Waldenar Waldenar
263
BLOG

Dlaczego afera Collegium Humanum jest wyjątkowa?

Waldenar Waldenar Społeczeństwo Obserwuj notkę 13
"Aferowe" powiązania są powszechne w dzisiejszym bardzo złożonym społeczeństwie. Wyjątkowość tej afery polega jednak na tym, ze znacznie bardziej niż inne dotyka ona w jakiś sposób naszego systemu wartości, zestawu przekonań, które wyznaczają nasz sposób widzenia świata i orientowania się w nim. To właśnie "uwalanie" takich spraw (np. przez modną teraz "cancel culture") jest jednym z czynników poste galopującej degrengolady którą jedni (nie wiadomo dlaczego wspierają), a inni się jej boją. Taka jest właśnie afera Collegium Humanum

Afer mamy w Polsce dostatek. Pewnie nawet więcej niż byśmy dla zdrowia psychicznego chcieli. Bo afery są pożyteczne. Dobra afera to dla jednych majątek, dla innych na ogól mniejsza lub większa strata. Dzieki temu z afer m.in. żyją media; TV, radio i prasa. Bo dobrze wykorzystana afera to dla mediów znakomite zajęcie, które pozwala dobrym dziennikarzom wypłynąć na szerokie wody wkupowania się w łaski możnych tego świata. Afera uczelni Collegium Humanum waloru tego nie ma. Istnieje właściwie tylko w Internecie, gdzie zresztą nie cieszy się jakimś szczególnym zainteresowaniem. W czym problem? Dlaczego ta akurat afera jest sierotą, podczas gdy inne, często społecznie zupełnie peryferyjne, jej siostry cieszą się powszechnym powodzeniem, a wiele mediów dobija się do informacji o nich jak UB do drzwi NSZ-towca w latach wczesnego PRL-u? Powód jest równie prosty, co smutny. To jest afera, która dotyka bardzo szczególnego środowiska. Środowiska akademickiego. To szczególna grupa ludzi. Z jednej strony ciesząca się wśród tzw. szarych obywateli znacznym autorytetem (zob. nagłówki "uczeni odkryli", "naukowcy ostrzegają", "profesor radzi" czy podobne) z drugiej jednak skupiająca ludzi z bardzo na ogól wysokim ego, które uniemożliwia praktycznie "wychylanie się" (np. w obronie głoszonych przez siebie ideałów). Słyszeliście Państwo o jakiejś rewolucji naukowców? Nie żebym uznawał rewolucje za jakoś szczególnie etyczne, ale w historii ludzkości zmiany takie bywały jednak przełomami, które generalnie poprawiały ludziom życie. Jak u nas w 1989 roku. Rozmaite środowiska na fali nadziei oczyszczały się z ludzi niepasujących do nowego porządku i wymieniały swoje wewnętrzne elity. Uczeni byli ponad to. Z drugiej strony wielu przedwojennych naukowców dość gładko wchodziło na drogę nauki socjalistycznej. W Niemczech 1933 roku i w Rosji 1917 było podobnie. Mimo, iż nowe władze w obu przypadkach odcinały się od starego, "złego", paradygmatu uprawiania nauki. Ta notka nie jest dobrym miejscem do takich rozważań, ale warto samemu posprawdzać jak naukowe elity reagowały na tamte zmiany.

Kłopot polega na tym, ze każda właściwie władza potrzebuje jakiegoś "zewnętrznego" autorytetu, który ją na tyle upiększy i uwiarygodni w oczach ludu, by ten masowo władzy uwierzył. Za czasów faraonów byli to bogowie, potem jeden Bóg, a dziś powoli wchodzi w to miejsce "wiedza". I nie ta jej część, która pokazuje nasze ograniczenia (zob. tw. Goedla czy tw. Arrowa lub rozmaite ograniczenia fizyki kwantowej,np. dotyczące tzw. wolnej woli), ale to co jest w "nauce" optymistyczne, czyli tzw. postęp. Najlepiej połączyć wiedze z religia, bo daje to synergię dwóch autorytetów. Bo ludzie lubią mieć nadzieje na lepsze i wierzyć, że istnieją mądrale, którzy im to "lepsze" na tacy podadzą. A zręczność polityka - każdej opcji -  polega m.in. na tym by ustawić się na pozycji dobrego zarządcy relacji miedzy tymi"mądrymi", a potrzebującym ich wiedzy szarym człowiekiem. Wytwarza to sytuacje współzależności władzy i uwierzytelniających ją "uczonych". Władza daje - rożnymi drogami - "uczonym" forsę, a oni odwzajemniają się jej uwierzytelnianiem w oczach ludu. Każda poważna rysa na tych związkach władzy i środowiska akademickiego zagraża interesom każdej ze stron. Nie oznacza to, oczywiście, że nie ma tu drobnych potknięć bo w obu grupach różni bywają ludzie i zdarza się, iż jakiś wariat zacznie podcinać gałąź na której siedzi. Kiedy tak się dzieje należy natychmiast jakoś zapobiegać powiększaniu się szkody. W przypadku zakładów ubezpieczeń jest to obowiązek ubezpieczonego. Tu ubezpieczone są obie strony . I każda z nich winna o wspólny interes zabiegać. Tak to działa. I dlatego afera Collegium Humanum, po krótkim rozbłysku odejdzie spokojnie w cień zapomnienia. I pozostanie prawdopodobnie poza obszarem zainteresowania "klasycznych" mediów; TV, radia i prasy.

Powiecie Państwo, że to nic szczególnego, bo takie powiązania są powszechne w dzisiejszym bardzo złożonym społeczeństwie. To prawda. Wyjątkowość tej afery  polega jednak na tym, ze znacznie bardziej niż inne dotyka ona w jakiś sposób naszego systemu wartości, zestawu przekonań, które wyznaczają nasz sposób widzenia świata i orientowania się w nim. To właśnie "uwalanie" takich spraw (np. przez modną teraz "cancel culture") jest jednym z czynników poste galopującej degrengolady którą jedni (nie wiadomo dlaczego wspierają), a inni się jej boją. Czy mamy realny wybór? Cy możemy coś zrobić? Ja nie wiem.

Waldenar
O mnie Waldenar

piszę jak mi się chce

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo