Człowiek wyjdzie z PZPR, ale PZPR nigdy z niego nie wyjdzie. Za pewne gdyby Profesor Balcerowicz był wychowywany w warunkach normalnej demokracji parlamentarnej, w warunkach dżentelmeńskiej rywalizacji politycznej to swoją wypowiedź w temacie protestu „Solidarności” przeciwko planom podniesienia wieku emerytalnego sformułowałby tak: „Nie zgadzam się z opinią przedstawicieli tak szacownego związku. W tym przypadku to Rząd ma rację i w szukaniu oszczędności trzeba sięgnąć po takie, jednak drakońskie, kroki. Zapowiedzi protestów ze strony Solidarności wydają mi się nierozsądne”. Ponieważ jednak Profesor Balcerowicz chował się w Polsce ludowej to ten sam komunikat musi sformułować tak: „To jest droga do kompromitacji tej organizacji, która nosi nazwę tak dumną. Bo proszę sobie wyobrazić, co Polacy sobie pomyślą, pomyśleliby, gdyby takie warcholstwo miało miejsce”.
http://biznes.interia.pl/raport/emerytury/news/balcerowicz-solidarnosc-sie-kompromituje-protesty-przeciw,1771193,7371 Dwadzieścia ponad lat III Rzeczypospolitej, 35 lat po wydarzeniach radomskich, a pan Profesor cały czas walczy z warchołami.
Mamy też w wypowiedzi pana Profesora odwołanie do świeższych czasów walki z warcholstwem PIS-u i ŚP Pana Prezydenta Kaczyńskiego: „Przypominam sobie tę dawną Solidarność, która była w czołówce reform i patrzę na tę obecną Solidarność, to jest główny hamulcowy, i robi mu się smutno”. Jak to się pojęcie „główny hamulcowy” ładnie przyjmuje w naszym języku debaty politycznej.
Pan Profesor w ogóle nie rozprawia się z argumentami Solidarności, bo to przecież warcholstwo, a z warcholstwem się nie dyskutuje. Nie wnika w przyczyny takiego, a nie innego oporu Solidarności przed zwiększeniem wieku emerytalnego. Nie zalewa nas danymi ekonomicznymi popierającymi projekty rządu. Pozwala sobie tylko na stwierdzenie, że jeden kraj ma wyższy wiek emerytalny niż 67 lat, a tu przecież od razu się nasuwa pytanie, a ile krajów ma niższy tenże wiek? Żadnej refleksji na temat przyczyn ubycia 2 milionów z ludności w wieku produkcyjnym. Nic. Pan profesor ma tylko refleksję, że jak dostaje argumenty „Solidarności” to jest mu smutno.
Wszystko to sprawia, że zamiast merytorycznie rozmawiać nad problemami finansów państwa, Pan Profesor prowadzi nas na front walki ideologicznej, poprzez zastosowanie sofistycznej metody dyskusji. Przecież nie ma sensu rozprawiać z argumentami Solidarności, skoro jest to organizacja warchołów (tu jeszcze sprytne zagranie Pana Profesora, który się posiłkuje tym że sami Polacy tak myślą o działaniach Solidarności, jako o działaniach warchołów – może PO zaczyna już zwozić autobusy swoich sympatyków, protestujących przeciwko warcholstwu – a co gdy Polacy myślą inaczej), a skoro organizacja warchołów to i argumenty warcholskie.
Część z działaczy „Solidarności” taką argumentację zbijać będzie: „Przecież to liberałowie, to jak tu z nimi rozmawiać”. I w tym momencie materia naszego sporu staje się już tak odległa. Bo przechodzi się do najprostszej pyskówki: My, liberalnie oświeceni na Europę – Wy, najprostsze warcholstwo, z drugiej strony widzianej jako: My, patriotyczna sól ziemi Polskiej – Wy, wstrętni zaprzedajni liberałowie. Jednakże taka odpowiedź „Solidarność” nie może zmywać z Profesora Balcerowicza winy za kierowanie dyskusji w stronę sofistyki. Szczególnie, że jest to człowiek nauki, były minister, który aż się rwie do merytorycznej dyskusji. No tak, ale jakże o wiele prościej prostotę swojego myślenia i obronę tylko i wyłącznie swoich interesów przykryć sprawdzoną komunistyczną metodą pozbawiania drugiej strony prawa do sporu.
Dorzucić do tego należy jeszcze naszą, sięgającą I Rzeczypospolitej, dychotomię podziału na szlachtę i chłopstwo. A przecież dla jaśnie oświeconej Szlachty, chłopstwo nie było niczym innym jak tylko warcholstwem, wciąż pijącym, kradnącym, oszukującym. I tego wszystkiego dopatrywano się rzecz jasna w samym charakterze chłopstwa, a nie układu praw czy stosunków własnościowych jakie ta sama szlachta chłopstwu przygotowała. I dlatego nasza dzisiejsza jaśnie oświecona elita nie widzi żadnej nielogiczności w tym, że chce się podwyższać wiek emerytalny, a bezrobocie nie chce spaść poniżej 13% i ma raczej tendencję wzrostową. I to nie dlatego, że ludzie nie chcą pracować, tylko że nie ma w Polsce tylu stanowisk pracy. To może zamiast zwiększać liczbę ludności w wieku produkcyjnym, zwiększono by liczbę miejsc pracy? Tylko, że to wymagałoby otwierania nowych fabryk, a nie ich zamykania, w czym obecny Rząd raczy się specjalizować, bo jak wiadomo na przekór tym planom stoi polskie warcholstwo.
Inne tematy w dziale Polityka