Charakter człowieka tworzy jego los.
Heraklit
Urodził się na Kresach w roku 1919. Po Traktacie Ryskim jego rodzina przeniosła się do Bydgoszczy. Miał wiele talentów. Od lat chłopięcych interesował się zagadnieniami radiofonii i łączności. Osiągał wybitne wyniki podczas nauki w bydgoskim Gimnazjum Matematyczno-Przyrodniczym im. M. Kopernika oraz podczas studiów (nieukończonych z powodu wojny) na Uniwersytecie we Lwowie; szczególnie w matematyce i fizyce. Z zamiłowaniem do nauk ścisłych szły w parze zdolności lingwistyczne. Poznał pięć języków. Już na początku okupacji Niemcy wysiedlili jego rodzinę z mieszkania przy jednej z głównych ulic miasta do lokalu o niższym standardzie. Podjął pracę w zakładach chemicznych (Dynamit-Actien-Gesellschaft Bromberg) jako elektromonter. Tam nawiązał kontakt z rodakami-członkami AK i przyjął pseudonim "Jakub" (używał również – "Radus"). Energicznie włączył się w działalność konspiracyjną (tak jak i jego dwie siostry!). Szybko zdobył zaufanie współpracowników i podziw przełożonych, którzy z czasem mianowali go szefem łączności okręgu. Ponadto organizował struktury konspiracyjne, przeprowadzał akcje dywersyjne i sabotażowe, utrzymywał kontakty z przedstawicielami konspiracji z Pomorza i innych ziem okupowanego kraju, a także z oddziałami partyzanckimi stacjonującymi w Borach Tucholskich.
Po wkroczeniu Sowietów do Bydgoszczy (styczeń 1945 r.) Leszek Biały rozpoczął pracę w Oddziale Propagandy miasta Bydgoszczy jako pracownik węzła radiowego. Jednocześnie nadal działał w podziemiu, zdając sobie sprawę z tego, że jedna okupacja została zastąpiona drugą. Jako osoba posiadająca mnóstwo kontaktów, wiedzę i środki techniczne był ważny nie tylko dla struktur niepodległościowych, ale również dla sowieckich i „polskich” służb specjalnych. Zgodnie z praktyką nowi okupanci z marszu „czyścili” zajmowane tereny z sił i ludzi będących faktycznymi lub tylko potencjalnymi przeciwnikami bolszewizmu. Podczas jednej z takich łapanek, w łapy UB wpadł Eugeniusz R., znajomy naszego bohatera. Pod wpływem perswazji zastosowanej przez komunistów wskazał Białego jako człowieka znanego mu z konspiracji. 27 lutego 1945 r. UB wkroczyło do mieszkania przy ul. Garbary i aresztowało konspiratora. Wielka musiała być radość Sowietów i ich pachołków. Natomiast w rodzinie młodego porucznika zapanował rozpacz. Nie informowano jej gdzie przebywa Leszek i o co jest oskarżony. Ta niepewność i brak wiedzy spowodował, że matka L. Białego jeszcze przez kilka lat łudziła się, iż synowi udało się uciec i przebywa w innym regionie Polski lub nawet poza jej granicami. Nadzieja bliskich umarła pod koniec 1956 r. Na fali tzw. odwilży wyszło na jaw, iż zarówno Leszek Biały jak i jego druh o pseudonimie „Bolesław” zostali zamordowani przez ubeckich bandytów w marcu 1945 r. Ich zwłoki oprawcy zakopali na podwórzu siedziby UB przy… śmietniku.
Trzeba dodać, że żaden z odpowiedzialnych za mord nie poniósł najmniejszych konsekwencji. Pogrzeb szczątków Leszka Białego w 1957 r. przerodził się w skromną manifestacją patriotyczną. Niczym sępy pojawili się na niej również funkcjonariusze bezpieki, traktując uroczystości jako okazję do rozpracowania zdziesiątkowanego i skromnego środowiska wciąż żywych niepodległościowców. Z tej ponurej sępiej „uczty” zachowało się w archiwach IPN zrobione z ukrycia zdjęcie…
Przywołałem postać Leszka Białego nie bez przyczyny. Żołnierzy Niezłomnych charakteryzujących się nadludzką odwagą, polotem, doświadczeniem, osiągnięciami i umiłowaniem Ojczyzny było znacznie więcej. Wielu z nich było zaangażowanych w walkę o niepodległość znacznie dłużej od mego krajana i kończyło swój żywot w równie okrutnych okolicznościach. Po wypędzeniu Niemców, większość z nich nie miała jednak innego wyjścia jak tylko pozostać z bronią u nogi. Młody, bo ledwo 26 letni porucznik, który teoretycznie mógł zacząć nowe życie i nie miał na pieńku z Sowietami, nie otrzymał żadnej szansy. Dlatego jawi się jako swoistym wzorzec określonego rodzaju ludzi, dla których z zasady nie było miejsca w podporządkowanych Moskwie krajach. Mimo talentów i pracowitości miał – z punktu widzenia nowych władców Polski - jeden feler: nie potrafił akceptować zła. Bez względu na to czy miało ono kolor brunatny, czy też czerwony. Z tej przyczyny nie nadawał się w żaden sposób na kooperanta dla zwolenników totalitaryzmów w procesie budowy tzw. świetlanej przyszłości. Ilu podobnych mu młodzieńców wrzucono do bezimiennych dołów? Zapewne wielu. To im i bohaterowi notki, jak mało komu, należy dziś uznanie i pamięć. Gloria victis!
Linki:
http://www.podziemiezbrojne.pl/