Tęgo się ostatnio napracował Władymir Władymirowicz, żeby polityka polska choć częściowo powróciła do źródeł. Rosyjska, podobnie zresztą jak i niemiecka, nie ma z tym większego problemu. Od kilku stuleci jedna jest oparta na poszukiwaniu przywództwa, druga zaś wynika ze swoiście pojmowanej chęci rozwoju, przy czym obie skutecznie ugruntowane są na fundamencie siły dyktowanej przez nacjonalizm.
Polska oferta cywilizacyjna, złożona Rosjanom przed ponad czterema wiekami, została odrzucona. Upokorzenie, jakiego doznał nasz wschodni sąsiad, dla którego nie do pomyślenia było panowanie katolickiego króla (Władysław IV Waza, car Rosji w latach 1610-1613) na tronie Monomacha, odreagowuje do dzisiaj. Świadectwem jest wystawiony na Krasnoj Płoszczadi przed cerkwią Wasyla Błogosławionego, pomnik Pożarskiego i Minina, przywódców powstania przeciw Polakom, którzy w roku 1612 opanowali Moskwę. Dziś data 4 listopada jest rosyjskim świętem państwowym (День народного единства). Polacy nie wiedzieć czemu bagatelizują ten przejaw rosyjskich kompleksów, a powiedzenie że „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica” traktują jak zabawny greps.
- Wiesz - stwierdził ostatnio mój znajomy - popełniamy błąd, gdyż z Rosjanami trzeba się porozumieć i robić z nimi interesy. - Tadziu drogi, gdybyż oni traktowali nas jak równego partnera – odpowiedziałem. - Dla Rosjan, zawłaszcza tych, którzy współzarządzali sowieckim imperium Polska pozostaje wciąż jedną z jego prowincji. To nie jest tylko kwestia porządku pojałtańskiego, ale również świadomości, jaką ukształtowała blisko dwuwiekowa obecność rosyjskiej administracji na ziemiach polskich pod rozbiorami.
Ostatnio, przy okazji jakichś debat, które odbywają się w geopolitycznej przestrzeni, padł złośliwy komentarz, że Polacy nie są w stanie rządzić się samodzielnie, czego świadectwem jest mechanizm królewskiej elekcji i panowanie władców pochodzących z innych krajów. Teza to nie do obrony, gdyż polską, na wskroś demokratyczną, szlachecką monarchią sprawnie zarządzali w takim samym stopniu zarówno władcy właśni, jak i obcy. Poza jednym zdrajcą, który w osobie Katarzyny II dostrzegł być może możliwość romantycznego pojednania się zarówno z Niemcami, jak i Rosjanami, czyli takie wash & go.
Przyjrzyjmy się może Rosji, która szansę na umocnienie monomachii znalazła właśnie jak najbardziej poza własnymi granicami. Budowniczymi nowożytnego rosyjskiego imperium, jego głównymi architektami, są Niemcy – wśród nich przede wszystkim księżniczka anhalcka Zofia Fryderyka Augusta, znana jako caryca Katarzyna II, sojuszniczka Prus, wierna kontynuatorka zapoczątkowanej przez Piotra I polityki systemu północnego. To właśnie takie postaci jak ona, nie wiedzieć czemu, stanowią punkt odniesienia dla współczesnych władców Europy: zachodniej demokratki Angeli Merkel i wschodniego dyktatora Włodzimierza Putina.
Kto wpadłby na to, co trzyma na swoim biurku niemiecka kanclerz? Otóż według tygodnika „Der Spiegel” znajduje się na nim portret… wspomnianej księżniczki Anhalt zu Zerbst. Dla Putina wzorem, jest z kolei car Rosji Mikołaj I, despota, który „stłumił” m.in. Wiosnę Ludów na Węgrzech i powstanie krakowskie w roku 1846. Portret tego władcy, wisi dziś, jak twierdzi Bernard-Henri Lévy, w gabinecie prezydenta Rosji. Przypomnę, iż pradziadkiem Mikołaja I był w prostej linii mąż Katarzyny car Piotr III, który przyszedł na świat w Kilonii, jako Karl Peter Ulrich von Holstein-Gottorp, małżonką władcy zaś - księżna Charlotte Hohenzollern. Cała ta piekielna rodzinka, która w dużym stopniu ukształtowała na dobre rosyjsko-polskie relacje, niszcząc przy okazji polską państwowość, nosiła nazwisko Romanow chyba jedynie dla kamuflażu.
Romanowowie marnie skończyli za sprawą krwawego azjaty Blanka-Uljanowa, zwanego Leninem, finansowanego przez bankierów w Niemczech, którego truchło do tej pory zalega pod murami Kremla. Nowa ekipa, zainstalowana w Moskwie, nie zrezygnowała z proniemieckiej polityki. Śp. prof. Marian Zgórniak, b. żołnierz Armii Krajowej, mówiąc nam, swoim studentom, o meandrach światowej polityki wspominał często układ z Rapallo, zawarty pomiędzy Sowietami a Republika Weimarską, dzięki któremu III Rzesza otrzymywała broń i miała możliwość jej testowania na poligonach Woroneża, a przy okazji zgłębiania wielorakich korzyści z funkcjonowania Gułagu.
Kilkadziesiąt lat później Niemcy (Rheinmetal AG), aspirujące do przywództwa w Europie, staną się sygnatariuszami kontraktu, który przewidywał budowę hipernowoczesnego poligonu w rosyjskim Mulino, gdzie miały być testowane najnowsze rodzaje broni. Dopiero pod naciskiem opinii międzynarodowej i wydarzeń na Ukrainie kanclerz Merkel odstąpiła od tej spektakularnej inwestycji. Oczywiście wszelkie dokonania polskiej dyplomacji na polu tzw. polityki wschodniej można uznać w tym kontekście za zwykły śmiech na sali.
Monomachowie ogałacający Rosję z bogactw naturalnych, rzecz to jasna, mają od wieków w głębokim poważaniu samych Rosjan. Ani wielomiliardowe straty, ani też zbrodnie wojenne nie spowodowały reorientacji w polityce zagranicznej wschodniego sąsiada Polski. W ostatnich latach Niemcy i Rosja skutecznie zacieśniały swoje kontakty, czego najlepszym przykładem jest choćby tzw. rurociąg północny.
Rodzi się naturalnie pytanie czy pomiędzy obu krajami nie został zawarty kolejny tajny układ, który dzieli dziś Europę na strefy wpływów, o czym może świadczyć niemiecka powściągliwość w reagowaniu na rosyjską aktywność militarną. Jeśli tak, to Polska z całą pewnością znajduje się na załączonej do tego dokumentu mapie po wschodniej, to znaczy rosyjskiej stronie.
FRONDA, 1 października 2014
Tylko prawda jest ciekawa.
Tego nie przeczytasz gdzie indziej. Ripostuję zwykle na zasadach symetrii.
Wszystkie umieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka