Grudeq Grudeq
824
BLOG

C.K.Armia maszeruje do Unii Europejskiej

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 9

 

 

Chociaż zwykłem Unię Europejską przyrównywać do Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, potocznie zwanego I Rzeszą, to dziś poczynimy paralelę znacznie bliższą historycznie – cofniemy się bowiem ledwie o 100 lat do wspaniałej, najjaśniejszej Cesarsko-Królewskiej monarchii Austro-Węgierskiej. Nasza paralela będzie zdecydowanie ograniczoną w zakresie. Nie będziemy bowiem zajmowali się relacjami jakie miał Parlament Austriacki do Sejmu Krajowego w Galicji, ani jakie uchwały mógł podejmować Sejm Galicyjski, a co już leżało w kompetencji wspólnego parlamentu Austro-Węgierskiego. Ani nawet nie zajmiemy się relacjami między Węgrami i Chorwacją w związku z powoływaniem Bana Chorwacji – czy leżało to w kompetencji Cesarza w Wiedniu, czy Króla w Budapeszcie. Opuścimy nawet zagadnienie wspólnej okupacji Bośni i Hercegowiny. Zajmiemy się tylko jedną rzeczą – cesarsko-królewską armią.

Zawsze zastanawiało mnie, co było przyczyną tak słabej postawy C.K. Armii w działaniach I Wojny Światowej. Istnienie Szwejka i Szwejków czy Kań-Kaniowskich, są co prawda pewnym wytłumaczeniem, ale to tylko część wytłumaczenia. Ktoś wspomni o Aferze „tęczowego pułkownika” Alfreda Redla. To też będzie tylko częściowe wytłumaczenie. Język. Tuż przed samym wybuchem I Wojny był wielki spór na linii Wiedeń-Budapest o język używany w wojsku. Węgrzy chcieli przeforsować aby pułki rekrutowane na Węgrzech używały tylko i wyłącznie węgierskiego. Najjaśniejszy Pan trzymał się zasady, że armia jest całej monarchii i chociaż językiem komend jest niemiecki, to każda z narodowości ma prawo do używania swojego języka. Wystarczyło aby w danym pułku było 20% żołnierzy danej narodowości, i język tej narodowości stawał się drugim językiem pułkowym. Czyli co do zasady można było służyć w C.K.Armii i nie znać niemieckiego. Spór został zażegnany tak, że nie zmieniono niczego. I w momencie wybuchu wojny cała ta mieszanka językowa z pułkami jednojęzycznymi, dwujęzycznymi i trzyjęzycznymi stanęła na froncie.
 
C.K. Sztab dość sprytnie zauważył, że nie można na froncie ustawiać armii składających się tylko z pułków danej narodowości (Czechów, Chorwatów czy Polaków), bo istnieje groźba, że taka cała armia jak nie pójdzie w rozsypkę, to zdezerteruje albo przejdzie na drugą stronę, co akurat w przypadku Czechów na froncie rosyjskim było jak najbardziej do pomyślenia. Trzeba więc było ustawiać pułkowo. Pułk czeski, obok węgierski, dalej polski, austriacki, legioniści Piłsudskiego, rusińsko-austriacki..
 
I teraz wyobraźmy sobie taką sytuację. Do ataku idzie czeska piechota, wsparcia udziela węgierska artyleria, a batalion sanitariuszy złożony jest z Rumunów z Siedmiogrodu. Czeski dowódca ustala z Węgierskim. O 11 do 11:15 dasz ogień na Rosjan, a 11:15 przestaniesz bo wtedy moje bataliony poderwę do boju: ano? Tudom? Igen? 11 – ano. 11:15 ne. Fersztejen?
Igen, igen….
 
Słusznie zauważano przed akcesem do Unii Europejskiej, że aby ten projekt przetrwał musi wypracować jeden język. Tylko pytanie jaki? Już widzimy jak chętnie Francuzi rezygnują na rzecz angielskiego, Anglicy oddają pierwszeństwo niemieckiemu, a Niemcy stwierdzają, że najłatwiejszy jest polski i to on powinien być językiem Unii. Czyli będzie tak jak jest.
 
Tym razem problem językowy nie wyjdzie nam w Armii, bo tej Europa nie chce. Ale wyjdzie nam w prawie europejskim. Jak może być bowiem jednolite prawo dla całej Unii Europejskiej, które będzie w 25 językach urzędowych, bez ustalenia chociażby tekstu oryginalnego, bo wszystkie się oryginalne – aby nie urazić żadnego z państw. Może tego jeszcze obecnie nie widać, ale za kilka lat może nastąpić paraliż ze względu na to, że prawo europejskie robi się coraz bardziej szczegółowe i ktoś tekst prawny, jakiś szczegół zinterpretuje sobie po czesku, a ktoś inny po niemiecku. I już nam dwie całkowicie odmienne normy wyjdą. W końcu tekst prawny zawsze składa się z jakiś klauzul generalnych i np. porządek, jest inaczej rozumiany nad Szprewą, a całkowicie inaczej nad Wisłą czy nad Tybrem.
 
Można zapytać jeszcze. Jak może wyglądać wspólne prawo budowlane dla Finlandii i Hiszpanii. Czy można ustalić jednakowe materiały budowlane dla tych krajów? Ilość kaloryferów, rozkład pokoi? Jeżeli takie różnice będziemy chcieli uwzględnić w jednym tekście prawnym, to wyjdzie nam że dla uregulowanie jednej drobnostki będzie potrzeba z 50 norm prawnych uwzględniających stosowne różnice. Te 50 norm pomnożonych przez 26 języków.. i można już szukać furtek interpretacyjnych jak nie w języku, to w wykładni, że my budując dom w Szkocji wzięliśmy normę z Grecji, bo przecież tam też są wysokie skały nad morzem i dlatego nasz dom ma takie szerokie werandy zwrócone do morza.
 
Amerykanie są jednak bardziej praktyczniejsi od Europejczyków. Tam takie rzeczy oddano w ustawodawstwo stanowe, wszak też mamy tam takie same problemy, że co innego dom na Florydzie, a co innego w Teksasie czy Oregonie. Unia Europejska takiego rozwiązania się boi, bo raz, że pozbawia to zajęcia połowę brukselsko-strasburskiej euro-elity. Dwa, że nie prowadzi do budowania homo-europeicus, wychowywanego w takich samych warunkach.
 
Pozostaje nam zatem czekać, kiedy Unia Europejska jak niegdyś C.K. Monarchia stanie do chwili próby dziejowej, i co z tej próby wyjdzie.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka