HareM HareM
699
BLOG

Igrzyska po dniu 11-tym. Wreszcie zaczęło się dziać!

HareM HareM Igrzyska w Tokio Obserwuj temat Obserwuj notkę 39

Wczoraj rozgrzewał nas głównie Paweł Fajdek. Dzisiaj znacznie więcej polskich sportowców i w zupełnie innym sensie, choć emocje związane z eliminacyjnym startem Marcina Lewandowskiego, te stresogenne, kto wie czy w pewnym momencie nie większe niż w dniu wczorajszym.

Działo się od samego rana. Dla nas głównie na stadionie lekkoatletycznym jak i na akwenach wodnych, ale oczywiście nie tylko. Zaczęli biegacze na 1500 m. Paweł Rozmus wszedł do półfinału pewnie, choć dopiero z szóstego miejsca. I tu, kto nie oglądał, niech nabierze powietrza. W trakcie drugiego biegu eliminacyjnego, na 300m przed metą wywrócił się nasz faworyt Marcin Lewandowski. Przybiegł na metę minutę po wszystkich. Pożegnał się w piękny sposób z kibicami przed kamerą. Po czym okazało się, że wystąpi w półfinale z puli jury. Uznano, że upadł wskutek popchnięcia przez rywala i to jest powód, żeby startował dalej. Cóż. Jestem wielkim fanem naszego biegacza, ale nie wiem czy taki ukłon w stronę Polaka to jest akurat fair wobec tych wszystkich, którzy też upadali na igrzyskach, a w kolejnym etapie eliminacji wystąpić już nie mogli. W każdym razie nasz weteran dostał w Tokio drugie olimpijskie życie. Nie może tego nie zdyskontować. A zrobić to może tylko w jeden możliwy sposób. Amen.

Kwalifikacje rzutu oszczepem wygrała Maria Andrejczyk. Rzucając dwa metry dalej od następnej w kolejce. To oczywiście jeszcze nic nie znaczy, więc nie będę tu sztucznie balonika pompował. Tym bardziej, że w Rio Polka tez przeszła przez eliminacje jak burza (miała nawet wynik 3m lepszy od reszty), a medalu nie było.

Spokojnie pobiegł w eliminacjach na 400m kobiet nasz w nich rodzynek (Justyna oszczędza kontuzjowane organa). Czyli Natalia Kaczmarek. Była druga za faworyzowaną Jamajką i jest już w półfinale. Z szansami na finał, jak sądzę. Tam jest jakaś rewolucja w tych biegach wszystkich. Od sprintów po maratony. Wiele reprezentacji ma już chyba dostęp do tych butów, co to któryś maratończyk w nich przebiegł dystans 42 km z hakiem poniżej dwóch godzin. I do tego bieżnia w Tokio też jeszcze jakaś specjalna musi być. Dzisiaj Norweg, na 400 m przez płotki, pobił swój rekord świata sprzed miesiąca o ponad 0,65 sekundy, a Amerykanin o niewiele mniej. I jeszcze Brazylijczyk omal go nie wyrównał, a pobił wynik Younga, który wisiał na tablicy światowych rekordów i drażnił sobą przez prawie 30 lat. To znaczy nie Young, tylko rekord.

Mamy też drugi medal na wodzie! Wywalczyły go w kajakowej dwójce na 500m, po heroicznej walce z dwoma węgierskimi osadami, Karolina Naja i Anna Puławska. Na nawiązanie walki ze zwycięską Nową Zelandią z dominatorką całych mistrzostw w składzie, większych szans nie było. Brawo!

Strasznie mi żal naszej kajakowej solistki Marty Walczykiewicz. Było widać, że medal nie tylko jest w jej zasięgu, ale że zwyczajnie powinna go zdobyć. Nie mówię, że w cuglach, ale potencjał ewidentnie był. I nie zdobyła. I, niestety, zaważył o tym jej brak profesjonalizmu. No nie można mieć takiego startu w biegu, do którego przygotowywuje się przez bitych pięć lat! Na mecie czwarta Polka była niecałe 0,3 s za drugą Hiszpanką. A strata na starcie to było co najmniej tyle. Dodatkowy pech Polki polegał na tym, że Hiszpanka wystartowała w tym finale dość szczęśliwie. Mogło jej w nim zwyczajnie nie być. Uzyskała w biegu półfinałowym ex aequo, co do tysięcznej sekundy, ósmy czas.

Mieliśmy też swoich przedstawicieli w trzecim kajakowym finale. W dwójkach kanadyjek na 1000m Wiktor Głazunow i Tomasz Bartniak skończyli igrzyska na miejscu siódmym.

Jeszcze o czwartej rano wydawało się, przynajmniej mi, że Agnieszka Skrzypulec i Jolanta Ogar są na najlepszej drodze do olimpijskiego złota. Dzisiejsze poranne wyścigi przekonały, że w żeglarstwie możliwe jest może nie wszystko, ale bardzo dużo. Polki nie mają już praktycznie szans na złoto, a jak chcą zdobyć srebro, to w finale muszą wygrać o dwa miejsca z Francuzkami. I nie przegrać o więcej jak cztery ze Słowenkami. Bo jak przegrają, to nawet brązu nie będzie, co jeszcze dziś rano wydawało się jakąś totalną abstrakcją. Z tym złotem to se tak napisałem, ale jak sędziowie wpadną na pomysł, żeby zdyskwalifikować w finale Brytyjki, to może być, po spełnieniu tych dwóch dodatkowych dwóch warunków wyżej, że i Mazurka Dąbrowskiego może nam się udać wysłuchać. Ale to bardzo mało prawdopodobne, ta dyskwalifikacja. Co innego gdyby prowadziły Polki, a Brytolki miały prawie 20 punktów straty. To wtedy sędziowie od razu byliby najprawdopodobniej czujni, zwarci i gotowi. Tak jak w wypadku Myszki. Przy czym, jeżeli sędziowie wpadną na pomysł zdyskwalifikować w finale Polki, to te mogą zająć na koniec miejsce nawet niższe niż Myszka.

Fajnie spisali się na koniec w klasie 49er Łukasz Przybytek i Paweł Kołodziński. Przypłynęli w finale na czwartym miejscu. Nic im to jednak, w sensie poprawy końcowej lokaty, nie dało i tak jak byli w klasyfikacji na miejscu 9-tym przed ostatnim wyścigiem, tak są po nim nadal.

Trójka naszych torowców znów, zamiast po medal, pojechała dzisiaj na tokijski welodrom żeby nosić fortepian tym, co na nim grają. Nie dziwi więc chyba, że zajęła w konkurencji sprintu drużynowego ostatnie, ósme, miejsce. Przy czym nie jest to na pewno wina tylko i wyłącznie zawodników. Widać, że Holendrzy czy Brytyjczycy mają ogromną przewagę, nazwijmy ją, „medyczną”. Do tego stopnia, że nawet Niemcy im się poważnie postawić nie potrafią.

Popołudniowa sesja lekkoatletyczna zaczęła się dla nas dobrze, bo eliminacje przeszedł Damian Czykier na 110 m ppł. Polak był w swoim biegu dopiero czwarty, ale to wystarczyło. Mimo, że był to najsłabszy czas z wszystkich sprinterów, którzy dostali się do półfinału. Zawiedli kompletnie w kole Konrad Bukowiecki i Michał Haratyk. Tak to jest jak ktoś, tak jak ten pierwszy, zamiast skupiać się na doskonaleniu samego siebie, bardziej udziela się w dezawuowaniu i próbach stawiania do kąta wielkiej mistrzyni, do której mu sportowo tak, jak mnie do niego. Polak rzucił kulą tylko 20,01m i oczywiście nie wszedł do finału. Ale to mnie akurat nie dziwi. Musi dziwić natomiast brak awansu do finału lepszego z Polaków. Wielka szkoda, bo brakło mu do tego awansu tylko czterech centymetrów. Z drugiej strony trudno odnosić sukces w kuli, jak się nie dorzuca do 21-go metra. Przy czym jest chyba jeszcze z pięciu gości którzy w finale są, choć też do tego 21-go metra, jak Haratyk, nie dorzucili. Więc można w jego przypadku jeśli o pechu nie mówić, to przynajmniej pomyśleć. Zresztą. Jak nie myśleć, skoro był w tych eliminacjach 13-ty?

Nie wierzyłem, Tomasz Niewierny, w medal Tadeusza Michalika, a on zdobył go w najlepszym możliwym stylu. W meczu o brąz rozgromił rywala niczym profesor ucznia. Bardzo dobrze, że walczył z Węgrem, bo z Gruzinem chyba nie byłoby tak łatwo. Naszym się zawsze z tymi ze Wschodu, wszystko jedno skąd dokładnie są, źle walczy. A kończąc wątek. Wielki sukces Polaka i powód do chwały.

Na miarę tegorocznych swoich możliwości zakończył udział w finale skoku o tyczce Piotr Lisek. Z wyników jakie uzyskiwał w sezonie, to chyba nawet jest za wysoko. 6-te miejsce na igrzyskach to miejsce bardzo dobre. Tyle, że przyzwyczaił nas przez ostatnie lata do miejsc jeszcze znacznie wyższych. Tym razem inni byli jednak wyraźnie skoczniejsi.

Na koniec wisienka na torcie. Nasze młociarki. Wielka mistrzyni pokazała wielką klasę. Przypomnę, jak ktoś nie pamięta, że to jej trzecie mistrzostwo olimpijskie z rzędu. Fantastyczny występ niesamowicie równej prze cały sezon Malwiny Kopron. Proszę sprawdzić jej trzy, a może nawet cztery najlepsze wyniki w sezonie. Amplituda – 10 cm. Również bardzo dobry występ Joanny Fiodorow. Tak trzeba startować na igrzyskach. W finale oddała trzy najlepsze rzuty w sezonie!

O siatkarzach dzisiaj nie będę pisał, bo nie skończyli, a ja skończyć akurat muszę już. Zostawię ich sobie na dopisek, jak wróce przed komputer.

Zdobyliśmy dzisiaj dwa razy więcej medali niż przez pierwszych 10 dni igrzysk. Mówiąc językiem tenisa: mamy przełamanie. W tabeli medalowej awansowaliśmy na 22-gą pozycję. Czyli jesteśmy dwa razy wyżej niż wczoraj. Pożegnaliśmy sąsiedztwo Tunezji, naszymi sąsiadami z powrotem są, na ten przykład, Szwedzi. Wreszcie mieliśmy w Tokio dzień na miarę kibicowskich oczekiwań. Powtórzmy go! Najpóźniej w czwartek.

Aha, bo bym zapomniał. Do Tokio przyjechało pięć lekkoatletek, które mogły po raz trzeci zdobyć tam olimpijskie złoto. Oszczepniczka z Czech, dyskobolka z Chorwacji, sprinterka z Jamajki, kulomiotka z Nowej Zelandii i młociarka z Polski. Kto je zdobył? Królowa jest tylko jedna. Na kolana i przepraszać, panie Bukowiecki!

PS  godz.17.30.

Wróciłem.

I, tak jak obiecałem, dokończę o siatkarzach.

Krótko. KJM.Zepsuli mi całą radochę z tego dnia.

Tyle. Juz się nie denerwuję.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport