Harley Porter Harley Porter
1916
BLOG

Dlaczego nie powstanie Obrona Terytorialna Kraju.

Harley Porter Harley Porter Polityka Obserwuj notkę 66

Bo nie chce tego wojsko.

Trudno traktować Obronę Terytorialną Kraju jako pełnoprawną armię – tak uważa większość wojskowych, widząc w OTK jakichś półcywili, czyhających, aby uszczknąć coś z budżetu MON na niepoważną, zdaniem mundurowych decydentów, „zabawę w harcerzy”. Dla pulaśnych generałów i pułkowników, pracujących w ministerstwie, obronność to poważne programy zbrojeniowe i ciężki sprzęt, dudniący potężnymi dieslami albo rozrywający niebo hukiem, przekraczających prędkość dźwięku, naszych jastrzębi.

Kto i jak ma zarządzać owymi półcywilami, jak ich wykorzystać i zespolić z „prawdziwą” armią? Oto kolejne dylematy gładkolicych generałów, powodujące wzdryganie się tychże jak po źle przyjętej secie. Dla tego więc lepiej dać sobie spokój z OTK i wrócić do przesuwania na dioramach miniaturek czołgów z Italeri, pieczołowicie sklejanych przez sztabowych asystentów.

 

Bo nie chcą tego lobbyści.

Najlepsze kontrakty robi się na broni drogiej, na systemach obronnych najeżonych elektroniką, na zaawansowanych technologicznie rakietach, samolotach i okrętach, albo… na masowych ilościach, idących w setki tysięcy sztuk, broni prostej i nieskomplikowanej, przeznaczonej dla ludzi przeszkolonych podstawowo i niewciągniętych w elektronikę i skomplikowaną balistykę samo myślących pocisków. I tu dla lobbystów zaczyna się problem. Obrona Terytorialna Kraju potrzebować będzie właśnie owej broni prostej – karabinów maszynowych, RG–ppanców, snajperek i prostych moździerzy. Z bardziej skomplikowanej, w grę wchodzić mogą przeciwlotnicze „strzały, albo przeciwpancerne Spike. Na nieszczęście dla lobbystów, wszystko to możemy wyprodukować sami obywając się bez usłużnych cwaniaków.

Tak więc różnej maści lobbyści zrobią wszystko aby pieniądze, które mogliby wyrwać od polskich podatników, nie zostały czasem przeznaczone  na to, na co nie mogliby położyć łapy.

 

Bo nie chce tego rząd.

Rządzą nami dyletanci! To prawda, której nie chce uznać proplatformerska część narodu. Ale nawet ona dostrzec musiała militarną indolencję byłego ministra psychiatry, a później urzędnicze kunktatorstwo obecnego ministra - wicepremiera. Trzeba być także ślepym jak Stevie Wonder by nie widzieć całkowitego analfabetyzmu w sprawach obronności, obecnej premier. W ogóle, cała Platforma Obywatelska to partia gumowych liberałów, którzy o wojsku wiedzą tyle ile Eskimos o życiu na Marsie. Owe białoruczkie, POwskie królewięta, wyjałowione z aspektów patriotyzmu jak wietnamska dżungla po opryskach DDT, są oddaleni o całe lata świetlne  od tematu broni i zbrojenia się. Wśród szeregów głównej partii rządzącej nie ma po prostu czasu na ckliwy patriotyzm i narodowe bajdurzenie. Czas należy przecież wykorzystać na jak najszybsze nachapanie się i zrobienie kariery. Kwestia „nachapania się” i robienie szemranych biznesów nawet z potencjalnymi agresorami i wrogami, są jeszcze bardziej rozwinięte u PSLowskiego koalicjanta.

Patriotyzm, zdrowy nacjonalizm i obywatelskie postawy, a za nimi obronność, bojowe nastawienie i żołnierskie przygotowanie w takim ujęciu sprawy szkodzą biznesowi i spowalniają kariery, dla tego też dla obu partii rządzących mogą być co najwyżej złem koniecznym, tematem, który najlepiej zakryć jakimś medialnym listkiem figowym.

 

Bo nie chce tego Rosja.

Sowiecka agentura wpływu istnieje na każdym poziomie polityczno społecznym, a pewnie i gospodarczym, w naszym kraju. Roi się u nas od dziennikarzy, socjologów z profesorskimi tytułami, aktorów i gospodarczych lobbystów, równających ścieżki sowieckiego niedźwiedzia. Tworzony przez nich wielki zamęt nie sprzyja jasnej ocenie sytuacji, a dęcie w trąby nie drażnienia Rosji i optowanie za pozostawienia jej prawa do bandyckich, imperialnych zachowań, odwraca uwagę od tego, co powinniśmy zrobić aby przygotować się na ewentualny, militarny konflikt. W Polsce nadal są tacy, którzy chcą sowietom stawiać ogarki i jawnie nawołują nie do zbrojenia, ale wręcz przeciwnie – do rozbrajania się i ewentualnego liczenia na NATO. Bo przecież w dobie broni jądrowej, armia klasyczna jest zbędna, tak w każdym razie mówią.

W tym kontekście Obrona Terytorialna Kraju jawi się jako zawalidroga, realna przeszkoda dla sowieckiego agresora i jako taka musi się spotkać z głośną, prowadzoną na wielu frontach, negacją i sprzeciwem polskich kół pro moskiewskich.

Do tego realna rosyjska agentura, rozpleniona jak perz w naszej polityce i gospodarce, zrobi wszystko aby OTK nigdy nie powstała. Stąd też ślimaczenie się decyzji, brak wytycznych i rozmydlanie tematu we wszystkich ośrodkach decyzyjnych, oraz cisza medialna, albo, co najwyżej niepoważne dyskusje prosowieckich „ekspertów”.

Romuald Szeremietiew – gorący propagator OTK, który w III RP objął stanowisko kierownicze w stworzonym przez MON fasadowym Biurze Inicjatyw Obronnym przy Akademii Obrony Narodowej, który doczekał się całego, jednego pokoju, dla kierowanej przez siebie struktury, stanowić może przykład banalizacji i politycznej deprecjacji idei OTK.

 

Medialne spekulacje dyletantów i Monika Olejnik, która paradując w swojej nowej, odmłodzonej medycznie twarzy, porusza kwestię Obrony Terytorialnej Kraju jak temat cielaka o dwóch głowach, to jedyny przekaz medialny mogący dotrzeć do większości społeczeństwa. Jednak sposób podania oraz umiejętność przyswajania wiadomości przez zdegenerowane POwską propagandą masy autochtonów, automatycznie wyklucza możliwość zakorzenienia się idei OTK w świadomości polaków (świadomie pisanych przez małe p).

Tak wiec , po staremu, pozostajemy na kursie zderzenia z sowiecką górą lodową, bez najmniejszej szansy ubicia kilkuset tysięcy czerwono armijnych drani, jeśli przyszło by im do głowy przekroczyć granicę naszej ojczyzny.

I z tą, świdrującą myśli przyzwoitego Polaka, tezą pozostawiam Państwa dzisiejszego wieczora.

 

 

 

 

Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka