bartek123 bartek123
202
BLOG

Logika wiary - Cz.III - Bóg jako pytanie, Bóg wiedzy

bartek123 bartek123 Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Marek Morawski (Marcin Idziński)

Logika wiary (Cz. III) – Bóg jako pytanie, Bóg wiedzy.

1. Bóg jako pytanie.

Jaki jest? Czy jest to Bóg sprawiedliwości, miłości, karzący, wybaczający…?

Przeciętny chrześcijanin miałby niemałe trudności, by na takie pytania odpowiedzieć. Zwykle kończyła by się ona po kilku zdaniach, czyli… wydawałoby się, że zapytany nie wie właściwie w kogo, lub komu wierzy.

Atoli wierzy!

To pierwszy, interesujący element wiary chrześcijańskiej!

Wierzymy w Kogoś, o którym niewiele wiemy, a jednak jest jakiś zasadniczy powód, dla którego – wierzymy. Tym powodem jest to, co nazywamy łaską wiary!

Pojęcie „łaska” może być definiowane różnie i różne też może mieć dla człowieka znaczenie, toteż dbając o porządek naszych dalszych przemyśleń musimy je nieco bliżej określić.

Kościół naucza, że Bóg wybiera, obdarza łaską wiary w siebie, poszczególnego człowieka. A jednocześnie naucza też, że do zbawienia powołani są wszyscy ludzie i wszyscy są przez Boga kochani, jako jego najwyższy rodzaj stworzenia.

Spór teologiczny – czy ten rodzaj daru (łaski) determinuje możliwość zbawienia, należał do najbardziej zagorzałych w historii doktryny katolickiej. Dziś zszedł nieco na plan dalszy, gdyż ujawnił swoistą swą jałowość wobec wagi właśnie zapoznanej bożej miłości, która sam akt łaski każe oglądać z innej już perspektywy. Pozostają jednak nadal pytania, jednak na poziomie samej „kondycji ludzkiej, jak np.:

Czy ci co wierzą, są jakoś inni od tych co tej łaski nie dostąpili? Bo przecież z tych, i  z tych drugich, składa się rodzaj ludzki!

Przy poprzednim założeniu pytanie to wydaje się czymś w rodzaju prowokacji w stosunku do naszej ludzkiej logiki, a przecież wierzymy (wiemy), że ta logika, wraz z całą możliwością samowiedzy, całej ludzkiej możności zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi, jest jednym z najwyższych darów boskich, w jakie zostaliśmy, jako ludzie, wyposażeni!

A więc…

Oczywiście – ktoś w coś wyposażony, czymś obdarowany, np. wiarą w Boga – jest jakoś tam inny od kogoś, kto „posiada” o ten dar mniej! Ale może posiada o coś innego „więcej”? Dywagacja na ten temat jest po prostu banałem i do niczego nie prowadzi, bo oczywiście, kto ma więcej włosów na głowie jest inny od tego co ma ich mniej i takich różnic jest nieskończona ilość, gdyż nie ma dwóch równych ludzi w obszarze boskiego Stworzenia.

By uniknąć tu niepotrzebnego „dzielenia włosa na czworo”, na razie pozostańmy przy pytaniu - czym według naszej ludzkiej logiki może być ten Bóg, o którym tak naprawdę wiemy mniej, niżby chciał (czasem potrzebowałby) nasz ludzki umysł, by stał się On rzeczywistą częścią naszego życia i świata.

2. Bóg „wiedzy”

Tym, kim jest Bóg i jakie są Jego cechy, zajmują się dwie dziedziny nauki; - teologia i częściowo filozofia.

Były czasy, gdy ta ostatnia zajmowała się tematem Boga intensywnie. Bywało też, że obie te nauki niejako mieszały się ze sobą, a to zwykle wtedy, gdy ich przedstawiciele zajmowali się obiema dziedzinami, jak np. Platon, św. Tomasz z Akwinu, Blaise Pascal (również wybitny fizyk i matematyk), Spinoza, Hegel, Kant, czy w naszych czasachJacques Maritain i oczywiście Jan Paweł II, którego dorobek filozoficzny jest równie ważny jak teologiczny.

Każda nauka, jeśli jest prawdziwa, jest związana z czasem swej pracy, choć stara się brać pod uwagę cały wcześniejszy swój (i nie tylko!) dorobek. Jest więc oczywiste, że jej konstatacje są z tym czasem związane, że jej „otoczenie” kulturowe, socjologiczne, a nawet niekiedy i polityczne itd. wpływa i na jej kształt i na jej wyniki. Ta, która odrzuca tę zasadę, bywa zwykle nauką pozorną.

Nic więc dziwnego, że śledząc historię teologii czy filozofii, natykamy się na twierdzenia (ustalenia?), które nas dziś mogą szokować. Jednak ponieważ miały one dość solidne osadzenie w rzeczywistych środowiskach intelektualnych, a ludzie (ich ogół) rozwijają się dość nierównomiernie, to niektóre, już dość przestarzałe sądy, trwają w niektórych środowiskach nieraz przez przysłowiowe „wieki”.

Warto więc w telegraficznym skrócie przypomnieć niektóre koncepcje na temat Boga i Jego stosunku do stworzonego przezeń świata i ludzi.

Zacznijmy od zwrócenia uwagi na to, że samo wydarzenie - Jezus Chrystus i jego Śmierć i Zmartwychwstanie – było tak niesamowitym ewenementem dla umysłów ludzkich, że kultura ówczesna radziła sobie z nim z trudem. Dodatkowym elementem, z którym ta kultura musiała sobie poradzić (jakoś je przyjąć lub odrzucić) był rodzaj przekazu zdarzeń z nieodległej przecież historii. Pisaliśmy o tym w części II tych rozważań, przypomnijmy więc, że chodzi tu o asystencję Ducha Świętego i przyjrzyjmy się teraz temu zagadnieniu bliżej.

Doskonale pamiętane przez świadków wydarzenia, stanowiące „treść” Ewangelii, były przez nich dopiero - stopniowo zrozumiane! Zakładamy, że pamięć ludzka, z natury selektywna, zanotowała, pojęła i przekazała wydarzenia i ich treść tak - jak Bóg uznał to za stosowne, czyli tak, jak postanowił się ludziom Objawić! Teologiczna egzegeza ewangeliczna nie ma co do tego wątpliwości. Jednak z tego właśnie powodu nasza ludzka logika jest wystawiona na nie lada próbę, ale mam nadzieję, że uda się nam wykazać, że i to mieści się w jej ramach.

W tym miejscu potrzebny jest mały margines przypominający o jaką Ewangelię chodzi, a dokładniej o jakich tekstach mowa.

Wiemy, że Ewangelie, uważane za norma normans, czyli tak zwane kanoniczne, będące podstawą wiary Kościoła, nie są jedynymi tekstami, które w krótszym lub dłuższym czasie po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa z Nazaretu o nim napisano. Tekstów, z I i II wieku, zwanych apokryfami, znamy ponad 60. Podobnie było i jest zresztą z tekstami starotestamentalnymi, zwanymi ha-chiconim.

W miarę rozwoju samoświadomości chrześcijan większość tych pism odrzucano, jako właśnie apokryficzne, a część uznano za wierny przekaz ewangeliczny. Proces ten zaczął się już na początku II wieku, gdy za godne zaufaniauznawano tylko te, których autorzy opierali się zasadniczo na świadectwie Apostołów (Ewangelie wg. św. Marka, św. Łukasza), lub przez nich napisane (Ewangelie wg. św. Mateusza i św. Jana). Podobnie jest z tekstami Listów Apostolskich. Odrzucono też szybko te teksty, które były rażąco niespójne doktrynalnie, czyli jedna ich część zaprzeczała innej, a także te, które były wyraźnie „fabrykowane” na potrzeby wsparcia tej czy innej tezy na temat Jezusa Chrystusa czy Boga w ogóle.

Ostateczny kanonPisma Świętego chrześcijan, a właściwie Kościoła katolickiego (rzymskiego) ustalono dopiero w połowie XVI wieku na Soborze Trydenckim, w oparciu o straszą tradycję. Było to w tym właśnie momencie konieczne, wobec kolejnych odrzuceń części norma normans przez rozrastający się protestantyzm. Uwaga ta jest o tyle ważna, bo w całym cyklu zajmować się będziemy jedynie obecnie uznanym depozytem wiary (kanonem), a więc tym współczesnym chrześcijaństwem i jego logiką. Do niektórych elementów jego historii odniesiemy się tylko fragmentarycznie.

Umysł ludzki starał się natychmiast po wydarzeniu „Jezus Chrystus” jakoś je racjonalizować, a więc z jednej strony ustalać podstawy wiary w Niego, z drugiej strony poszukiwać odpowiedzi na pytanie; - jak i dlaczego wydarzenie to było w ogóle możliwe, a więc niejako „wciskać je” w istniejące wówczas ramy kultury, pojęciowości, logiki, czyli – asymilować tą kulturę to wszystko, co było absolutną nowością.

„Praktyka wiary chrześcijańskiej” polegała zrazu przede wszystkim na stosowaniu swoistej etyki zbiorowej, obyczaju i oczekiwaniu rychłego powrotu Jezusa na ziemię (paruzji).

Z kolei „racjonalizacja wiary” polegała na zadawaniu pytań analitycznych, a przede wszystkim starała się zrozumieć sens wydarzenia „Jezus Chrystus” i Jego znaczenie dla ludzi.

Już z tego porównania widać, że pierwotna wiara powstającego Kościoła dotyczył przede wszystkim ogółu wyznawców, natomiast jej racjonalizacja objęła przede wszystkim środowiska intelektualne. Jednak w stosunkowo krótkim czasie (około stu lat) duża część środowisk intelektualnych niejako „wrastała w praktykę wiary”, która zaczynała stanowić coraz ważniejszy element pracy intelektualnej, wykształcając po prostu teologię sensu stricte.

Odsuwająca się w czasie paruzja doprowadziła szybko do połączenia obu grup w jeden Kościół i dalszy rozwój myśli teologicznej odbywał się już właściwie w jego ramach, czyli – w ramach jego wiary.

Szybko również wykształcać się zaczęła struktura tego Kościoła, w oparciu o tak zwaną „sukcesję apostolską”, czyli układ autorytetów wynikających z bezpośredniego przekazania goprzez Apostołów (w tym św. Pawła) i ich bezpośrednich następców.

Hierarchia biskupia, podporządkowana wyżej wspomnianej zasadzie, wykształca się już około roku 110, jak się powszechnie przyjmuje, na podstawie „Listów Ignacego Antiocheńskiego” i stosunkowo szybko ustaliła się w niemal całym Kościele.

W czasie następnego dwudziestolecia wykształca się także instytucja Soboru, czyli zbiorowej odpowiedzialności biskupów za treść wiary w Jezusa Chrystusa. Wzorem tej instytucji jest tak zwany „Sobór Jerozolimski”, czyli odbyte około 49 roku w Jerozolimie spotkanie Apostołów z udziałem św. Pawła, na którym ustalono zasady tworzenia i współżycia gmin chrześcijańskich poza Izraelem, a także pierwsze niepodważalne prawdy wiary.

Ostateczne ukształtowanie podstawowych prawd wiary, w postaci Credo, czyli zwartego wyznania jej zasadniczej treści, nastąpiło dopiero na soborze w Nicei (nieopodal Konstantynopola) w roku 325. To Credo, potwierdzone na soborze w Konstantynopolu (381), obowiązuje do dziś.

Okres kształtowania się treści wiary chrześcijan, między Soborem Jerozolimskim a Konstantynopolitańskim, to czas gwałtownych sporów o tą treść, czyli intelektualnej walki (niekiedy na śmierć i życie) o jej – „logiczność”! To czas właśnie kształtowania się naszej dzisiejszej logiki wiary chrześcijańskiej.

Ówczesnych chrześcijan nurtowały przede wszystkim cztery podstawowe kwestie:

  1. Jak zrozumieć jednoczesność natury boskiej i ludzkiej w osobie Jezusa Chrystusa,
  2. Rzeczywista obecność Boga w świecie i Jego wpływ na to co się dzieje,
  3. Za kogo i dla kogo umarł Jezus Chrystus, czyli problem Zbawienia i Odkupienia,
  4. Jak można pogodzić ze sobą jedyność Boga i trzy Jego Osoby.

Przyznać trzeba, że są to kwestie podstawowe dla „sensu” wiary!

Na te pytania odpowiadano w samym Kościele z dwóch zasadniczych stanowisk, przy czym oba one powoływały się na tą samą norma normans, czyli na Ewangelie, Dzieje Apostolskie i Listy Apostolskie. Skąd więc zasadnicze różnice stanowisk?

Spowodowały je dwa elementy:

1. Pozwalająca na interpretacje niejednoznaczność sformułowań użytych w norma normans, i tych częściach Starego Testamentu, które wówczas były postrzegane jako bezpośrednio z Chrystusem związane,

2. Osadzenie w różnych kulturach poszczególnych uczestników sporu.

Poświęćmy temu chwilę uwagi!

Jednym z zasadniczych „powodów” wieloznaczności tekstu norma normans jest oczywistość, że jako Objawienie Boga dla ludzi i o sobie, nie może ono, z samej swej natury, być jakoby „kompletne”. Dotyczy przecież Boga, czyli podstawy (przyczyny) całości istnienia, a więc Osoby wykraczającej daleko poza całą, możliwą do pojęcia przez człowieka, rzeczywistość.

A jednocześnie można uznać, że Objawienie jest „kompletne” – czyli, że Teksty i życie Jezusa Chrystusa informują o wszystkim, co w całej sferze stosunku Bóg-człowiek-świat, (religijnej, uczuciowej, pojęciowej, etycznej, praktycznej itd.) wszystko, co człowiekowi do pełnego uczestnictwa w tej sferze – na ziemi – jest potrzebne! Kłopot tylko w tym, że w tym „komplecie” występują dwa elementy, które na pierwszy rzut oka nie są ze sobą spójne; - wiara w to, czego nie możemy zbadać dostępnymi nam narzędziami technicznymi i intelektualnymi i jednoczesne podkreślenie pełnej suwerenności wolnej woli człowieka i związanego z nią rozumu!

 

Na pierwszy plan wychodzi więc również Objawienie, że nasza egzystencja zawiera w sobie istotny element swoistej TAJEMNICY, a istnienie (i działanie!) w jej ramach jest rodzajem zadanej człowiekowi, właściwej tylko jemu, KONDYCJI LUDZKIEJ!

 

I tu właśnie zaczyna się PEŁNA LOGIKA wiary chrześcijańskiej!

Wystarczy zrozumieć, że jesteśmy przez Boga stworzeni, że On występując w roli Stwórcy świata i człowieka - miał prawo stworzyć nas takimi, jakimi zechciał - i że z tego prawa skorzystał!

Już temu samemu stwierdzeniu logiki odebrać się nie da! Pozostaje tylko pytanie; - co z tego faktu wynika? Czyli jaka jest dalsza logika istnienia, myślenia i działania w ramach systemu Bóg-człowiek-świat?

Komuś może się ta właśnie nasza „kondycja ludzka” nie podobać, jednak innej nie mamy! Wolna wola człowieka pozwala mu się nawet przeciw temu buntować, a więc nawet logice naszego istnienia starać się zaprzeczyć! Historia zna wiele przykładów takiej postawy i niektóre z nich niewątpliwie zasługują na nasz ludzki szacunek, jako heroiczne próby, jednak logika odrzucania logiki prowadzi w kategoriach naszej rzeczywistości tylko do tragedii.

Na koniec tej części rozważań zadajmy dziecinne, ale też i poważne pytanie: - Czy Bóg taki bunt odrzuca?

Odpowiedź może być „dziennikarska”; - Trzeba o to zapytać Boga!

Ale jest też i poważnie teologiczna odpowiedź! – oparta właśnie na Objawieniu uważnie poznawanym; - Bóg kocha całe Swe stworzenie, a jego oceny wynikają przede wszystkim z tej MIŁOŚCI! O tej „boskiej miłości” również nie wiemy zbyt wiele, zważywszy, że jest to miłość Boga, a więc Osoby, której cechy znamy tylko w ograniczonym zakresie – ograniczonej tym, co zechciał On nam o sobie Objawić. Ten rodzaj wiedzy należy również do naszej „ludzkiej kondycji”. Jest więc logiczne, że oceny wynikające z miłości bożej, rządzą się innymi prawami logiki niż te, którymi się tu zajmujemy. Istnieją w ramach właśnie wskazanej wyżej – tajemnicy.

Wydaje się, że udało nam się uzyskać w miarę solidną odpowiedź na pytanie, dlaczego tekst norma normans nie mógł i nie może być do końca jasny i konkretny. Stałby się wówczas TYLKO rodzajem kodeksu, czy swoistą encyklopedią. Własne poszukiwanie przez człowieka siebie i swego sensu w systemie Bóg-człowiek-świat byłoby tym samym zlikwidowane. Kodeks byłby do wykonania automatycznie. Bylibyśmy robotami stworzonymi przez demiurga, a nie ludźmi stworzonymi przez Boga, których losem jest bezustanne poszukiwanie!

W kolejnych przemyśleniach zajmiemy się dalej poszukiwaniem rodowodów naszej logiki wiary chrześcijańskiej.

bartek123
O mnie bartek123

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo