Robert Leszczyński Robert Leszczyński
82
BLOG

"Plac Führera"?!

Robert Leszczyński Robert Leszczyński Polityka Obserwuj notkę 8

18 listopada 1945 roku oczom zdumionych mieszkańców warszawskiej Pragi ukazał się monumentalny Pomnik Braterstwa Broni. Braterstwo było wątpliwe, a zniszczona Warszawa na pewno potrzebowała innych inwestycji, niż pomnik. Sami nie mając realnego wpływu ani na fundację, ani na istnienie pomnika, Warszawiacy załatwili go „po swojemu”. Znajomy taksówkarz opowiadał mi, że nazwa „Czterech śpiących” pojawiła się niemal natychmiast.

 

Spieszę z krótkim wyjaśnieniem wszystkim tym, którzy pomnika nie znają: ekspresyjna brązowa rzeźba trzech walczących postaci na wysokim postumencie otoczona jest czterema stojącymi niżej figurami żołnierzy ze spuszczonymi głowami. Spuszczone głowy żołnierzy miały sprawiać wrażenie na przechodniu, że na niego bacznie patrzą. Tyle że pod pomnikiem nikt nie przechodzi. Jest on otoczony ruchliwym rondem, więc nie bardzo się da i najzwyczajniej nie ma sensu. Z daleka spuszczone głowy żołnierzy stwarzają więc niezamierzony efekt komiczny – jakby spali za warcie. Jakiś biedny partyjny idiota „chciał dobrze”, a w rzeczywistości wyrządził Polsko-Radzieckiemu Braterstwu Broni niedźwiedzią przysługę, wystawiając ją na powszechne szyderstwo.

 

Nie inaczej może się stać z pomnikiem Romana Dmowskiego.  „Patriotyczni politycy” zrobili sobie przedwyborczą hucpę: powołali komitety, perorowali, wreszcie odsłonili, zgarnęli medialny „piar” i odjechali. A biedny Dmowski został sam. Już następnej nocy został pomalowany na „pedalski róż”, dorzucono swastykę i kilka antysemickich cytatów z niego samego. Pewnie nie ostatni raz.

Co będzie dalej? Pomnik może się stać linią frontu politycznych antagonistów. Ci, którzy pomnika nie akceptują (jest ich bardzo dużo), będą go szpecić i ośmieszać, organizować demonstracje (jedna się już odbyła: „Noc kryształowa. Pamiętamy”). Pomnik może się wręcz stać symbolicznym miejsce protestacyjnych spotkań, podczas których sam "gospodarz" będzie traktowany – nazwijmy to - dość bezceremonialnie.

Obrońcy pomnika mogą oczywiście zaciągnąć honorowe warty, które w deszcz i mróz strzec będą godności „statui” (co byłoby godnym uznania poświęceniem). Albo pójść na tchórzliwą łatwiznę: wymóc na władzach miasta dodatkowe dyżury patroli policji (jakby policja miała nic pilniejszego do roboty), lub zamontować elektroniczny system monitoringu (tylko nie za moje pieniądze proszę, bo jestem chyba jednym z ostatnich zwolenników taniego państwa).

Ale nawet gdy fizyczne szpecenie pomnika nie będzie już możliwe (zasieki, drut kolczasty, wysokie napięcie, psy, wieże strzelnicze obsadzone przez krótko ostrzyżone bojówki), pozostaje ogromne pole do masakrowania metafizycznego i wirtualnego (w sieci). Już słyszałem hasła: „odsłaniajcie, będzie gdzie psy wyprowadzać” i „Plac Führera”. Nie chcę żyć w mieście, gdzie nawet na złość, dla żartu czy potocznie, jest taki plac.

Zupełnie więc jak w przypadku „Czterech śpiących”, czyjaś szczera intencja uczczenia pamięci Romana Dmowskiego doprowadzi do czegoś wręcz przeciwnego. W dyskursie na temat pomnika zostaną pominięte wszystkie zasługi Dmowskiego i w zbiorowej świadomości pozostanie on dyżurnym faszystą, zoologiczny antysemitą i zatwardziałym ksenofobem, a oszpecony pomnik-widmo - wątpliwą atrakcją turystyczną dla zdumionych przyjezdnych. Kto raczej wygra wojnę o wygląd pomnika pokazało śladowe poparcie dla Prezydenta Wierzejskiego. Tylko po co, pytam, było zaczynać tę wojnę, na której przegramy wszyscy? Z Dmowskim na czele.

Czy tego chcieliście, Panowie Patrioci? Dla krótkotrwałego politycznego efektu wystawiliście swojego ideologicznego ojca na powszechne urąganie, pośmiewisko i infamię. Można było go uczcić, jeśli ktoś potrzebuje, ale inaczej. Bardziej w sferze duchowej niż materialnej. Ale oczywiście „brązownictwo” jest łatwiejsze i bardziej spektakularne niż szerzenie idei.Teraz sytuacja jest patowa, bo pomników tak łatwo się nie usuwa. Gdyby nawet doszło do referendum nad jego istnieniem, sam fakt byłby dla pamięci o Dmowskim katastrofalny. Naprawdę tego chcieliście? Moje gratulacje! 

Ps. Celowo w powyższym tekście skupiłem się na kwestiach praktycznych (nawet lekko współczując fundatorom pomnika i samemu Dmowskiemu) nie podejmując jednak dyskusji nad samą potrzebą upamiętniania Romana Dmowskiego. Ale dla jasności: w uznaniu zasług Romana Dmowskiego dla restytucji Polski i jego wkładu w dyskusję na temat współczesnego patriotyzmu, moim zdaniem ponosi on m.in. moralną odpowiedzialność za stworzenie ideologicznych przesłanek do patrzenia przez palce na Holocaust, z których skorzystało wielu Polaków.  Przez to, podobnie jak m.in. Marek Edelman, uważam że pomnik ten urąga pamięci ofiar, obraża żyjących i stwarza wrażenie, że „nic się nie stało”.

Ktoś może oczywiście uznać, ważąc zasługi i grzechy Dmowskiego, że rasistowskie wypowiedzi, poparcie dla antysemickich ekscesów przez wojną i cały Holocaust to nic w porównaniu z wkładem w Kongres Wersalski. To kwestia wrażliwości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka