Mizz Oginis Mizz Oginis
775
BLOG

Stop pracom domowym dla rodziców!

Mizz Oginis Mizz Oginis Edukacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

Tylko nielicznym rodzicom nie zależy, by ich dzieci dobrze sobie radziły w szkole. Większość stanie na głowie, by pociechy były nie tylko szczęśliwe, ale i osiągały sukcesy. Wiąże się to z tłumaczeniem zadań z matematyki, pomocą przy zrozumieniu zagadnień na fizykę, opowiadanie faktów historycznych w jak najbardziej przystępny sposób. Ale to nie wszystko…

Kartonowa makieta miasta, wierszyk na Dzień Mamy, zajączek z masy solnej, olbrzymia gra planszowa – to niektóre z mnóstwa zadań domowych, które otrzymują dzieci. Właśnie – dzieci czy rodzice?

Tomek nie ma talentów manualnych. Jeśli dać mu plastelinę, nie dość, że cały dom zostanie w niej pokryty (ze szczególnym uwzględnieniem dywanu) to jeszcze powstanie z tego, bądźmy szczerzy, gniot. I teraz Tomek dostaje zadanie, oczywiście zadanie domowe, - stworzyć figurki z modeliny do szkolnej makiety. Figurki wychodzą piękne, równiutkie, kolorki są żywe, a nie połączone w jeden odcień biegunki (kto za długo bawił się rożnymi barwami wie, o czym piszę). Szkoda tylko, że praca Tomka się nie wyróżnia, bo inne dzieci też przyniosły piękne, równiutkie figurki. Nauczyciel nie dość, że nie widzi nic podejrzanego w tym, że Tomuś poczynił olbrzymi postęp – od gniota do rzeźby godnej Michała Anioła, to jeszcze nie martwi go, że prace, które chłopczyk wykonuje w szkole są pozbawione tego przebłysku geniuszu.

Kolejne zadanie domowe. Nikola nie za dobrze radzi sobie z językiem polskim. Błąd na błędzie. Bardzo nie lubi czytać (książki dla dzieci nie każdemu maluchowi przypadną do gustu. Może się jeszcze zakocha w literaturze). Dostaje zadnie domowe: wierszyk na Dzień Mamy. I staje się cud! Dziewczynka tworzy piękny czterozwrotkowy wiersz mówiący o rumianych licach swojej rodzicielki. Licach. Tak. Dziewczynka nagle poznała takie słowa, świetnie włada językiem polskim i stała się mistrzynią rymów. Nikt nie widzi w tym nic dziwnego.

Dlaczego nauczyciele robią to rodzicom? Przecież wiedzą, że to oni ślęczą z dzieciakami tworząc te, „dzieła”. Tak jest. Tak było zawsze. Poprzednie pokolenie siedziało przy zadaniach domowych z rodzicami, to pokolenie też musi. Szkoła niczeo się nie nauczyła…

Dlaczego tak ważne są te wymyślne zadania domowe?

Po pierwsze, „prace rodzicowe” mogą podnieść ocenę. Co z tego, że dziecko się nie uczy, że nie ma wiedzy? Rodzice przygotują mu wszystkie materiały na gazetkę szkolną i maluch dostanie dodatkowe punkty (bo teraz dostaje się punkty).Dostanie je za to, że wszyscy potrafią udawać. Za święty spokój. Rodzice nie będą suszyć głowy nauczycielowi, żeby podniósł ocenę, nauczyciel formalnie też jest spoko. Win win.

Po drugie, „prace rodzicowe” pozwalają się pokazać. Zapomnijcie o równości w szkole! Takie zadania są po to, żeby wszyscy wiedzieli, kto ma pieniądze! To na wypadek, gdyby ktoś nie zauważył markowych ciuchów dziecka i drogich zajęć dodatkowych. Zrobić plakat? Można narysować go farbkami (ale to tylko ci biedniejsi tak mogą zrobić). Można też stworzyć go w profesjonalnym programie graficznym (wykonanym pewnie przez grafika) i zafundować dziecku zawodowy wydruk. Widać kasę! Można się pokazać! Można. Hierarchia w klasie jest już zaznaczona.

Po trzecie, „prace rodzicowe” pozwalają… zachować czystość. Dobrze wiemy, że gdyby dzieciaki robiły to w szkole skutek byłby opłakany. Prace nie byłyby wyjątkowe, ale za to brud byłby godny zapamiętania. A tak sprawa załatwiona. Czysto, łatwo i skutecznie. Nie widać problemu, bo cała zabawa rozgrywa się w kuchniach (tam najłatwiej się sprząta).

„Prace rodzicowe” dodatkowo napędzają gospodarkę. Żeby uszyć maskotkę trzeba kupić materiał, uszka, nici, watę, wstążki itd. I znów bardziej zamożni mają okazję się pokazać. Kto ma pińćset plus, ten się cieszy. Kto wychowuje jedynaka – musi się pogodzić z tym, że szkoła nie do końca jest bezpłatna.

Wszystkie te skutki „rodzicowych” prac są irytujące, ale jeden, wymaga szczególnej uwagi. A co, jeżeli rodzice nie pomagają dziecku w lekcjach? Z różnych względów: nie są w stanie, to rodzina patologiczna, są chorzy, a może po prostu wolą spędzić czas z dzieckiem inaczej. Inaczej nie zawsze znaczy gorzej. Czy czas spędzony nad wyklejanką z wrzeszczącymi rodzicami, bo dziecko robi to za długo, jest lepszy od gry planszowej? Tak czy inaczej, mały uczeń z rodzicami, którzy nie odrabiają „rodzicowych prac” jest na spalonej pozycji. Małe szanse, by praca 10-latka była lepsza od całego sympozjum ojców, matek, dziadków, cioć i sąsiadów, którzy wspólnie pracują nad zadaniem domowym.

Nasz system nie będzie jak fiński (uważany za najlepszy na świecie). Skomplikowany system naczyń połączonych prac domowych, korepetycji i ciężkich plecaków jest nie do pokonania. Ale może udałoby się go choć trochę ulepszyć? Może rządzący odrobiliby prace domową i zostawili rodziców w spokoju?

 

Mizz Oginis
O mnie Mizz Oginis

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo