Paweł Milcarek Paweł Milcarek
137
BLOG

Statek na uwięzi

Paweł Milcarek Paweł Milcarek Polityka Obserwuj notkę 42

Tygodnik “Wprost” doniósł właśnie, że podobno odnaleziono dokumenty świadczące o współpracy z SB prof. J. R. Nowaka, jednej z czołowych postaci Radia Maryja (”Wprost” pisze nawet: “główny ideolog Radia Maryja”).

Profesora Nowaka zdarzało mi się krytykować za jego niegdysiejsze skłonności “kadarystowskie” - ale tym bardziej nie mam zamiaru teraz nawet dywagować o personalnym meritum - czyli o tym, jak to z prof. Nowakiem jest naprawdę (na szczęście w tym przypadku możemy spokojnie poczekać na wszystkie dowody, bo JRN nie zmierza do jakiejś wysokiej nominacji za parę dni).

Ale jest się nad czym zastanawiać poza tym, w związku z tym niusem “Wprostu”. Kolejny raz “Wprost” jest tak świetnie poinformowany - ale to przecież nie jego wina, to nawet normalne w przypadku tygodnika łączącego przeszłość “Rycerza” i zaangażowanie w antyesbecką “rewolucję moralną”. Ciekawe jest co innego: kolejny raz dzieje się tak, że to “Wprost” uderza w środowisko Radia Maryja - i to dokładnie nazajutrz po tym, jak zacieśnia się sojusz PiSu i RM. Ostatnio były to “taśmy Rydzyka”, ujawnione nazajutrz po występie Premiera na Pielgrzymce Rodziny RM. A teraz po głowie dostaje od “Wprostu” jeden z najważniejszych publicystów RM - właśnie kilka dni po tym, jak arcybiskup Kaczyński… to znaczy chciałem powiedzieć: Premier Kaczyński wygłosił płomienną pochwałę Radia, jako jedyny wpływowy obrońca o. Rydzyka…

Oczywiście można by wyciągać z tego wniosek, że “Wprost” jest po prostu takie złośliwe w torpedowaniu wielkiej patriotycznej koalicji PiSu i RM. Być może, niech kto chce wierzy, że prorządowe “Wprost” zawzięło się, żeby osłabić PiS…

A może popatrzmy na to inaczej, po kolei.

Radio Maryja to, jak wiadomo, medium głębokiego zaufania sporej części katolickiego sektora polskiej opinii publicznej. W wyborach 2005 okazało się ogromnie użyteczne w przechylaniu języczka u wagi na stronę PiS - i Jarosław Kaczyński to docenił oraz zapamiętał. Radio także zobaczyło swą okazję wyjścia z dotychczasowego coraz bardziej niewygodnego izolacjonizmu. W sumie: PiS otrzymał solidne poparcie, a RM otrzymało - co najmniej - szansę na wejście do mainstreamu IV RP.

Tak więc w pierwszych miesiącach po wyborach 2005 każdy otrzymał swoją szansę: PiS szansę na nieliczenie się z planowanym sojusznikiem, czyli PO, i na tworzenie rządów radykalnej centroprawicy - a RM szansę na wycofanie PiSowskich zarzutów o “moskiewską agenturalność” i na wprowadzenie do rządowych salonów, ze wskazywaniem tu i ówdzie kadr włącznie.

Przedstawiłem to w języku transakcji, ale rzecz miała też wymiar budowy pewnego sojuszu, który jest Polsce potrzebny: sojuszu patriotyzmu “państwowego” i katolickiego normatywizmu moralnego. W tamtym czasie - odpowiadając na kolejną falę ataków na RM - sam oceniałem to bardzo pozytywnie.

Jednak już na jesieni 2006 w tym szczególnym sojuszu pojawiły się rysy. Można powiedzieć, że równocześnie dwie - ale jakże różne!

Pierwszą rysą był konflikt wokół arcybiskupa Wielgusa - przy okazji którego okazało się, ku zaskoczeniu wielu, że w środowisku RM jest jakiś olbrzymi potencjał niechęci do otwierania teczek z materiałami dotyczącymi już nie tylko ks. Czajkowskiego. Potęga emocjonalnego sprzeciwu w tej sprawie kazała niektórym formułować hipotezę, że być może samo Radio boi się tych teczek.

Ale była i sprawa druga - taka, w której zaskoczyło nas nie RM, a pecetowskie elity PiS. Chodzi o kompleks spraw symbolizowanych przez próbę wzmocnienia ochrony życia w Konstytucji (a de facto rozciągających się także na efektywną politykę prorodzinną, zakaz pornografii, gwarancję odpoczynku świątecznego itp.). Tu Radio podtrzymało z początku swe oblicze “fundamentalistyczne” (w znaczeniu dosłownym: wierności fundamentom nauki moralnej) - za to PiS ukazał się wręcz fundamentalistycznie niechętny, aż do prowadzenia akcji przeciw własnemu Marszałkowi Sejmu, z pomocą “Dziennika”. I “Wprostu” też.

Obie sprawy dobrze pamiętamy. W skrócie było tak, że po sprawie abp. Wielgusa w środowiskach RM zaczęto przebąkiwać o przeniknięciu PiSu (a zwłaszcza Pałacu Prezydenckiego) przez antykościelnych spiskowców - zaś w trakcie zablokowania nowelizacji Konstytucji sam Premier uderzył zarzutem, że chodzi tu o akcję układu katolickich integrystów-fundamentalistów. Następnie po stronie PiSowskiej (”Gazeta Polska”) wywołany został natychmiast ponownie duch Radia Maryja jako “agentury Moskwy” - a o. Rydzyk przyładował słynnym “szambem”.

Ale sojusz PiSu i RM się nie rozpadł. Kaczyński zniósł wyjątkowo spokojnie potężne zarzuty, jakie w mediach o. Rydzyka miotano przeciw niemu po rezygnacji abp. Wielgusa - a z kolei o. Rydzyk zamiast choćby przycisnąć Premiera kilkoma trudniejszymi pytaniami w dniu unicestwienia nowelizacji Konstytucji, wolał powiedzieć ustępującemu Markowi Jurkowi coś w rodzaju “sorry, Winnetou, biznes is biznes”…

No dobrze, sojusz trwa, oczywiście “dla dobra Polski”. Ciśnie się jednak pytanie: jak można żyć razem, tak słabo się rozumiejąc? Przypomnijmy: po jednej stronie “lustratorski” PiS - a po drugiej zjeżone na “inkwizytorów” Radio; po jednej stronie partia zobowiązująca swych posłów do głosowania PRZECIW zakazowi handlu w niedziele i zmuszająca ich do wycofania podpisów spod wniosku o zakaz pornografii - a po drugiej koncern opierający swe przesłanie na respektowaniu przykazań Bożych i naturalnych, na szanowaniu chrześcijańskiej tożsamości Polski…

Tu jednak dochodzimy do geniuszu zarządzania kryzysami - geniuszu, którym wykazuje się Jarosław Kaczyński. Jak widzieliśmy, ma (miał?) on dwa pola konfliktu z RM. Ktoś powiedziałby: aż dwa? a więc ten związek wisi na włosku! Nie, ten związek ma się całkiem dobrze - dzięki właściwemu zarządzaniu oboma konfliktami. Oboma konfliktami na raz!

Gorący konflikt o politykę cywilizacji życia mógł się przerodzić w gorącą wojnę między dwoma partnerami - ale mógł też po prostu oznaczać, że RM postawi akurat tę sprawę na ostrzu noża. Skończyło się jednak na kilku dość histerycznych - a wolitywnie słabych - przycinkach Ojca Dyrektora. Wierzę w żal i gniew o. Rydzyka - a równocześnie widzę, że był on b. daleko od próby wywarcia realnego nacisku na PiS w tej sprawie. Bąknął obraźliwe zdanie - które nie miało żadnego znaczenia, ale usprawiedliwiło go przed tymi, którzy mu wierzą i którzy oczekiwali od niego na jakąś reakcję na “zdradę PiSu”. No i tę “jakąś” reakcję otrzymali.

Premier nie wchodził w tej sprawie w jakąś ostrą polemikę, unikał pyskówki - i nie musiał nawet przed nią uciekać, gdy nie tracąc rezonu odpowiadał z promiennym uśmiechem na gładziutkie pytania w TV TRWAM. Premier nie tracił czasu na te polemiki - nie dlatego, że się bał, ale dlatego, że liczył na inne swoje muskuły. Muskuły, którymi skłania RM do “rozsądku”.

Chodzi o drugie pole konfliktu: lustrację wchodzącą na teren kościelny. Także na teren RM? A dlaczegóżby nie! Że to jak dotąd nie nastąpiło? Owszem, ale ma ktoś złudzenia, że nie mogłoby nastąpić?

PiS jest formacją autentycznego antykomunizmu, zmobilizował miliony ludzi wierzących w uczciwą dekomunizację i lustrację nie cofającą się przed demaskacją największych “szych”. Tak to widzę - i znakomicie rozumiem nadzieje tych ludzi. Co więcej, podziwiam pracę historyków IPN, chciałbym, aby posuwała się sprawnie i szybko. Ale obawiam się, że elitom PiSu bardzo spodobała się gra w lustrację selektywną - a więc w posługiwanie się teczkami jak amunicją snajperską wydawaną do wybranych mediów z wyraźnym “zleceniem”. Tak śmiem twierdzić po podliczeniu szwarc-charakterów, których niedawno PiS odstrzelił we własnym układzie rządowo-biznesowym (Kaczmarek, Kornatowski, Netzel…). Ilu jest jeszcze takich Kaczmarków na zapleczu? Facetów, na których ma się haka - i właśnie dlatego trzyma się ich na stanowiskach, na zasadzie, że lepszy taki umoczony niż zbyt pewny siebie czyścioch?

No ale ja miałem o Radiu Maryja… Właśnie! Nie mam zielonego pojęcia - tak to trzeba uczciwie powiedzieć, bez żadnego krygowania się - czy Radio Maryja może bać się poważnie takich haków z teczek; czy ma ku temu powody. W tej sprawie domysły to za mało - a mnie nawet na domysłach tu zbywa. Do tej pory nic takiego nie wyszło, wszelkie oskarżenia okazywały się oparte na słabych podstawach (Kobylański!), albo nie wychodziły poza etap ploteczek. Można się nawet domyślać, że gdyby “coś było”, o takiej gratce już bylibyśmy poinformowani. Do tej pory…

Do tej pory - bo właśnie wyciągnięcie na wierzch “sprawy prof. Nowaka” na tym progu kampanii wyborczej na pewno wprowadzi nowe elementy.

Sprawę tę podnosi prorządowy “Wprost”, korzystając zapewne z kanałów IPNowskich. Czytałem komentarz, że jest to “cios w sojusz PiSu i RM”. Po tym, co napisałem wyżej, nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że nie przyjmuję tego tak prosto czy prostacko. Sądzę, że RM dostało właśnie sygnał, że ma stać prosto i do nikogo obcego się nie łasić. Sygnał ściągnięciem smyczy.

Z takiej smyczy może być korzyść aż podwójna. Pierwsza: że od razu wiadomo kto tu panem (tym samym panem, który załatwia nowy prestiż, daje rozkosz mówiąc “Polska jest tu!”, udziela różnych zgód i wpływa na rozdział różnych środków) - a więc sojusz się “zacieśnia”. A druga korzyść to już szczególna gratka: że dość tego katolickiego rozpasania, tego radiowego “fundamentalizmu”, tego niewygodnego przypominania PiSowi jego zobowiązań wobec cywilizacji życia. Ideał jest taki: poprzyjcie nas, módlcie się i szydełkujcie, a z resztą spokój ma być!

Zresztą stosunki będą jak w rodzinie: bo Premier przecież walczy ze złowrogim liberalizmem - a “Wprost” to oczywiście “liberalne medium”. Premier na pewno obroni RM przed “Wprost” i innymi złymi siłami. Założymy się? Zmarszczy brew, pozwoli komuś wznowić podejrzenie o “ubeckie macki” w RM - a potem nagle zdejmie temat jednym ruchem. Np. “przyjmie przeprosiny” czy jakoś tak.

Gdy kilka miesięcy temu Marek Jurek opuszczał PiS, argumentował to przede wszystkim tym, że po tym, co stało się z nowelizacją Konstytucji, nie może dłużej legitymizować tej partii wobec opinii katolickiej - w sytuacji gdy w realnej polityce PiS nie realizuje ważnej części swego programu. Ale taka legitymacja wobec elektoratu katolickiego jest Kaczyńskiemu bardzo potrzebna, zwłaszcza jeśli pragnie on zrealizować swe marzenie zbudowania polskiej CDU - czyli partii faktycznie laickiej popieranej przez chrześcijan zaciskających zęby i mówiących: “mogło być gorzej”. On dobrze o tym wie, i będzie o tę legitymację dbał jak o źrenicę w oku.

A morał, już w odniesieniu do Radia Maryja, jest taki: że gdy się nie ma lęku za uszami, można być wolnym i suwerennym. W odwrotnym przypadku jest się skazanym na nieprawdopodobne wygibasy. Życzę dobrze Radiu Maryja - a więc życzę mu swobody realizowania jego misji, misji “katolickiego głosu w naszych domach”.

harcerz-realista, zwykle w obronie - rzadko w ataku, katolicki ortodoks mający dość często swe własne zdanie odrębne w sprawach bezortodoksyjnych

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka