chinaski chinaski
2464
BLOG

Rozumiem P. Zarembę. Glosa do listu otwartego Kataryny

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 23

Kataryna wystosowała list otwarty do P. Zaremby pragnąc - jak rozumiem - odwieść go (, ale również i jego kolegów z redakcji) od odejścia wraz z Lisickim z "Rzepy". Wg Kataryny istnieje co najmniej pięć powodów, dla których Zaremba nie powinien tego robić. Wszystkie one są w mojej ocenie naciągane; wynikają chyba ze strachu przed pustką, jaka najpewniej powstanie po nadchodzących zmianach... Mnie też owe zmiany napawają smutkiem, ale... Tych "ale" jest całkiem sporo.

Pierwszym argumentem stawianym przez Katarynę to wymuszenie u Hajdarowicza ostentacji. Blogerka pisze:
"Jasne, i tak zrobią z Rzepą co chcą ale czy nie lepiej, żeby się przy tym do reszty odkryli? Odejście z Lisickim będzie ładnym gestem ale najbardziej ucieszy on tych, którzy dzięki niemu nie będą musieli sobie ubrudzić rąk."

Nie sądzę, by ONI jakoś specjalnie obawiali się "odkrycia". Odkryli się wszak bez reszty w trakcie czystek w TVP oraz Polskim Radio. I co? I nic. Żadna krzywda się im nie stała. Kontynuacja "dożynania" będzie dotyczyła- w znacznej mierze - tej samej "watahy": Wildsteina, Ziemkiewicza, Janke... Nie łudźmy się, że nie sprawia im to osobistej przyjemności.

Po drugie, nadzieje związane z Wróblewskim. Tak, Pan Tomasz to nie jest oczywiście człowiek pokroju zafiksowanych na punkcie PIS Wołka, Lisa, Maziarskiego. Wcześniej pracował(współpracował) w "Rzepie", ma doświadczenie na kierowniczych stanowiskach, zna Lisickiego i resztę. Zgadzam się, nie będzie mu łatwo objąć funkcję, zyskać zaufania zespołu. Tyle, że to dla niego "nie pierwszyzna". W ostatnich kilku latach zdążył się przyzwyczaić - kierował kilkoma tytułami. Z resztą z marnym skutkiem. Nie dał się przy tym poznać jako dziennikarz bezkompromisowy, waleczny, z pomysłem i polotem. Nie będzie wchodził w jakieś ostentacyjne konflikty, nie będzie też bronił jakoś zaciekle interesów swoich ludzi. Jak "Rzepa" się ostatecznie wywróci, po prostu odejdzie - jak kiedyś z Polski, jak za chwilę z "Dziennika". Na likwidatora obecnej postaci "Rzeczpospolitej" pasuje jak ulał.

Trzeci argument Kataryny (" po ostatnich wypowiedziach Niesiołowskiego z jednej strony, i gestach wsparcia z drugiej, każdy ruch w Rzepie będzie uważnie śledzony, a to znaczy, że łatwo będzie nagłośnić każdą próbę nacisku, cenzury, itp. ") ściśle koresponduje z pierwszym, nie wymaga zatem odniesienia.

Po czwarte, Kataryna twierdzi, iż po niechybnej porażce rynkowej nowej "Rzepy", będzie można winę za nią - przynajmniej w jakiejś części - przypisać tym, którzy ją samowolnie - w geście nieroztropnej solidarności - opuścili. Wyobraźmy sobie jednak sytuację odwrotną, tzn., porażkę rynkową nowej, "ugładzonej" "Rzepy" ze starym składem. Przecież znaczna część czytelników kupuję ten dziennik nie tylko ze względu na nazwiska, ale także (, a może przede wszystkim) ze względu na poglądy wyrażane pod tymi nazwiskami. Jeśli dział opinii - co wydaje się oczywiste (, w przeciwnym razie, po co zmieniać Lisickiego?) -  się zauważalnie zmieni (np. pod względem częstotliwości publikowania tekstów określonych autorów), czytelnik poszuka dawnej oferty gdzieś indziej, w każdym razie zrezygnuje z nowej, tej niestrawnej. Po co mają taki stan rzeczy sygnować w dalszym ciągu swym autorytetem Zaremba i inni?

Piątym argumentem są czytelnicy. Kataryna zauważa:

"Wobec nich też przydałaby się odrobina lojalności. Nawet Lisicki serwuje nam Kuczyńskich w ilościach całkowicie niestrawnych. Litości, naprawdę nie wytrzymamy większej dawki!"


Nie wiem jak inni, ale ja nie wytrzymam. Sądzę, że Hajdarowicz będzie zmierzał do odwrócenia proporcji. Mniej więcej tyle miejsca, ile dziś uzyskują Kuczyńscy dostanie Wildstein i Zaremba, etc.; resztę, może już nie tylko poczciwy Waldek, ale np. Olejnik, Kolenda-Zalewska i K. Durczok?

Kataryna próbuje być pragmatyczna. Cóż dadzą nam - czytelnikom Rzepy - gesty najlepszych publicystów? Nawet te piękne, odwołujące się do takich wartości, jak: solidaryzm, przyjaźń, wierność zasadom, nieugiętość, etc, etc. - zdaje się pytać. Ja odpowiadam: Można byłoby deliberować nad kompromisami, gdyby istniała jakaś realna perspektywa ich dochowania. Hajdarowicz niczego takiego nie gwarantuje. Wręcz przeciwnie, jego immanentna aktywność na salonach, relacje z obecną władzą, historia - nakazują sceptycyzm. Natomiast zgoda na oczekiwany, niepewny kompromis, łudzenie się, iż zostanie dochowany (, a nawet jeśli nie zostanie - to doprowadzi do kompromitacji decydentów; to też wartość!) stanowi zbyt wielkie ryzyko utraty twarzy. Dla "naszej" strony - mam nadzieję - wciąż ma to olbrzymie znaczenie. Dlatego rozumiem deklarację P. Zaremby.

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka