Biorąc pod uwagę to, że z dwóch laptopów, które posiadam, przy dobrej pogodzie, dałoby się może złożyć 0,9 jednego działającego, a także fakt, że mój Internet provider częściej zapewnia palpitacje serca, niż przesył danych (szczególnie w trakcie wykonywania przeze mnie pilnych zleceń na wczoraj), informacja, że coś podobno w Sieci się blokuje nie obeszła mnie jakoś szczególnie; a nawet napełniła złośliwą radością, gdy okazało się, że są to strony rządowe.
Albowiem, niezależnie od tego, kto faktycznie stoi za atakiem („atakiem”?): dzieciaki, Ruskie, bojownicy o wolny net, polskie służby robiące test stron rządowych, czy te same służby przygotowujące
stan wyjątkowy, istnieje szansa, że akcja, efektem której było uniemożliwienie wejścia na strony, rzekomo, dla państwa istotne, może zostanie wspomniana przy kolejnej okazji, kiedy na tapecie pojawi się temat głosowania przez Internet.
f
