bartek123 bartek123
58
BLOG

Logika wiary - Cz.IV - Spory o treść

bartek123 bartek123 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Marek Morawski (Marcin Idziński)

Logika wiary (Cz. IV) – Spory o treść

W części III naszych rozważań wskazaliśmy na cztery zasadnicze tematy, które doktrynalnie dzieliły pierwotny Kościół. Przypomnijmy, że były to:

1. Jak zrozumieć jednoczesność natury boskiej i ludzkiej w osobie Jezusa Chrystusa,

2. Rzeczywista obecność Boga w świecie i Jego wpływ na to co się dzieje,

3. Za kogo i dla kogo umarł Jezus Chrystus, czyli problem Zbawienia i Odkupienia,

4. Jak można pogodzić ze sobą jedyność Boga i trzy Jego Osoby.

Wydzieliliśmy też dwa elementy, które spowodowały ten spór:

1. Pozwalająca na interpretacje niejednoznaczność sformułowań użytych w norma normans, i tych częściach Starego Testamentu, które wówczas były postrzegane jako bezpośrednio z Chrystusem związane,

2. Osadzenie w różnych kulturach poszczególnych uczestników sporu.

Poświęćmy teraz temu chwilę uwagi!

Pierwszy element już opisaliśmy, zajmiemy się więc drugim.

1.Dyferencja kultur

W pierwszym okresie sporu dotyczył on, a może lepiej powiedzieć –wynikał z – dwóch tradycji kulturowych; - Izraela i hellenistycznej (w uproszczeniu greckiej).

Kultura Izraela miała stosunkowo mniej trudności z przyjęciem Objawienia Chrystusowego, a w każdym razie opory były innego rodzaju. Było ono przecież formułowane i przekazywane w używanych na co dzień językach; - obojętnie czy była to tradycja językowa aramejska (w tym języku mówił Chrystus), hebrajska czy grecka, bo pamiętajmy, że Biblia miała już od ponad 100 lat swą wersję grecką, zwaną Septuagintą. Izrael nie miał też trudności w kontakcie z metaforyką Ewangelii i z poczuciem transcendencji zawartym w tym przekazie. Problem stanowiła oczywiście treść, a więc przede wszystkim mesjańskie i boskie roszczenie Jezusa z Nazaretu, będące podstawą wiary jego wyznawców. Jak wiemy, w Izraelu oddzieliło to obie religie, do dziś.

W kulturze hellenistycznej przyjęcie treści zarówno Starego jak i Nowego Testamentu było sprawą o wiele trudniejszą. Już redakcja Sepruaginty stanowiła nie lada problem. Posłużymy się tylko jednym przykładem, za to obecnym w chrześcijaństwie do dziś.

Tłumacząc Dekalog (10 Przykazań Boskich), redaktorzy przekładu użyli w tekście greckim formy nakazowej. Za tą tradycją poszły dalsze przekłady, w tym także Wulgata (przekład na łacinę). Tymczasem dokładna analiza tekstu pierwotnego (na tyle, na ile jest on pierwotny) pokazuje, że tryb nakazowy ma tylko pierwsze z przykazań („Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.”) Dalsze są OBIETNICAMI Boga i znaczą tyle co; - Jeśli rzeczywiście Ja będę twoim Bogiem, to… nie będziesz zabijał, cudzołożył, kradł itd.

Pomyślmy, do jakiego stopnia ta różnica zasadniczo zmienia pojmowanie Osoby Boga i Jego stosunku do ludzi! O ile bardziej Bóg „obiecujący” bliższy jest chrystusowemu Bogu, który jest kochającym ludzi Ojcem, Bogiem miłości, a nie Bogu sądu i kary!

Porównanie tekstu Dekalogu w wersji greckiej i oryginalnej nie jest jedynym przykładem, który można by przytoczyć, jeśli chodzi o trudności językowe w rozumieniu Objawienia. Jednak nie język był zasadniczym problemem, toteż dalsze jego studia pozostawimy głębiej zainteresowanym tym zagadnieniem. Bywają one ciekawe i mogą dostarczyć interesujących inspiracji. Tu zwróćmy tylko uwagę, do jakiego stopnia przekłady Pisma np. dokonywane przez sekty, mogą być wiarołomne i do jak fatalnych skutków w rozumieniu treści Objawienia mogą prowadzić. Rysuje się tu konieczność posiadania jakiegoś solidniejszego układu odniesienia. W Kościele nazywamy to „depozytem wiary” i tym też później się zajmiemy.

W czasach rodzącego się chrześcijaństwa, rozwinięta już wówczas hellenistyczna kultura filozoficzna (w tym logicznego myślenia) chcąc przyjąć Objawienie Chrystusa, musiała zadać przedstawione powyżej pytania! Bez odpowiedzi na nie, absorpcja taka nie była możliwa, choć to właśnie treść Objawienia taką konieczność w świecie hellenistycznym wzbudziła!

Już w Liście do Tytusa, a także w obu Listach do Koryntian św. Paweł przestrzega przed wpływem rodzących się w gminach chrześcijańskich interpretacji Objawienia, które nazywa herezjami. W Dziejach Apostolskich mamy też postać heretyka o imieniu Gamaliel. Nie wiemy  dokładnie na czym te herezje polegały, ale możemy wnioskować, że było ich wiele, jednak zwykle szybko wygasały. Niemniej taki ożywiony ruch obserwujemy od samego początku chrześcijaństwa!

Pierwszą, znaczącą historycznie próbą pogodzenia (czy też zmieszania) chrześcijaństwa z hellenizmem był powstały (również na obrzeżach Judaizmu) około roku 70 ruch zwany gnostycyzmem (nazwa nadana mu później), który odrzucał i boskość Jezusa i aktywny stosunek Boga, do stworzonego przezeń świata. Przyjmował natomiast cały system pouczeń etycznych chrześcijan i część swoiście rozumianego obrazu człowieka, jako istoty niedoskonałej, na podstawie wybiórczo interpretowanego nauczania Jezusa.

Choć zwolennicy tej koncepcji zakładali także kościoły związane z postacią Jezusa, to cały ruch miał charakter bardziej koncepcji naukowego wytłumaczenia świata. Wpływy gnostyckie przekształciły się w religię o również chrześcijańskim rodowodzie i takich ambicjach, w manicheizm (od nazwiska jej twórcy, Manesa), który zaczął się rozprzestrzeniać w basenie Morza Śródziemnego około połowy III wieku. Religia ta odrzucała zbawczą rolę Chrystusa i oczywiście tym samym jego boskość. Odrzucała także całość Starego Testamentu, wprowadzając niejako w jego miejsce nauki rodem z dalekiego wschodu, w tym buddyzm.

Częściową odwrotnością manicheizmu był doketyzm (powstały około 140 roku), uważający, że Jezus był tylko Bogiem i nigdy nie był człowiekiem, a jego ciało było rodzajem fantasmagorii, a ukrzyżowany za niego został kto inny.

Jednak zasadniczy rozwój herezji w łonie samego Kościoła, czyli wyakcentowywanie części Objawienia przeciw innym jego elementom z powodów racjonalnych, ma już charakter doktrynalny. Np. wywołana przez naukę archimandryty Eutychesa herezja monofizycka odrzuca ludzką naturę Jezusa. To właśnie wynik klasycznej, hellenistycznej niemożności połączenia dwóch niespójnych ze sobą pierwiastków w ramach jednej natury. To stanowisko jest jeszcze żywe w niektórych grupach chrześcijan do dziś.

Z kolei w doktrynie ogłoszonej przez prezbitera Kościoła w Aleksandrii Ariusza, który odrzuca istnienie Trójcy Świętej, jako rzecz niemożliwą, poznajemy Jezusa jako syna Bożego, stworzonego przez Boga Ojca dla spełnienia tylko jego ziemskiej misji. Tak więc twierdził Ariusz, że nie zgadzający się z jego doktryną chrześcijanie modlą się nie do Boga, ale do człowieka Jezusa, co jest jawnym bałwochwalstwem.

Spore problemy z tak postawioną tezą mieli również i inni wybitni myśliciele wczesnego chrześcijaństwa, związani z kulturą hellenistyczną, jak np. Tertulian, Orygenes czy Dionizy Aleksandryjski.

Obok arianizmu, jednym z najbardziej ważnych w historii Kościoła był kilkakrotnie rewidowany pogląd na wolną wolę człowieka i jej znaczenie w kontekście zbawienia, przedstawiony przez przybyłego z Brytanii, Pelagiusza. Pogląd ten dotyczył pośrednio pytania; - kogo zbawił swą męką Chrystus? Pelagiusz uważał, że wolna wola człowieka pozwala mu czynić samodzielnie dobro, a te właśnie uczynki prowadzą do zbawienia, a Chrystus umarł za wszystkich ludzi na świecie - dobrze czyniących.

Tym stanowiskiem i walką z nim zajmiemy się za chwilę, a teraz wróćmy jeszcze na moment do otoczenia tych sporów, bo miało ono istotne znaczenia dla ich przebiegu.

Pamiętać trzeba, że młode chrześcijaństwo od samego początku było religią prześladowaną! Oczywiście w Ziemi Świętej, jako znienawidzona przez Judaizm sekta, ale także wszędzie indziej, bądź przez hellenistyczne otoczenie, uważające chrześcijan za element przeciwstawiający się porządkowi społecznemu i obyczajowi miejscowemu, bądź przez aparat państwowy Cesarstwa, jako grupa odrzucająca definitywnie i w całości panteon rzymskich bogów.

Te rzymskie prześladowania, zaczęły się już w Palestynie, gdy rozpoczął je w roku 41 Herod Agrypa jako rzymski prokurator Judei. Czas wielkiego prześladowania zaczyna się w roku 64 po pożarze Rzymu, gdy Neron oskarża o podpalenie właśnie chrześcijan. Decyzja cesarza daje asumpt do podobnych działań na całym terenie imperium. Drastyczne prześladowania trwają z różnym natężeniem aż do roku 313, gdy to obaj cesarze rzymscy (Zachodu, Konstantyn Wielki i Wschodu, Licyniusz) w Mediolanie wydają edykt zrównujący chrześcijaństwo z innymi oficjalnymi kultami, a w krótkim czasie czynią zeń oficjalną religię imperium.

Blisko 300 lat, często nadzwyczaj krwawych prześladowań, musiało w sposób szczególny wpłynąć i na samoświadomość wyznawców tej religii, jak i na jej pojmowanie, czyli kształtowanie się jej treści. Wytworzył się więc syndrom swoistego wybrania (osadzony przecież w historii wybraństwa Izraela, a ugruntowanie pojęcia „Nowego Izraela” pojmowane przez chrześcijan w stosunku do siebie, ten syndrom niejako podkreśla).

W sferze intelektualnej (doktrynalnej) poskutkowało to specyficznym stosunkiem do kwestii – Za kogo umarł Jezus? Kto będzie zbawiony?

Odpowiedź nasuwała się dość automatycznie; - no przecież nie ci, którzy Jego wyznawców mordują czy denuncjują! Dodatkowego argumentu dostarczył dość niejasny tekst w Ewangelii, cytujący Jezusa w czasie Ostatniej Wieczerzy, że wyleje On swą krew „za was (uczestników, a więc Apostołów) i za wielu.” Czyli nie za wszystkich ludzi?

Podobne myślenie znajdujemy także w początkowej części Listu do Rzymian św. Pawła, choć jego dalsza część zdaje się to stanowisko nieco łagodzić.

Taki odruch emocjonalny, a także intelektualny wydaje się, w grupie płacącej obficie życiem za swą wiarę, zrozumiały jeśli nie wręcz oczywisty. Wydaje się, że właśnie samopoczucie „oblężonej twierdzy” było powodem istotnym w wykształcaniu się tego poglądu, atoli nie jedynym. Istotne jest tylko to, że stanowisko o „podwójnej predestynacji ludzi” w sposób bardziej czy mniej kluczowy trwało przez wieki – praktycznie do Soboru Watykańskiego II, a korygowanie go przybierało niekiedy drastyczne formy. Przyjrzymy się temu bliżej w kolejnej części, jako istotnemu pytaniu logicznemu w ramach naszej wiary.

Dzisiejsza egzegeza pozwala sformułowanie Chrystusa, że umrze „za wielu” rozumieć inaczej, czyli jako Odkupienie powszechne. Ale wówczas dopatrywano się w nim szczególnej predestynacji jakiejś wybranej przezeń grupy!

Wiele z zasadniczych sporów doktrynalnych zakończył wspomniany już Sobór Nicejski (325) formułujący ostateczne Wyznanie Wiary Kościoła (Credo) i następujący po nim Sobór Konstantynopolitański (381). Tym skuteczniej, że kolejni cesarze przejęli w dużym stopniu kontrolę nad zasadniczą treścią wiary chrześcijańskiej, co miało o tyle uzasadnienie, że wręcz błyskawicznie rozwijający się Kościół odgrywał w ich państwie coraz większą rolę.

Logiką Credo nicejskiego, najważniejszego dla chrześcijaństwa,  zajmiemy się już w części VI naszych rozważań.

 

bartek123
O mnie bartek123

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo