chinaski chinaski
1273
BLOG

Sąd nad Ziobro - casus Rokity

chinaski chinaski Polityka Obserwuj notkę 24

Nie od dziś wiemy, że Z. Ziobro ma olbrzymie ambicje. Nie bezpodstawnie. Mało który polski polityk może się poszczycić tak mocnym mandatem wyborczym (popularnością). Mało który polski polityk jest tak sprawy medialnie. Wreszcie niewielu polityków mięliśmy w III RP tak dobrze radzących sobie - jak Ziobro właśnie - na stanowisku rządowym. Eurodeputowany PIS swoją dzisiejszą pozycję w polskiej polityce zawdzięcza przede wszystkim wielkiej determinacji i samozaparciu. Niemałą rolę odgrywały również indywidualne talenty, polityczny węch i potrzebne w tym fachu szczęście. Ziobro, podobnie jak Kaczyński, posiada rzadką umiejętność; potrafi mianowicie porwać za sobą tłumy. Nie wystarczy być przy tym świetnym oratorem (, wszak pięknie - jak wiemy - o polityce potrafi prawić np. P. Kowal), trzeba umieć "wstrzelić się" w bieżące oczekiwania audytorium, zaczarować je, wyzwolić nadzieje. Ziobro jest w tym zakresie, świetnym naśladowcą klasyka Kaczyńskiego; wydaje się wręcz, że prześcignął mistrza - w tym znaczeniu, że potrafił przez długi czas utrzymać wysoki poziom/skuteczność swej retoryki (, Kaczyński zaś - najczęściej z przyczyn obiektywnych - miewał niestety spadki formy).

Wydaje się. Zbigniew Ziobro dotychczas nie prześcignął Kaczyńskiego i prawdopodobnie nie uda mu się tego nigdy uczynić. Po pierwsze, świetne notowania byłego ministra sprawiedliwości zawsze skorelowane były ściśle z pozycją PIS. Ziobro - jak wskazywałem wyżej - wyróżnia się spośród innych polityków swej formacji (, czy szerzej - w ogóle polityków z pierwszych stron gazet) błyskotliwością i naturalnością. Lubią go kamery. Jego wystąpienia są świetnym uzupełnieniem tez głoszonych przez prezesa; "umacniają" tą samą grupę odbiorców. Co będzie, kiedy Ziobro zacznie się z Kaczyńskim różnić, konkurować, sprzeczać? Bez emblematu partii, bez spuścizny braci Kaczyńskich, zyska posłuch? Czy podoła temu wyzwaniu? Po drugie, Ziobro już dziś jest politykiem kultowym i niebywale popularnym, tyle że w ograniczonym kręgu. Po wywołanym rozłamie, pozostaną przy nim tylko najgorliwsi, wierni fani. Któż to taki? Jest to elektorat bardzo radykalny, ultrakatolicki zaczytany w kontrowersyjnych tekstach "GazPola", gustujący w spiskowych teoriach, oczekujący postaw jednoznacznych i mocno ofensywnych. Większości wyborców PIS nie kupi retoryki prezentowanej przez ziobrystów: np. panów Świączkowskiego, Kurskiego. Po trzecie, wyborcy konserwatywni widzą w Kaczyńskim godnego reprezentanta tradycji patriotycznej, piłsudczykowskiej. Wstępni Lecha i Jarosława uczestniczyli w działaniach AK, bracia byli aktywnymi członkami antykomunistycznego ruchu oporu. Wśród ziobrystów nie ma takich postaci; trudno będzie młodemu liderowi zaprosić do współpracy środowiska odwołujące się do tamtych tradycji. Po czwarte, Smoleńsk. Dziś wielu wydaje się, że wydarzenia z 10 kwietnia 2010 r. nie zmieniły Polaków. Że te setki tysięcy ludzi jednoczących się w obliczu tragedii - to było zjawisko wywołane ad hoc, nietrwałe, nieznaczące. Po części to prawda - vide wyniki Palikota i PO. Z drugiej jednak strony Smoleńsk zacementował elektorat patriotyczny. Skonsolidował wokół jedynego realnego depozytariusza spuścizny po poległych. Sądzę, że ten fakt będzie decydujący przy przyszłych wyborach między Kaczyńskim a Ziobro.       

D. Tusk czmychający niegdyś z tonącego okrętu pod UDecką banderą i tworzący przyszły obóz władzy był tylko nieco starszy od "dzisiejszego" wiceprezesa PIS. Czy Zbigniew Ziobro chciałby powtórzyć ten manewr? Sytuacja jest inna: PIS jest osłabiony, ale nie idzie na dno. O co więc gra Ziobro? I tutaj wracamy do punktu wyjścia - przeważyła ambicja, a raczej nadambicja, być może podszepty "życzliwych". Ziobro zrozumiał, że prezes postawił na nim krzyżyk - w tym sensie, że nie namaści go nigdy na swojego następcę. A pewnie tylko perspektywa przejęcia - za przyzwoleniem prezesa - władzy w PIS mogłaby Ziobro "uspokoić". Ziobro wie, że - jak niegdyś Rokita, polityk PO - nie zostanie rekomendowany przez partię na kandydata na premiera/prezydenta. Raczej czeka go powolna marginalizacja. Nie chce powtórzyć błędów swego kolegi z komisji rywinowskiej; musi działać, stawia wszystko na jedną kartę.

Być może - a to obstawiam - znajdzie po raz wtóry potwierdzenie, że ta dawna, dla wielu rozczarowująca, decyzja "premiera z Krakowa", nie była wcale taka spontaniczna, nieprzemyślana, defensywna, etc, etc.
 

chinaski
O mnie chinaski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka