Christobal82 Christobal82
2706
BLOG

Wyjdźmy z domów!

Christobal82 Christobal82 Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 88

Wiele lat temu amerykański mąż stanu Benjamin Franklin powiedział: "Ludzie oddający swoją wolność na rzecz chwilowego bezpieczeństwa nie zasługują ani na wolność ani na bezpieczeństwo". Politycy i elity zachodnie lubią przywoływać te słowa w czasach pokoju i dobrobytu, ale szybko o nich zapominają w chwilach kryzysu łatwo przekonując swoje zastraszone "demokratyczno-liberalne" społeczeństwa do rozwiązań coraz bardziej autorytarnych. Wszak w czasach wojny i niestabilności to bezpieczeństwo życia i zdrowia ludzi gwarantuje przetrwanie społecznych czy narodowych wspólnot, a zatem również warunków do zaistnienia samej wolności. Któż w obecnej nieprzewidywalnej rzeczywistości nie zgodziłby się z nadrzędnością ochrony ludzkiego życia? "Musimy zachować dyscyplinę", powinniśmy "słuchać oficjalnych komunikatów", a przede wszystkim "zostańmy w domu" dla "naszego dobra" - słyszymy od pewnego czasu od przywódców, dziennikarzy, autorytetów naukowych i ludzi kultury. Trudno zatem oczekiwać, aby ten przekaz nie zainkubował się w zbiorowej świadomości szybciej niż koronawirus.

Nie będziemy tutaj definiowali hierarchii wartości jakimi są życie, zdrowie, wolność, własność czy prawo do poszukiwania szczęścia. Robili to już mądrzejsi od nas. Zapewne jednak w momentach dramatycznych zbiorowego i indywidualnego życia człowiek zawsze wyróżniał się ze świata natury zdolnością do poświęcenia siebie na rzecz tego co wykracza poza jego ziemską egzystencję, tego co trwałe, a nie przemijające. I nietrudno znaleźć współczesne autorytety, które dopatrują się w obecnym "stanie zagrożenia" szansy na wykrzesanie postaw obywatelskich i społecznej solidarności. Niestety, jest to iluzja tym bardziej niebezpieczna, że na naszych oczach staje się nowym wyznaniem wiary współczesnego Polaka, w takim stopniu jak w społeczeństwach zachodnioeuropejskich konformistyczna poprawność polityczna czy ekologia. Wszystkie te globalistyczne ideologie łączy bowiem jedno przekonanie: "winny jest człowiek", który "musi się zmienić" nawet wbrew swojej naturze. 

Nie znamy dokładnego źródła obecnej pandemii i nie wiemy jak długo z nami zostanie. Wiadomo natomiast, że polityczne i naukowe elity rozwiniętego świata otrzymały do ręki potężne narzędzie pozwalające im kontrolować ludzką aktywność, zmieniać świadomość, system wartości i zachowania milionów ludzi. Niemal jak w totalitarnej utopii - wszystko staje się możliwe. Trudno przewidzieć długofalowe skutki gospodarcze rozszerzającej się kwarantanny, ale potężne ponadnarodowe korporacje i podmioty pomimo chwilowego zawirowania rynkowego odbudują swoją pozycję najpewniej kosztem tych małych i uboższych, którzy poniosą niepowetowane straty. Nie można z ledwo skrywaną satysfakcją mówić o rozpadzie wspólnoty europejskiej (której nie było również wcześniej) bez uwzględnienia faktu, że obecna pandemia, a zwłaszcza reakcja państw na zagrożenie uderza w równym stopniu we wspólnoty narodowe, regionalne czy lokalne. Niszczy społeczny kapitał i sieci zaufania będące fundamentem budowy samorządnego i wolnego społeczeństwa. To nie będzie zatem koniec globalizacji, ale jej monopolizacja skutkująca pogłębiającym się podziałem na strefy rozwoju i niedorozwoju. Wolę nie przewidywać, w której z nich znajdzie się nasz kraj. Ale deklaracje pomocy rządowej dla polskich przedsiębiorców w kontekście zapowiadanej recesji brzmią jak podstępne znieczulenie, które zachęca do zawieszenia interesów na czas nieokreślony (bo rząd obiecał odszkodowania).

Wszystko to sprawia, że ulice polskich (i europejskich) miast są coraz bardziej puste i martwe. Odizolowani od siebie ludzie nie tylko nie mają szansy budowania zdrowej społeczności, ale są najbardziej brutalnym przykładem atomizacji trwającej od początku epoki przemysłowej. Na temat fatalnych następstw rozbicia wspólnot lokalnych i sąsiedzkich dla polityki, społeczeństwa i kultury pisał pod koniec XX w. amerykański historyk Christopher Lasch: ucieczka w izolowaną prywatność wymuszona przez kosmopolityczny rynek rozbija wspólne wartości bez których niemożliwe jest życie publiczne. Znikają miejsca spotkań przeznaczone na rozmowę zastępowane przez ośrodki wymiany informacji i handlu. Wydaje się, że jesteśmy właśnie świadkami przyspieszenia tego procesu, tym razem przez globalizm epidemiologiczny.

Jeżeli sztuka prowadzenia dyskusji i deliberacji to podstawa demokracji i obywatelskiej wspólnoty to obecne zjawiska są jego dokładną odwrotnością. Socjalizacja nie dokonuje się przez internet, ponieważ jej nieodłącznym warunkiem budującym wzajemne zaufanie między ludźmi jest spotkanie połączone z rozmową. Jeszcze niedawno utyskiwaliśmy na "millenialsów" wpatrzonych w smartfony i laptopy, którym wirtualny świat odbiera zdolność percepcji rzeczywistości, piękna, prawdy i dobra. Młode pokolenie "dało sobie spokój z rozmową" jak pisał Roger Kimball. Dziś z kolei słychać zapowiedzi postępu, który ma polegać właśnie na naszym oddalaniu się od siebie, wykonywaniu zdalnej pracy, budowaniu wirtualnych relacji społecznych, a może nawet prywatnych. Czy naprawdę jesteśmy już tak blisko koszmarnej wizji Michela Houellebecqa z "Możliwości wyspy"? Dlaczego w XXI w. ogranicza się ludziom prawo do korzystania z publicznej przestrzeni i miejsc spotkań, dlaczego w "wolnym kraju" w piękny wiosenny dzień nie możemy wybrać się z dzieckiem na plac zabaw, dlaczego wylęknieni obywatele "niepodległej" obawiają się nawet odwiedzić najbliższych? Bo mamy pandemię - odpowiedzą kosmopolityczne elity. 

Chyba nieprzypadkowo niedorzeczna akcja "zostaję w domu" została zainicjowana przez celebrytów i dziennikarzy. Posiadając strzeżony dom z ogrodem, prywatnym basenem, szoferem i niezależnym zaopatrzeniem można żyć w "kwarantannie" pozostając nadal w związku ze światem i ludźmi. Gdy jednak spojrzymy na rzucane z okien i balkonów zatroskane i zmęczone spojrzenia mieszkańców szarych blokowisk zagnieżdżonych z dziećmi i krewnymi na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, obawiającymi się rozmowy z sąsiadami, wyczekującymi posłusznie na kolejne serwisy informacyjne to można pomyśleć tylko jedno - temu zalęknionemu narodowi znowu wypowiedziano wojnę.

Tymczasem domowa izolacja jest wątpliwą ochroną przed jakąkolwiek infekcją, o czym wiedzą wszyscy, którzy jeszcze wczoraj zachęcali nas do aktywnego trybu życia na otwartym powietrzu, sportu i korzystania z uroków natury jako najlepszego sposobu dbałości o kondycję fizyczną i zabezpieczenia przed chorobami. Epidemia hiszpanki z 1918 r. dowiodła skuteczności leczenia chorych w szpitalach otwartych - największe żniwo choroba zebrała wśród tych pozostających w ciasnych, izolowanych i niewietrzonych pomieszczeniach.

W rzeczywistości zawojowanej przez postmodernizm brakuje autentyczności - polityka, religia, gospodarka, stosunki międzyludzkie, a nawet wiedza naukowa stały się skomercjalizowanymi "fake newsami", środki masowego przekazu tworzą wirtualną rzeczywistość, nie wiadomo już komu zaufać. Ale w takich okolicznościach zamknięcie się w domu bez kontaktu z ludźmi skazując się na doniesienia medialnych "kołchoźników" jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych.

Poczucie bezpieczeństwa w izolacji jest fałszywe, ponieważ każde rozwiązanie ostatecznie doprowadzi do zetknięcia się większości populacji z wirusem. Żaden rząd, służba zdrowia czy polityczne granice nie obronią nas przed tym. Dlatego nie oddawajmy realnej wolności w zamian za iluzję bezpieczeństwa. Chrońmy osoby starsze i narażone na powikłania, ale nie odmawiajmy sobie spotkania, dyskusji i spędzania wspólnego czasu z przyjaciółmi, sąsiadami czy rodziną. Obudźmy się z tego letargu, w jaki wprawiła nas otępiająca mobilizacja epidemiologiczna zapędzająca miliony ludzi do domowych zagród. Nie pozwólmy zamurować się żywcem w betonowych schronach z lęku przed drugim człowiekiem. Wyjdźmy z domu, rozmawiajmy ze sobą, spróbujmy żyć normalnie i być ludźmi!



Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo