chinaski chinaski
5729
BLOG

Odarci ze złudzeń. Hajdarowicz kpi z apelów SDP

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 142

W zeszłym tygodniu kataryna apelowała (personalnie do P. Zaremby; choć adresatem apelu byli de facto wszyscy publicyści "RZ" zaniepokojeni sytuacją związaną ze zmianami w Presspublice) o nieuleganie emocjom - w razie dymisji Lisickiego, niedobrym rozwiązaniem była by ostentacyjna solidarność skutkująca w konsekwencji nieodwracalnymi zmianami dziennika (jego redakcyjnej linii). Argumentowała, że przyszły spodziewany naczelny - T. Wróblewski to w sumie "swój" człowiek, niezainteresowany czystkami, realizacją politycznych instrukcji. Ktoś inny wskazywał, iż samemu Hajdarowiczowi nie będzie opłacało się dokonywać rewolty; wszak to biznesmen, nie może ścinać łba kurze znoszącej złote jajka...

W odpowiedzi napisałem, że po kimś takim jak Pan Hajdarowicz żadnej woli kompromisu spodziewać się nie należy. A nawet jeśli taka propozycja by się pojawiła, będzie ona nie do przyjęcia dla większości zainteresowanych. Rządzący, którzy pozwolili Panu Grzegorzowi zakupić pełen pakiet udziałów w spółce, najpewniej nie uczynili tego bezwarunkowo. Z resztą sugestywne instrukcje odnośnie oczekiwanego "nowego otwarcia" zostały wyartykułowane nazbyt jasno - vide wypowiedzi S. Niesiołowskiego. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.

G. Hajdarowicz, w odpowiedzi na list-apel SDP, pisze:

"Liczę, że w kolejnych listach znajdę konkretne biznes plany pozwalające sfinansować działalność Presspubliki. Widząc, jak autentyczna jest Państwa troska o losy >>Rzeczpospolitej<< i >>Uważam Rze<<, proszę również, bez wahania, zabiegać o dotacje i reklamodawców, którzy pomogą nam zrealizować nasz wspólny cel, jakim jest rozwój wydawnictwa".(...)Życzę, tak Państwu, jak sobie, że pod nowym kierownictwem, SDP wróci do czasów świetności, z epoki Stefana Bratkowskiego, kiedy to było głosem zdrowego rozsądku dla środowiska dziennikarskiego".


Jak należy czytać te kpiarskie uwagi? Hajdarowicz jest dosadny i szczery do bólu. Liczy się biznes Panowie, a nie jakieś tam idee czy wartości. Interesów zaś w Polsce nie da się robić bez odpowiedniej przychylności władzy. W normalnych warunkach wyniki sprzedażowe, sukces tygodnika "URZ", stanowiłyby branżowe wydarzenie roku. W Polsce powodują niebywałe problemy. Nie jest normalną sytuacją, iż centroprawicowy, najchętniej kupowany tygodnik w Polsce, cierpi na brak zainteresowania ze strony reklamodawców. Uzasadnienia, iż nie trafia do rąk pożądanych grup targetowych są niezadowalające. O tym realnym problemem Hajdorowwicz nie wspomina. Oczywiście nieprzypadkowo. Domaga się natomiast od zaniepokojonych nadchodzącymi zmianami niemożliwego: przedstawienia biznesplanów, które pozwolą sprowadzić klientelę zainteresowaną dotacjami/wykupem powierzchni reklamowych. Powiedzmy sobie wprost: problemy finansowe Presspubliki (, jak rozumiem sytuacja jest niezadowalająca, skoro Hajdarowicz domaga się owych biznesplanów) to wynik patologicznej sytuacji na rynku. Operator komórkowy/bank/dealer samochodowy kalkuluje. Wynik ów kalkulacji jest taki, że lepiej odpuścić sobie te kilkadziesiąt tysięcy potencjalnych odbiorów - czytelników "URZ" niż zadzierać z decydentami, w których rękach są wszelkie mechanizmu umożliwiające w ogóle prowadzenie działalności (koncesje/zezwolenia/zwolnienia podatkowe/umorzenia/ wreszcie wizerunek, etc, etc). W czasach "wszechwładzy" PISu, wydawcy "Polityki" czy "Wyborczej" nie mięli problemów ze sprzedażą swoich powierzchni reklamowych - klienci ustawiali się kolejkami. To także jeden z dowodów na ukryty sens hymny PO z tamtych czasów "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie"...


Ale to nie wszystko. Hajdarowicz kpi, iż pod nowym przywództwem SDP wróci do czasów świetności, z epoki S. Bratkowskiego. Powszechnie wiadomo, jak S. Bratkowski zareagował na zmiany w Stowarzyszeniu. One wywołały u nestora prawdziwą furię. Nie twierdzę, przy tym, że SDP przez cały czas działalności w nim Bratkowskiego działało źle - były okresy lepsze i gorsze. Tyle że powoływanie się na jego nazwisko po tym, co ostatnio Pan Stefan wyczyniał publicznie, mogłoby być - w przypadku nowego właściciela "Rzepy" - mówiąc delikatnie niefortunne. Tym razem jednak żadnej niefortunności być nie może. Hajdarowicz na pewno przemyślał każde słowo swojej odpowiedzi. Chodziło więc o swoistą manifestację - rzecz jasna - niezbyt przychylną. Nie można jej w każdym razie odbierać w kategorii zaproszenia do dyskusji. To jej zamknięcie. Czymże innym jest zachęta do pójścia drogą Stefana Bratkowskiego? A takiego zdaje się "pragmatyzmu" domaga się Hajdarowicz.

Hajdarowicz zapowiedział, że chce robić gazetę liberalno-konserwatywna. Posiłkując się przedstawionymi wyżej uwagami można wnioskować, iż nie dość liberalno-konserwatywna, w ocenie Hajdarowicza - jest "Rzepa" kierowana przez Lisickiego. Jaki "liberalizm" i "konserwatyzm" może przynieść dochody Presspublice z reklam, przychylność władzy, decydentów na rynku? Wszak nie o wyniki sprzedażowe - jak ustaliliśmy - się rzecz rozchodzi; tu Lisicki osiągnął niepowtarzalny sukces. Warszafka stawia warunki: konserwatyzm i liberalizm tylko na modłę Panów Tomaszów - Lisa i Wołka.

Zdaje się, że to chciał de facto oznajmić swym publicystom i ich obrońcom G. Hajdarowicz. Pozbawił ich  tym samym złudzeń. Teraz oczekuje reakcji. Wybór jest prosty: albo się "odwracacie" ( np. na wzór wspomnianego "konserwatysty" Wołka), albo się żegnamy (pozwali im honorowo <cóż za dobroduszność!> samemu odejść)...

W tej sytuacji nie sposób oczekiwać od ulubionych przez nas publicystów niczego innego, niż to, co zapowiedział P. Zaremba...

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka