Teologia Polityczna Teologia Polityczna
96
BLOG

Marek A. Cichocki - Wybory 2010 – pierwsza próba bilansu

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 14

Te wybory prezydenckie miały oczywiście charakter zupełnie wyjątkowy ze względu na okoliczności: katastrofę smoleńską i tragiczną śmierć Lecha Kaczyńskiego. Jeśli spojrzeć na nie z perspektywy ewolucji demokracji w Polsce, miały one pozytywny charakter korygujący - pisze Marek Cichocki.
W mojej ocenie wzmocniły one polską politykę wobec negatywnych zjawisk, z jakimi mamy w niej do czynienia od 2005 roku (mediokracja, sondażokracja, trywializacja polityki przez PR, brak fundamentalnej konsensualności). Te wybory otwierają pewną nową przestrzeń możliwości dla polskiej polityki w nadchodzących miesiącach i latach.

W niniejszej analizie zwracam uwagę na pewne, z mojej perspektywy istotne, godne uwagi nowe trendy, które pojawiły się w kontekście wyborów prezydenckich 2010.

Intelektualiści – są stosunkowo przegranymi tej kampanii. Chociaż nie da się przeprowadzić jednej, zbiorczej diagnozy ich postaw. Z jednej strony, mamy Jarosława Marka Rymkiewicza z jego wierszem o zdrajcach, których trzeba popędzić kijem, napisany zaraz po smoleńskiej katastrofie; i Zdzisława Krasnodębskiego z dosadnym „gardzę wami!”. Z drugiej dance macabre w Pałacu na Wodzie w wykonaniu Andrzeja Wajdy i Władysława Bartoszewskiego, zawezwania do wojny domowej. W tym drugim przypadku mamy do czynienia z jednoznacznym zaangażowaniem politycznym w roli członków komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego czy ministrów w Kancelarii Premiera. Był także szczególny przypadek Jadwigi Staniszkis, która w sposób spektakularny zaangażowała się w kampanię Jarosława Kaczyńskiego. Chyba poszła najdalej ze wszystkich. Te wszystkie przykłady dostarczyły Robertowi Krasowskiemu kolejnych dowodów na rzecz jego tezy, że to intelektualiści psują w Polsce politykę najbardziej, bo wbrew pragmatyzmowi wprowadzają do niej ostre, ideologiczne podziały. Jego zdaniem trzeba ich z polityki przepędzić. Czy nie wbrew preferowanej początkowo przez Tuska taktyce to Wajda i Bartoszewski ponownie narzucili retorykę wojenną? Czyż nie na przekór Jarosławowi Kaczyńskiemu, to Jadwiga Staniszkis broniła samej idei IV RP?

Sprawa wydaje się jednak bardziej skomplikowana. Zarówno Jarosław Kaczyński, jak i Donald Tusk, w dalszym ciągu uosabiają dawne połączenie intelektualisty i polityka. Z drugiej strony, faktycznie następuje coraz wyraźniejsze rozejście się ideowego dyskursu intelektualistów (z ich mocnymi podziałami i wyraźnymi tożsamościami) a pragmatyką polityczną. To może oznaczać wypalanie się „rewolucji semantycznej”, o której tak wiele pisał kiedyś Rafał Matyja.

Złagodzenie dyskursu politycznego – to najbardziej widoczna cecha praktyki politycznej w tych wyborach. Chociaż w kampanii przed drugą turą, w wyniku wyraźnej paniki we własnych szeregach, PO próbowała uruchomić stare mechanizmy budowania wspólnoty strachu (ponowne uaktywnienie Palikota, nadciąga IV RP spowita czarnym kirem, Jarosław Kaczyński dyszący żądzą odwetu, gdzie jest Ziobro, etc.), ale wszystkie te próby wypadły niezmiernie blado. Pokazuje to, że mechanizmy politycznej mobilizacji, które tak zniszczyły polską politykę w ostatnich pięciu latach, wyczerpały się. O ile PiS zdecydowanie lepiej odnalzał się w tej nowej sytuacji, poważny problem ma PO. Musi bowiem znaleźć dla siebie jakieś nowe polityczne paliwo, gdyż zarządzanie lękiem przed Kaczyńskim nie przynosi już dawnych skutków. PO nie doceniło też społecznej potrzeby przemiany, a nawet ekspiacji, jaka pojawiła się w polskim społeczeństwie w wyniku smoleńskiej katastrofy, a później powodzi. Wystawienie relikwi św. Stanisława przez Dziwisza było tutaj mocnym symbolem. PO skoncentrowała się na „demaskacji pozornej przemiany” Jarosława Kaczyńskiego, nie rozumiejąc zupełnie, że to ta postawa znacznie lepiej koresponduje z uczuciem wielu obywateli. Uderzając w nią, uderzyła jednocześnie w odczucia wielu Polaków.

Natomiast faktycznie złagodzenie dyskursu politycznego pokazało, że wiele dotychczasowych silnych emocjonalnie podziałów na polskiej scenie politycznej zostało obnażonych jako pozorne. Wprowadziło to pewne zamieszanie wśród elektoratu, stawiając od nowa kwestię, czym właściwie programowo różnią się od siebie dwie główne partie PO i PiS.

Media i tzw. eksperci – to największa porażka tych wyborów. Hybris została słusznie ukarana. Czy jednak zainteresowani będą potrafili wyciągnąć z tego naukę, pozostaje sprawą otwartą. Prawomocność opinii kształtowanych przez media została już poważnie naruszona po katastrofie smoleńskiej, kiedy duża część obywateli uznała, że była przez media oszukiwana za sprawą jednostronnie negatywnego obrazu zmarłego prezydenta. Uparte forsowanie absurdalnych sondaży podczas I tury wyborów to wrażenie tylko jeszcze bardziej wzmocniło. O ile więc można mówić o prawdziwej mediokracji w Polsce po 2005 roku, to wybory 2010 poważnie tę władzę mediów zdelegitymizowały. Podobnie stało się z sondażami oraz władzą socjologów. Okazało się, że wielu z nich żyje po prostu w świecie własnych kreacji. Co ciekawe, na ogół nie szukają oni sami przyczyn tego stanu rzeczy po swojej stronie i winę zrzucają na ludzi: mówią, że ludzie „kłamią” w sondażach (okładka Newsweeka z Pinokiem) lub że kierowali się w tych wyborach emocjami a nie racjonalnym wyborem (prof. Kik). To ciekawy przykład niechęci sondażowni i socjologów do przedmiotu ich własnych badań.
 

ciąg dalszy na teologiapolityczna.pl

Polecamy także komentarze Dariusza Karłowicza, Pawła Kowala, Jacka Kloczkowskiego. W felietonach Artur Bazak i Mateusz Matyszkowicz

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka