Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski
7197
BLOG

Kod Kaczyńskich?

Krzysztof Kłopotowski Krzysztof Kłopotowski Polityka Obserwuj notkę 162


   Wyniszczający Polskę konflikt między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością nie ma dobrego rozwiązania na poziomie politycznym. Trzeba znaleźć kompromis kulturowy. Władza jednej czy drugiej z tych partii w ich obecnym stanie prowadzi - moim zdaniem - do katastrofy. PO sprawia krajowi katastrofę powolną. Jest to stopniowe osuwanie się w rozkład i demoralizację, jak widzimy przez trzy ostatnie lata, aż w końcu kiedyś w niebyt. Natomiast władza PiS, jeśli można sądzić po dwuletnim okresie rządów 2005 - 2007, przyniesie katastrofę gwałtowną, bo wywoła potężny opór w kraju i za granicą. Chyba, że PiS z prezesem zasadniczo zmienią swoje cele, metody i styl.
   Bardzo jestem ciekaw, czy Jarosław Kaczyński poda rozwiązanie tego dylematu w zapowiadanej książce programowej. Czy też będzie brnął dalej w podsycanie słusznych ambicji narodowych ale bez możliwości ich zaspokojenia. Na czym polega prawdziwy "kod Kaczyńskich", jak podobno brzmi tytuł?
   Katastrofa smoleńska była zapowiedzią dużo większej katastrofy. Ta większa nastąpi, gdyby miała być kontynuowana polityka ostentacyjnego sprzeciwu wobec planów Rosji odzyskania wpływów w Europie Środkowej we współpracy z Niemcami i Europą zachodnią. Polska nie ma siły na ten sprzeciw. Może tylko targować się o lepsze warunki ustępstw wobec Rosji i Niemiec i być przebiegła w grze międzynarodowej. Wierzę, że Jarosław Kaczyński lepiej poprowadziłby taką politykę, niżeli Donald Tusk. Musiałby zdecydować się na kompromis, czyli w jego pojęciu na korzystną i honorową kapitulację wobec potężniejszych partnerów i przeciwników, zamiast bezwarunkowej kapitulacji w wydaniu Tuska. 
   Bezpośrednie przyczyny techniczne i polityczne Smoleńska są jedynie trybikami większej maszynerii. Nie byłoby zagłady krnąbrnej części elity narodowej, gdyby bracia Kaczyńscy nie sprzeciwiali się Rosji nie tylko na terenie Polski - to jeszcze mogłaby wybaczyć. Jednak rzucili wyzwanie w całej Europie Środkowo-Wschodniej, jak gdyby Polska była dla Rosji równorzędnym partnerem rywalizacji o przywództwo w regionie, chociaż przegrała je bezpowrotnie pod koniec XVII wieku. Innymi słowy bracia Kaczyńscy próbowali odrzucić materiał historyczny wytworzony w tej części Europy przez ostatnie trzysta lat, zaiste mierząc siły na zamiary. Na tę akcję nastąpiła gwałtowna reakcja. Nie mam na myśli zamachu, ale wymowny zbieg okoliczności.
   Nad Czwartą Rzeczpospolitą wisi Druga RP jak gwiazda przewodnia. Czy słusznie? Odrodzenie Polski po I wojnie światowej jako w pełni niepodległego państwa nastąpiło wbrew trwającej trzysta lat tendencji historycznej, więc nie mogło być trwałe. I nie było. 
   Polska dostała się pod protektorat Rosji na początku XVIII wieku. Mogła tak wegetować czekając lepszej koniunktury, gdyby nie próbowała odzyskać samodzielności. Ponieważ nie miała na to własnych sił, wciągnęła do gry Prusy. Berlin skorzystał z okazji aby doprowadzić do pierwszego rozbioru. Każda następna próba odzyskania pełnej suwerenności kończyła się coraz gorzej: Konstytucja 3 Maja doprowadziła do II rozbioru a powstanie kościuszkowskie do ostatecznego upadku. Każde następne powstanie tylko pogarszało sytuację Polaków, jak tonącego w bagnie, gdy wykonuje gwałtowne ruchy.
   Odrodzenie państwa było możliwe dzięki czemuś nieprawdopodobnemu - wszyscy zaborcy przegrali I wojnę światową, choć walczyli ze sobą po przeciwnych stronach. Polacy nie odzyskaliby państwa tylko o własnych siłach. Na nic byłby Piłsudski, na nic Dmowski, gdyby nie cudowna koniunktura. Jednak niepodległość przyszła wbrew kilkusetletniej tendencji historycznej.
   Czy odrodzenie w pełni suwerennego państwa było na pewno dla Polaków korzystne? Skończyło się przecież największą katastrofą w dziejach: sześć milionów zabitych, ogrom cierpień ludzkich w kraju i na Syberii, ruina materialna, wymordowanie elit, pięćdziesiąt lat komunistycznego upodlenia i demoralizacji. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyliśmy, nawet Potop szwedzki był lepszy, a nawet rozbiory. Straty nie byłyby tak kolosalne, gdyby II Rzeczpospolita przyjęła z powrotem protektorat jednego z potężnych sąsiadów: sowieckiej Rosji albo III Rzeszy. Nad tym zastanawiał się Piłsudski układając pasjanse. Jednak elita polityczna wybrała samobójcze wyjście honorowe: pełną niepodległość opartą o egzotyczne sojusze. Czy to nam czegoś nie przypomina z niedawnych wydarzeń?
   Tę przykrą perspektywę ukazała mi dzisiejsza katastrofa Japonii. Kraj leży na zbliżeniu płyt tektonicznych, które na siebie napierają z przeciwka. Redukcja napięcia następuje w trzęsieniu ziemi. Polska także leży na zbliżeniu dwóch płyt tektonicznych: niemieckiej i rosyjskiej. Jedna prze na wschód a druga na zachód. Ziemia już drży pod stopami. Zadrżała w Smoleńsku. Zadrży też w Warszawie.
   Ciężko mi to pisać. Nie jestem politologiem ale tylko publicystą przerażonym zimną wojną domową. Doprowadzi kraj do upadku, niezależnie od tego, który obóz wygra. Nie liczmy na scenariusz węgierski. W Polsce będzie inaczej, bo nie leży na uboczu, jak Węgry. Chyba, że się opamiętamy. Wyciągniemy wnioski z historii i położenia geopolitycznego. Znajdziemy kompromis między postępem a konserwatyzmem, między realizmem a narodową ambicją. Szukajmy wyjścia w poważnej debacie. Nie myślmy o tym, co było wczoraj, ale sto lat temu, nie o tym co jutro, ale za sto lat, bo to nam ukaże niewidoczne na codzień ruchy tektoniczne.  Spróbujmy się polubić. Wzajemne nienawiści to w dużej mierze wynik urojeń i projekcji własnych wad na przeciwnika. Rozluźnijmy szczękościsk, który dławi głos. Rozmawiajmy.

W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka