DonCarlosdeLegion DonCarlosdeLegion
114
BLOG

Rondo im. Skrobanki Na Żądanie

DonCarlosdeLegion DonCarlosdeLegion Społeczeństwo Obserwuj notkę 7
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że warszawskie rondo im. Dmowskiego najprawdopodobniej zmieni nazwę. Na rondo Praw Kobiet. Ma to być wielkie zwycięstwo ruchów feminazistowskich nad ciemnogrodem. Dmowski ma w tym układzie zapewne być uosobieniem tego ciemnogrodu. Jakie ruchy, takie zwycięstwo – chciałoby się napisać.

Postaci Dmowskiego ze wszech miar nie lubię, a wykrzykiwane chętnie przez co niektórych hasełko: „Dmowski – wyzwoliciel Polski” kwituję pobłażliwym uśmieszkiem. Bo z Dmowskiego taki wyzwoliciel Polski, że to POW rozbrajała w Warszawie Niemców i organizowała terenowe struktury sił porządkowych, wojska i Państwa. Również ze względu na wcześniejszą – jak i późniejszą, niż odzyskanie niepodległości – działalność pana Romka i  jego endeckiej, zaplutej zgrai postać ta mojej sympatii i szacunku nie miała i mieć nie będzie.
Warto przypomnieć, że jutro – czyli 11 grudnia – przypada kolejna rocznica zaprzysiężenia Gabriela Narutowicza. Jednej z – i chyba najbardziej znanej – ofiar endeckich fanatyków, których nagonka doprowadziła do zamachu na jego życie. A pod który to zamach grunt przygotowywały usilnie sfanatyzowane kreatury i miernoty pokroju (tak ukochanego przez niektórych) Hallera i prasa endecka („…endecka ręka wciskająca pistolet w dłoń Niewiadomskiego” – jak pisała gazeta o profilu nie-prawicowym po zamachu w „Zachęcie”, który miał miejsce 16 grudnia 1922).
Planowany przez PPS i część wojska na przywódcach prawicowych odwet z trudem udało się powstrzymać.
Współczesne endectwo niewiele różni się od swojego przedwojennego przodka. O tym, z jaką bandą mamy do czynienia niech świadczy fakt, że wielu współczesnych neoendeków czci Niewiadomskiego jak bohatera. Ale to nie jedyny objaw schizofrenii i szkodnictwa tej formacji polityczno-ideowej – ale o tym kiedy indziej i jeszcze nie raz.
Do rzeczy, czyli do ronda.
Mnie – jak widać wyżej – nie o obronę ronda Dmowskiego się rozchodzi, ale o sam fakt pomysłu zmiany jego nazwy i środowisko, od którego ten pomysł wyszedł. Bo jest on, moim zdaniem, dość dla niego symptomatyczny.
Stwierdzenie, że polskie feminazistki usilnie zajmują się bzdurami – które większości kobiet albo nie dotyczą, albo nie interesują – będzie chyba truizmem.
Bo co one REALNIE robią na rzecz kobiet, poza darciem mord o (fetyszyzowanej przez nie w stopniu najwyższym) aborcji, gender, LGBTWQWERTXYZ i organizowaniem bzdurnych szkoleń?
Ile domów samotnej matki stworzyły?
Ilu ofiarom przemocy realnie pomogły?
Ilu kobietom w trudnej sytuacji materialnej pomogły?
Ile starszych, samotnych kobiet znalazło u nich wsparcie?
Ile ofiar handlu żywym towarem uratowały, ilu takim kobietom pomogły wrócić do społeczeństwa i otrząsnąć się po ich gehennie?
W ilu krajach muzułmańskich protestowały (i dlaczego tak bardzo kochają panów imigrantów z tamtych terenów…?) w obronie praw kobiet?
Przecież tak chętnie podejmują część powyższych tematów i w iście apokaliptycznym stylu odmalowują obraz sytuacji w Polsce. Ale jakoś nie widać żadnych efektów tego gęgania. Inaczej być nie może, skoro jedynym celem nadrzędnym dla tej bandy jest aborcja na żądanie. Taki jest prawdziwy cel tego wszystkiego – skrobanka jako kolejny środek antykoncepcyjny. Cel, bożek, obiekt westchnień i marzeń, utożsamiany z nowoczesnym, puszczalskim stylem życia.
Wszystko to jest objawem oderwania – jakże powszechnego wśród tych, którzy uważają się za inteligencką elitę narodu – od tych, których rzekomo się reprezentuje i o których – rzekomo łamane – prawa się walczy. Wszystkie te marsze pod błyskawicami – to są niedoszłe rewolucje bogatych dziewczynek z dużych miast. Twitterowych Julek, w swej masie nie mających pojęcia o prawdziwym życiu.
Choć trzeba odnotować fakt pojawienia się feminazizmu tzw. socjalnego, stojącego w opozycji do julkowo-korporacyjnego feminazizmu lewo-liberalnego. Czym on się charakteryzuje? Domyślam się, że kładzie zapewne większy nacisk na kwestie, o które pytałem wyżej. Ale w sumie to nie wiem i nie obchodzi mnie to – jak feminazizm w ogóle.
Zaraz podniesie się larum, że facet pisze o aborcji. A i owszem, pisze. Drogie feminaziny, ja mam większe prawo do wypowiadania się na temat aborcji, niż spora część z was. A wiecie, dlaczego?
Ano dlatego, że temat ten dotyczy mnie… bezpośrednio.
Jakim sposobem?
Takim, że gdy moja Matka – będącą w ciąży ze mną – dotarła do szpitala z komplikacjami, przyjmującą ją kobieta z lekceważeniem stwierdziła, że jej zdaniem dziecko jest martwe. I ona by usunęła. Ale – jakże litościwa! – decydować nie miała zamiaru i kazała czekać na lekarza.
A gdyby jednak do niej należała decyzja? I zadecydowała…?
Nie chcę nawet sobie wyobrażać, co przeżywała wtedy moja Matka. Tym bardziej, że swoje pierwsze dziecko straciła…
I nie jest to jedyna bliska mi kobieta, która przeżyła koszmar utraty dziecka.
Nie zrozumcie mnie źle, ja nigdy nie byłem zwolennikiem pani Kai Godek i całkowitego zakazu aborcji. Nie. Ale nigdy też nie byłem i nie będę zwolennikiem całkowitej liberalizacji prawa aborcyjnego. A tego chciałyby feminaziny, utożsamiające prawa kobiet z prawem do niczym nie ograniczonych skrobanek na żądanie.

Lat 32. Trochę piszę, trochę oglądam, trochę obserwuję. Czasem heretyk, czasem tradycjonalista, niechętny światu współczesnemu. Mąż, ojciec, piłsudczyk, wróg endecji i komuny pod postacią wszelaką, III RP, kapitalizmu a la Balcerowicz i towarzyszącej im salonowej lumpeninteligencji. Ideowy mięsożerca. Z wykształcenia pismak, z zawodu człowiek wielu zawodów. I wielu pasji. Na tym blogu nie ma demokracji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo