90. to czasy gwałtownej transformacji ustrojowej, kształtowania podstaw nowego systemu, powstawania wielkich fortun i wyodrębnienia nowych elit. Również u Palikota były to lata ciągłych zmian, szukania kapitału i wspólników, tworzenia kolejnych firm, podbijania rynku. Kolejne przekształcenia w spółkach Palikota skwapliwie odnotowywała "GW", która przedstawiała lubelskiego przedsiębiorcę jako osobę sukcesu i wzór do naśladowania. 


Razem z kolegą, który wrócił ze Stanów Zjednoczonych, założył sieć sklepów (zaczynali z pokaźną jak na tamte czasy sumą 20 tysięcy dolarów): "Wystartowaliśmy od sklepu, potem była sieć delikatesów. Pieniądze inwestowaliśmy w rozlewnie win". 


Potem z dziewięcioma wspólnikami (w przyszłości akcjonariuszami spółki Ambra) Palikot założył spółkę Kram, która handlowała artykułami spożywczymi i przemysłowymi. W 1991 r. powstała polsko-włoska spółka Kram-Canelli, która produkowała wina musujące. Wspólnik włoski miał w niej 20 proc. udziałów.

Interesy z Niemcami i Rosjanami
W 1994 r. Palikot wraz ze wspólnikami z Kram-Canelli utworzył w podbiłgorajskiej Woli Dużej spółkę akcyjną Amber. Ponad jedną czwartą udziałów otrzymała niemiecka firma Faber, trzeci co do wielkości producent win w Europie. Niemcy wnieśli kapitał w wysokości 6 mln marek niemieckich, technologię podwójnej fermentacji oraz dostęp do rynku w Europie. Ambra przejęła ok. 20 proc. polskiego rynku win oraz 33 proc. rynku win musujących.


W 1996 r. Ambra otworzyła rozlewnie win musujących w Kałudze pod Moskwą oraz w czeskim Jabloncu. Szacowano, że rocznie można sprzedać w Rosji ponad miliard butelek. Rosjanie uzyskali znak towarowy Ambry, technologię produkcji wina musującego. W Kałudze miało być rozlewane najpopularniejsze wino Ambry - Dorato. 


Przez cały czas Palikot dążył do zbudowania silnej firmy na rynku alkoholi, przejęcia innych spółek z tej branży, tak aby stać się potentatem. W latach 90. Ambra nawiązała współpracę z łódzką spółką Cin-Cin, która należała do Andrzeja Pawelca, prezesa łódzkiego klubu sportowego Widzew. Pod koniec rządów AWS Palikot uczestniczył w prywatyzacji lubelskiego Polmosu.

Polowanie z Komorowskim
W tamtym czasie stronił od działalności politycznej, chociaż posiadał liczne znajomości wśród polityków, zwłaszcza członków UD i UW. Jednym z nich był Bronisław Komorowski.
Swoje bliskie kontakty z Komorowskim opisał w 2007 r. na swoim blogu: "Bronka poznałem bodaj w 1994 roku podczas sylwestra w leśniczówce w Lasach Janowskich. Byliśmy potem na wielu prywatnych wyprawach i spędziliśmy razem ostatnich pięć sylwestrów. Z tych wszystkich wydarzeń najbardziej niezwykły był nasz wspólny pobyt w Rosji i polowanie na głuszca. To było dobre
300 kmod Moskwy, w kierunku na Białoruś, jak sobie przypominam - w marcu 1997 lub 1998 roku. (...) Dawne KGB podesłało nam na wieczór jakiegoś niby-sąsiada, który raczył nas wódką i próbował wyciągać na debaty polityczne. W pewnym momencie powiedział prowokacyjnie: mówcie, co chcecie, ale Polska to prostytutka! Jak Rosja była silna - to była z Rosją, kiedy silna stała się Ameryka, to poszła za Ameryką. I patrząc na nas dodał: tylko się nie gniewajcie, ja wam tylko prosto mówię, co myślę...


Bronek czujnie nie dał się sprowokować, zaczął coś swoim zwyczajem mądrze i historycznie tłumaczyć. Ja zaś w pewnym momencie powiedziałem: to i ja ci coś powiem - Rosja to było, jest i będzie gówno. Gawno! Tylko się nie gniewaj, wiesz, bo ja tak tylko po prostu ci mówię... co myślę. I tak sobie we trójkę gaworzyliśmy, budując przyjaźń polsko-postradziecką. I popijając jakimś bimbrem z soku z sosny" - pisał Palikot. Fakt, że Bronisław Komorowski (w przeszłości były wiceminister i minister MON) polował w rosyjskich lasach, nie był ujawniany przez szereg lat. 


W ostatniej książce Palikot przedstawił trochę inny przebieg tego polowania - gości z rosyjskich służb specjalnych miało być dwóch. Podał w niej również inną datę nawiązania kontaktów z obecnym prezydentem. Palikot stwierdził, że poznał Komorowskiego w noc sylwestrową z 1996 na 1997 r. we wspomnianej leśniczówce. W 2010 r. Palikot aktywnie wspierał byłego szefa MON w wyborach prezydenckich, z drugiej strony mógł liczyć na wsparcie Komorowskiego nawet w trudnych dla siebie chwilach.

Na salonach wśród najbogatszych i najważniejszych
Przez wiele lat Palikot nie udzielał się w życiu politycznym. Był członkiem wielu organizacji gospodarczych. Działał w Loży Zamojskiej Business Centre Club. W 1996 r. BCC przyznało mu wyróżnienie - Lider Polskiego Biznesu ´96.


Od połowy lat 90. tygodnik "Wprost" umieszczał Palikota na liście najbogatszych stu Polaków. 


Zagadką jest, w jaki sposób Palikot znalazł się w gronie Komisji Trójstronnej (The Trilateral Commission), wpływowej instytucji założonej w 1973 r. przez Dawida Rockefellera. Komisja określana jest mianem "nieformalnego rządu światowego". Grupuje zwolenników tzw. globalizmu. Należeli do niej wpływowi politycy, przedsiębiorcy, naukowcy, dziennikarze z Europy, Ameryki i Japonii. Jej członkami byli np. prezydenci USA Jimmy Carter i Bill Clinton, Henry Kissinger. Wśród członków Komisji byli lub są w dalszym ciągu m.in. Andrzej Olechowski, Jerzy Baczyński, Jerzy Koźmiński, Wanda Rapaczyńska, Zbigniew Wróbel oraz właśnie Janusz Palikot. W jaki sposób przedsiębiorca z Lubelszczyzny uzyskał dostęp do najważniejszych osób na świecie?

Maska konserwatysty
Przez wiele lat Palikot starał się przedstawiać jako konserwatysta, przywiązany do tradycji, szanujący wartości. "Dziennik" pisał, że jeszcze kilka lat temu budował wizerunek człowieka z rodu, którego korzenie sięgają Francji. Stylizował się na ziemianina, chadzał w angielskich marynarkach, zakładał stylowe apaszki. W Jabłonnie pod Lublinem kupił dawny dwór, w którym podobno był ośrodek szkoleniowy MSW. Zatrudnił angielskich specjalistów, żeby odrestaurowali 300-letni park przy dworku, chwalił tradycyjne życie na wsi. Pielęgnował życie rodzinne.


Sponsorowanie przez Palikota konserwatywnego tygodnika "Ozon" mieściło się w granicach ukształtowanego wizerunku. Redaktorem naczelnym był Grzegorz Górny, szef kwartalnika "Fronda". Z tego środowiska pochodziło również kilku innych publicystów. Jednak wizerunek konserwatysty legł w gruzach, kiedy Palikot znalazł się w Sejmie.

Teczka Gilowskiej, zaplanowana akcja WSI?
Dopiero w lutym 2001 r. oficjalnie włączył się do życia politycznego, znalazł się w grupie inicjatywnej PO okręgu lubelskiego.
Do wielkiej polityki wkroczył w 2005 r., kiedy zdobył mandat posła PO z okręgu lubelskiego. 

Po wejściu do Sejmu zrezygnował z funkcji w należących do niego firmach. Rok później został szefem Platformy województwie lubelskim. Przejęcie władzy związane było ze skandalem wokół materiałów SB na temat profesor Zyty Gilowskiej, która w rządach PiS była wicepremierem. 


Paweł Gilowski, syn wicepremier, mówił "Dziennikowi": "Wiem, że mama miała taką ogólną wiedzę, że Janusz Palikot chodzi i coś tam opowiada, że mama była agentką". 


15 stycznia 2006 r. w czasie rozmowy z lokalnym politykiem PO Palikot mówił, że Gilowska wkrótce będzie miała kłopoty lustracyjne: "Ja mam taką informację (...), że w tym tygodniu mają ujawnić teczkę o tajnym współpracowniku o pseudonimie "Beata"". Rozmówca Palikota nagrał spotkanie, potem przekazał prasie.


Tymczasem dwa dni po tej rozmowie Rzecznik Interesu Publicznego wezwał wicepremier Gilowską na przesłuchanie. Skąd więc Palikot wiedział o wszczęciu tej sprawy? Dla Gilowskiej nagranie rozmowy Palikota było dowodem, że oskarżenie jej o współpracę z SB było zaplanowaną prowokacją. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tzw. szantażu lustracyjnego. Palikot twierdził, że powtarzał krążące plotki. 


Gilowska oznajmiła, że już w 2004 r. jeden z generałów służb specjalnych ostrzegał ją przed taką prowokacją. Media sugerowały, iż akcja mogła być przygotowana przez ludzi związanych z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Faktem jest, że delegaturą ABW w Lublinie przez lata kierował były oficer WSI.

Skandalista z Platformy
W okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości Palikot zmienił publiczny wizerunek - ze zwolennika tradycyjnych wartości przeistoczył się w skandalizującego polityka, łamiącego kolejne społeczne tabu. Przybrał rolę "etatowego skandalisty" Platformy.


Lubelski poseł PO walczył z politykami prawicy, ośmieszał śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego, niszczył bariery moralne. Podobną rolę odgrywał po przejęciu władzy przez PO. Niejednokrotnie w momentach przesilenia politycznego Palikot wszczynał nową awanturę. W ten sposób odwracał uwagę społeczeństwa od rzeczywistych problemów rządu Donalda Tuska, obniżał autorytet śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i atakował opozycję. 


W książce "Daleko od miłości" autorzy wskazali, że jeden z brutalnych ataków Palikota - tzn. wpis w jego blogu na temat rzekomego nadużywania alkoholu przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego - pojawił się nieprzypadkowo, bo właśnie tuż przed zwołanym przez prezydenta posiedzeniem Rady Gabinetowej w sprawie służby zdrowia, żeby odwrócić uwagę od sytuacji w służbie zdrowia. Akcje Palikota były akceptowane przez kierownictwo Platformy, zresztą do sierpnia 2010 r. był członkiem władz partii, m.in. wiceprzewodniczącym klubu parlamentarnego. 


Oficjalnie Palikot był przywoływany do porządku i symbolicznie karany, ale w kuluarach składano mu gratulacje za kolejne ataki na PiS i śp. prezydenta Kaczyńskiego. W czerwcu 2009 r. "Dziennik" opisał jedno ze spotkań liderów PO: "Przyszła wiadomość, że poparcie dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego spadło do najniższego poziomu w historii. Tusk skomentował: "Zawdzięczamy to temu człowiekowi" i wskazał na Palikota. Janusz dumnie wypiął pierś". 


Władze PO tolerowały jego skandaliczne zachowania, także po katastrofie smoleńskiej, kiedy brutalnie atakował rodziny poległych polityków (np. śp. Przemysława Gosiewskiego).

Walka z chrześcijaństwem
Jesienią 2010 r. Palikot zarejestrował Ruch Palikota, potem zrezygnował z członkostwa w klubie PO, w styczniu 2011 r. złożył mandat poselski. Zaczął budować swoją partię, przygotowywać się do wyborów parlamentarnych. Przez długi czas nikt się nie spodziewał, że jego ugrupowanie odniesienie sukces. Oceny zmieniły się latem 2011 r., kiedy Palikot uzyskał poparcie części środowiska postkomunistycznego, tej najbardziej wrogiej Kościołowi, tradycyjnym wartościom i prawicowej opozycji - Jerzego Urbana oraz pisemek "Nie" i "Fakty i Mity". Na listach wyborczych znalazły się osoby pracujące w tych tytułach (tzn. Andrzej Rozenek i były ksiądz Roman Kotliński) oraz byli funkcjonariusze SB - kandydatem Ruchu Palikota z województwa podlaskiego był Michał Mackiewicz, który przyznał się, że w latach 70. pracował w SB
(za: http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID =/20111002/REGION/338599626).


Palikotowi nie zaszkodziły również liczne informacje o możliwych nieprawidłowościach finansowych, zatargach z byłymi współpracownikami, śledztwie CBA, kłopotach z podziałem majątku, oskarżenia byłej żony o wyprowadzeniu części majątku itd. 


W 20-letniej historii III RP partia Palikota jest ewenementem, niewielu ugrupowaniom udało się w okresie kilku miesięcy przeskoczyć z 1 proc. poparcia do ponad 10 procent. Fakt, że Palikotowi udało się wprowadzić do Sejmu 40 posłów, dowodzi, iż środowisko, które go wspiera, posiada duże możliwości organizacyjne. 


Pierwszy postulat tej partii - żądanie usunięcia krzyża - jest namacalnym dowodem, że polityczna walka z Kościołem, chrześcijaństwem wciąż trwa.

 
 

Autor był członkiem komisji weryfikacyjnej WSI, a do grudnia 2007 r. szefem Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Po objęciu urzędu prezydenta RP przez Bronisława Komorowskiego został wyrzucony z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Nasz Dziennik Czwartek, 20 października 2011, Nr 245 (4176)

W mojej pracy zawodowej i społecznej spotykam się z wieloma problemami. Staram się dostrzegać je i pomagać w ich rozwiązaniu.Jestem Przewodniczącym Komisji Kultury Sportu i Turystyki.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka