Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko
347
BLOG

Kwestia konfuzji

Grzegorz Cydejko Grzegorz Cydejko Polityka Obserwuj notkę 1

 

W związku z debatą o sprawach mniejszych, zastanawiam się, czy ktoś już nie napisał do jej bohatera czegoś takiego:

Wielce Szanowny Panie Premierze,

W związku z potwierdzonymi przez Pana doniesieniami o możliwym desygnowaniu Pana przez radę PKO Bank Polski SA na stanowisko prezesa zarządu tego banku, pragnę podzielić się z Panem kilkoma uwagami na temat konfuzji.

Niestety, znaczenia wyrazu „konfuzja" nie znajdzie Pan w Wikipedii. Ale w powszechnie dostępnych słownikach jego desygnat jest opisany. Prosty człowiek powiedziałby, że to tak, jak wtedy, kiedy żona zastaje męża w łóżku nie z sobą. Nie-cienias ma bardziej skomplikowane sposoby wywodzenia znaczenia tego wyrazu.

Sam niniejszy list byłby wyrazem konfuzji, gdyby nie fakt, że nie tylko go do Pana posyłam, ale też publikuję.

Bo widzi Pan, ludzie nie wierzą, że mógłby Pan na poważnie kandydować na prezesa banku. Nie tylko, że dużego banku, takiego, w którym milionami trzymają depozyty, ale nawet takiego małego. Ludzie po prostu wiedzą, że na bankowości trzeba się znać, by uczciwie kandydować na stanowisko w zarządzie. A o Panu wiedzą, że jest Pan uczciwym człowiekiem.

Dlatego, donoszę, w wielkiej liczbie uważają, że to wszystko tak dla zamydlenia oczu i zmylenia pańskich przeciwników. W rzeczywistości oczekują już pańskiej nominacji na stanowisko prezesa zarządu TVP SA, no, w ostateczności - prezesa Narodowego Banku Polskiego. Z tego, co słyszę, już raczej tam widzą dobre wykorzystanie Pańskich kwalifikacji.

Dobrze zorientowani wiedzą, że nie może Pan wrócić do Sejmu, by stamtąd, jako poseł, zadbać o naszą gospodarkę. Jej dobro leży Panu na sercu i nikt nie może mieć co do tego wątpliwości. Ale też Pański mandat wygasł w lipcu. W związku z przyjęciem funkcji Komisarza Warszawy. Powrotu do Sejmu w najbliższym czasie więc nie ma, a szkoda. Już tylko bardzo dobrze zorientowani wiedzą, kto jest np. przewodniczącym Komisji Gospodarki sprawującej w imieniu Wysokiej Izby kontrolę nad sprawami i ministrami gospodarczymi, takimi jak Piotr Woźniak czy Zyta Gilowska.

Z pewnością jest Pan wysokiego zdania o pośle Maksie Kraczkowskim z Prawa i Sprawiedliwości, stanu wolnego, który nie ma co prawda stażu parlamentarnego, ale za to już w marcu skończy 28 lat. Wiadomo jednak, że gdyby poseł Kraczkowski mógł ustąpić Panu miejsca w fotelu przewodniczącego komisji sejmowej, nie musiałby Pan ubiegać się u premiera Kaczyńskiego o stanowisko wicepremiera, by sprawować w imieniu narodu władzę nad gospodarką.

Pan z pewnością sam odczuwa, jak zdezorientowany i oszołomiony (przywołując podmiot liryczny jednego z wczesnych utworów Led Zeppelin) jest Pańską decyzją narodek polityczno-publicystyczny. Przyznaję, że media nie popisały się znajdując w Pańskiej decyzji motywy finansowe. Wiadomo nie tylko specjalistom, że prezes PKO BP uchodzić może w środowisku bankowym niemal za pariasa.

Nawet po zmianie ustawy kominowej mógłby Pan liczyć na 10-krotność przeciętnego wynagrodzenia w przemyśle, czyli powiedzmy 27575,90 zł miesięcznie i, jeśli zysk banku wzrósłby o 10 proc. - premię roczną w wysokości 6 pensji. To razem dałoby Panu niespełna 0,5 mln zł rocznie. Cóż to jest w porównaniu z wielomilionowymi wynagrodzeniami w sektorze komercyjnym?

Są co prawda metody na ominięcie ustawy kominowej, ale Pan by się do nich nie uciekał. Zatem Pańskie wynagrodzenie pozostawałoby w dystansie niewielkim do tego, które otrzymywałby Pan jako poseł lub zarządzający niebankowym przedsiębiorstwem.

Lekką konfuzję można by odczuć czytając wpis na pańskim blogu: „Ciekawe czy Komisja Nadzoru Bankowego może przesłuchiwać kandydatów do pracy w bankach publicznie? A może Pan Prezes Leszek Balcerowicz zgodziłby się przesłuchać kandydata na prezesa największego polskiego banku w jakiejś telewizji, albo w internecie? To mogłoby być ciekawe. Wszyscy mogliby sprawdzić, czy człowiek się nadaje."

Problem nie w tym, czy KNB może debatować publicznie. Problem w tym, że to przecież sam Pan, jako premier, działając błyskawicznie i zdecydowanie, doprowadził do zmiany prawa o nadzorze nad instytucjami finansowymi. Teraz nie prezes NBP jest przewodniczącym KNB! Bardzo Pan tego chciał, nie pamięta Pan? Przewodniczącym jest Stanisław Kluza.

I teraz, niechże się Pan zastanowi, w jakiej sytuacji stawia Pan przewodniczącego KNF i KNB, byłego ministra finansów, człowieka o nieposzlakowanej opinii i znawcę gospodarki, skoro będzie musiał decydować w pańskiej sprawie? Przecież już raz musiał głosować przeciw Jaromirowi Netzlowi, którego kwalifikacje i przygotowanie do kierowania PZU musiał uczciwie uznać za niewystarczające.

Albo Piotr Soroczyński, wiceminister finansów, wcześniej główny ekonomista jednego z banków. Jak by Pan głosował na jego miejscu?

Co do Wojciecha Kwaśniaka, to zakładam, że podobnie jak w głośnej sprawie negocjacji z Unicredito wyłączyć się może z głosowania. Mieliście ostry konflikt, padały jakieś oskarżenia... Po co mu przesłuchiwanie Pana i popadanie w konfuzję? Na jego miejscu bym się wyłączył, a Pan?

W przypadku Macieja Szmigiero jest jeszcze trudniejsza sprawa. Ten powszechnie lubiany przez studentów wykładowca prawa administracyjnego na UKSW, zaledwie we wrześniu został referendarzem w Ministerstwie Finansów. Dziś jest tam dyrektorem departamentu legislacyjnego. Ale to chyba młody działacz PO? Może były asystent Jana Rokity? A może się mylę, jednak, rozumie Pan, że tacy ludzie mogą przeżywać problem rozdwojenia między instrukcją z reprezentowanej przez siebie instytucji a literą prawa...

W podobnej sytuacji stawia Pan wiceprezesa NBP Jerzego Pruskiego (pamięta Pan, jak głosował w sprawie Netzla?), Ewę Kawecką-Włodarczyk (prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego), a może i Danutę Wawrzynkiewicz (przedstawicielka Prezydenta RP w KNB).

Czy naprawdę chce Pan postawić swoją osobistą popularność, renomę, zasługi przeciwko przepisom i obyczajowi dla stanowiska prezesa banku? Naprawdę?

A wreszcie, niech Pan pomyśli, dlaczego murowany do niedawna kandydat na wybrane przez Pana stanowisko, p.o. prezesa PKO BP stracił ostatnio zapał do kandydowania i podobno wspomina coś o odejściu z banku na stabilniejsze stanowisko? Czy jeśli prawdą jest, że pewien biznesmen z Gdańska nie tylko w PZU, ale i w PKO BP chciałby widzieć bezpieczną arenę do prowadzenia biznesu, to postawi go Pan w sytuacji, w któej musiałby powalczyć z Panem promując własnego kandydata? A jeśli nie nadejdzie znad morza sprzeciw wobec Pana jako prezesa PKO BP, to czy chciałby Pan widzieć siebie jako osobę posądzaną o namaszczenie ze strony tego biznesmena?

Bo, widzi Pan, są sytuacje, w których i Pan może odczuć głęboko znaczenie wyrazu „konfuzja". Czego wszakże wcale Panu nie życzę.

Z poważaniem

etc., etc.

Ciekawski, poznawalski, dociekliwy, duży facet ze stażem. Lubię robić gazety, projektować audycje, kojarzyć fakty i mieć opinię, działać dla idei.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka