Sed3ak Sed3ak
2232
BLOG

To nie był zamach! Analiza i interpretacja.

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 71

Dziwnie tak zaczynać notkę od stwierdzenia, o czym ona nie będzie. Zastanawiałem się kiedyś nad tym, kto w Polsce ma patent na racjonalne myślenie? Po kilku głębszych (przemyśleniach) doszedłem do wniosku, że u nas racjonalny jest każdy, kto w przypływie nienawiści popluje na religię, kościół, czy konserwatyzm. Nie mówię, że tak jest zawsze, ale pośród „młodych, wykształconych” i środowiska wokół którego się obracam, tak to wygląda.

***

Ale do czego piję? Swego czasu, na jednej z nasiadówek w gronie rówieśników rzuciłem hasło: to mógł być zamach. Rzecz jasna chodzi o Smoleńsk. I rzecz jasna – wyśmiano mnie. Argumenty contra to: przecież samolot świeżo po remoncie był. No tak, to zawsze coś w przypadku braku innej wiedzy. Dwa: Kaczyński naciskał! Bo w Gruzji naciskał to i teraz naciskał! Kontrargumentacja, że przecież stenogramy na to nie wskazują, a musimy opierać się na dowodach empirycznych, a nie na spekulacjach trafiała jak grochem o ścianę. Po za tym – podnoszę, w Gruzji Prezydent tak naciskał, że koniec końców Tupolew wylądował w Baku, a dowódca PLF-101 został odznaczenie ministra za sprzeniewierzenie się złemu Kaczorowi.

Za tezą o zamachu podawałem przykład bliźniaczej sytuacji, jaka miała miejsce w 1986r. w Tanzanii, gdzie z wykorzystaniem tzw. metody typu meaconing, rozregulowano parametry lotu samolotu (tak tak, nie innego – radzieckiego Tu-134), co w rezultacie doprowadziło do rozbicia się statku powietrznego, w którym leciał (ot, przypadek) prezydent Mozambiku. Wtedy również, jako przyczynę podawano błąd pilotów, którzy zdecydowali się na lądowanie pomimo niedostatecznej widoczności. Stwierdziłem, że sprowokowanie tego typu katastrofy to dla służb specjalnych nie problem. Reakcją była cisza. Z jeszcze większym rozrzewnieniem obserwowałem miny towarzystwa, gdy powiedziałem im, że po latach do zamachu przyznały się południowoafrykański wywiad.

Nie był to koniec dysput. Podałem również argumenty polityczne. Ale nie takie, jakoby w interesie Rosji było pozbywanie się niewygodnego polityka. W mojej ocenie leżało to raczej w interesie rządzących Rosją służb, które w swojej mafijnej logice potrafią eliminować wskazanych przez „górę” zaprzańców (patrz: Litwinienko, Poliktowska, Chodorkowski i inni działacze, czy dziennikarze opozycyjni). Poza tym, dość wymowny jest chociażby ten rosyjski demotywator, dość dobrze oddający nastroje tamtejszych internatów. Pozostawiam bez komentarza.

Wszystko na nic. Kaczyński naciskał. Pomimo faktu, że były już znane transkrypcje z CVR, w których nic (słownie: nic) nie wskazywało na wywieraniu presji przez Prezydenta Kaczyńskiego na pilotów, „paneliści” szli w zaparte. Na pewno nie było miło słuchać, jak osoby z pewnością bardziej rozgarnięte niźli przeciętny zjadacz chleba, przyszła „elyta” narodu, wygadują takie głupstwa, owijając się w szatę racjonalizmu i zdrowego rozsądku. No tak, ale wpis nie będzie o "obrazowańszczyźnie".

Dzisiaj jednak – po opublikowaniu zapisów z czarnych skrzynek i przyjęciu paru założeń, wiemy już że tezę o zamachu możemy (zasadniczo) wykluczyć. O jakich założeniach mówimy? W pierwszej kolejności, musimy przyjąć, że dane zarejestrowane na czarnych skrzynkach są autentyczne. I znowu, zasadniczo nie powinno być co do tego faktu wątpliwości. Niemniej jednak, powinniśmy zostawić pewien margines swobody (mamy wszka do czynienia z krajem autorytarnym). Po drugie, musimy wykluczyć tezę o awarii technicznej rządowego tupolewa. Z jednej, prostej przyczyny – Rosjanie zniszczyli wrak samolotu, a tym samym i większość dowodów w sprawie. Jeśli spojrzymy na naprawdę rzetelne badanie katastrof lotniczych (polecam chociażby dostępny na YouTube cykl „Katastrofa w przestworzach”) to dojdziemy do wniosku, że w przypadku śledztwa smoleńskiego mieliśmy do czynienia z istotnym „zakpieniem (sobie) z Polski”. Tak dochodzeń wyjaśniających przyczyny wypadków lotniczych w żadnym cywilizowanym kraju się nie prowadzi.

Oczyszczając tak przedpole, rozpocznijmy analizę.

***

Czarne skrzynki i zaprezentowana przez MAK prezentacja, wskazują że w momencie zderzania się z pierwszymi drzewami, silniki Tu-154M zwiększały swoją moc. Potwierdzają to również świadkowie katastrofy, którzy donosili iż w momencie opadania tupolew wydawał z siebie nienaturalny ryk, który nie był jednakże równoznaczny z uderzeniem w ziemię. Na podstawie tych danych można z całą odpowiedzialnością wysunąć tezę, że przyczyną niewznoszenia się rządowego samolotu była niesprawność silników w ostatniej fazie lotu. Na poparcie tej hipotezy potrzebne byłoby rzeczowe przebadanie wraku, co jak wiemy nie miało miejsca. Porozcinanie pozostałości po tupolewie w zasadzie przekreśliło szansę na jej weryfikację. Gdy przyjrzymy się przykładowemu odcinkowi „Katastrofy w przestworzach”, to z łatwością dojdziemy do wniosku, że wyjaśnianie przyczyn jakiejkolwiek katastrofy lotniczej zaczyna się od dokładnego przetransportowania nienaruszonego wraku samolotu do zabezpieczonego przed działaniem czynników zewnętrznych hangaru. Wszelkie działania przeciwne mają na celu ukrycie prawdziwych przyczyn zdarzenia.

W tym miejscu wydaje się, że należałoby odrzucić tezę o zamachu dokonanym na rządowy samolot metodą meaconingu. W założeniu metoda ta polega na rozregulowaniu wskaźników lotu w statku powietrznym, z wrogim zamiarem sprowadzenia go na zły kurs. Parametry odczytane na rejestratorze danych lotu nie wskazują na dokonywanie żadnych manipulacji (i znowu, przy założeniu uczciwości Rosjan). Piloci podchodzili do lądowania, na odpowiedniej wysokości próbowali poderwać samolot. Niestety, w wyniku niesprzyjającego splotu okoliczności, sztuka ta się im nie udała.

Ktoś zapyta – dlaczego? Wydaje się, że odpowiedzi na to pytanie udzielił w poniedziałkowym „Tomasz Lis na żywo” polski akredytowany przy MAK – Edmund Klich. Piloci do lądowania podchodzili „na automacie”. Manewr taki jest uzasadniony, w sytuacji w której lotnisko ma zamontowany ułatwiający uziemienie samolotu system ILS. Dowódca PLF-101 – kpt. Arkadiusz Protasiuk, lądując jako II pilot w Smoleńsku 7 kwietnia miał prawo zapamiętać, że lotnisko Smoleńsk Północny jest w takowy system wyposażone. Tego dnia bowiem, zapewne w związku z lądowaniem samolotu z premierem Putinem na pokładzie, był on na lotnisku zamontowany. W związku z tym, należy sobie zadać pytanie: czy niewiedza pilotów o braku ILS-u na Siewiernym wynikała z fatalnego, ludzkiego błędu, czy też wiadomość ta nie została im dostarczona przed wylotem, na skutek zaniedbań i ogólnego bałaganu przy organizacji prezydenckiego lotu?

Fakt ten, jak się najprawdopodobniej okaże, stał się główną przyczyną katastrofy. Na wysokości 100 m pierwszy pilot, a kilka sekund później również drugi, wydają komendę „odchodzimy!”. Jednakże, w sytuacji, gdy lądowanie na lotnisku bez ILS-u odbywa się na automatycznym pilocie, do poderwania samolotu wymagane jest uprzednie wyłącznie tego rodzaju systemu naprowadzania. Jak podaje Edmund Klich – sprowadza się to do naciśnięcia jednego przycisku na desce rozdzielczej. Gdy piloci zorientowali się, co jest grane i wyłączyli ów tryb samolot przestał opadać. Niestety dla nich (i załogi) tupolew znajdował się już na wysokości smoleńskich brzóz i z wolna zaczął je ścinać. Chwilę później (pamiętajmy, że cała akcja krytyczna to zaledwie kilka sekund) piloci zwiększają niemalże do maksimum ciąg silników. Jest już jednak za późno. W wyniku uderzenia w jedną z brzóz, odpada część lewego skrzydła rządowego samolotu i tym samym statek nie ma szans na wyjście z opresji cało.

Dlaczego piloci dokonali takiego – można powiedzieć, szkolnego błędu? Wydaje się, że powodem był brak ćwiczeń na symulatorach lotów, w których piloci z 36. Pułku mogliby sprawdzić, jak w warunkach lądowania na tak badziewnym lotnisku (bez ILS-u) zachowuje się duży statek powietrzny, jakim jest Tu-154M. Jak łatwo zauważyć, na co dzień głowy państw nie lądują na „zabetonowanym krowim pastwisku” (copyright by. Z. Krasnodębski), tylko na głównych lotniskach państwa. Niewątpliwym jest, że winą za taki stan rzeczy odpowiedzialnością obarczyć można w pierwszej kolejności rząd (brak należytego przygotowania lotu), a w dalszej – zwierzchnika sił zbrojnych, tj. ministra obrony narodowej – psychiatrę Bogdana Klicha. Nieprzypadkowo do podobnej katastrofy doszło 2 lata wcześniej (w styczniu 2008r.). Jak widać jednak, „żelazny Bogdan” nic sobie nie robi z kolejnych trupów w dowództwie wojsk lądowych i trwa nieprzerwanie na smakowitej, rządowej synekurze.

Wersja ta ma zasadniczo jedną słabą stronę, obalaną z wykorzystaniem wersji katastrofy zaprezentowanej powyżej. Jak przedstawili to słowaccy piloci na specjalnych pokazach, Tupolew 154 jest w stanie oderwać się od ziemi, będąc niewiele ponad 2-3 metry nad nią. W związku z tym obalić można kłamliwą tezę Rosjan, jakoby minimalna wysokość, do której możliwe jest odejście rosyjskim tupolewem na drugi krąg wynosi 100m (a tak to nam przedstawiano w pierwszych dniach po 10 kwietnia), podobnie jak propagandę o czterokrotnym podejściu do lądowania.

***

Jak zostanie to zaprezentowane poniżej, nie można stawiać jednoznacznej tezy, jakoby całkowitą lub znaczącą winę za katastrofę w Smoleńsku ponosili tylko i wyłącznie piloci ze specpułku. W mojej ocenie wina rozkłada się w miarę proporcjonalnie. W 60% przypisać ją można stronie rządowej (o szczegółach w innym miejscu). Pozostałe zaś 40% podzielić zaś trzeba po równo na dowódców PLF-101 oraz na kontrolerów lotu.

Jak pokazuje historia cywilnych katastrof lotniczych, zdarzają się wypadki w których niezgrane współdziałanie wieży kontroli lotów i załogi powodować może tragedie. 1 lipca 2002r. nad szwajcarską przestrzenią powietrzną zderzają się dwa samoloty: spedycyjny Boeing 757 (z dwoma osobami na pokładzie) oraz rosyjski… no zgadnijcie - jaki? Tak, tak – Tu-154, wiozący najzdolniejsze dzieci z Ufy na wakacje do Hiszpanii. Przyczyna zderzenia? No cóż, jakby akcja działa się na terytorium Wspólnoty Niepodległych Państw, pewnie sprawę skwitowano by stwierdzeniem „błąd pilotów” (pewnie dwóch statków powietrznych, czyli łącznie 7 osób(sic!). Na szczęście za wyjaśnianie przyczyn katastrofy wzięli się Niemcy, którzy stwierdzili jednoznacznie, że do tragedii doszło w wyniku absolutnie skandalicznemu trybowi pracy w wieży kontroli lotów w Zurychu.

29 sierpnia 1996r. O wybrzeża norweskiej wyspy Svalbard rozbija się rosyjski samolot linii Vnukovo Airlines. Zgadnijcie jaki? Tak, tak… to Tu-154M. Co za niespodzianka! Przyczyna? I znów, gdyby sprawa rozgrywała się gdzieś w orbicie rosyjskiej strefy wpływów MAK stwierdziłby, że doszło do niej w wyniku błędu pilotów. Norwescy śledczy stwierdzili jednakowoż, że winę za nią ponosi wieża kontroli lotów, a dokładniej jeden z kontrolerów. Szczegóły pod tym adresem.

I jeszcze kwiatuszek do kożucha. Katastrofa do jakiej doszło nieopodal Soczi w 2006r. Statek powietrzny armeńskich linii lotniczych Armavia rozbija się o zbocza w trakcie podejścia do lądowania. Tym razem za wyjaśnianie sprawy wziął się znany już nam (Rosyjski) Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (w skrócie: (R)MAK). Pod tym adresem, można poczytać sobie co nieco o przyczynach katastrofy, jakich dopatrzyli się tamtejsi śledczy. Niby nie jest tajemnicą co w opinii tamtejszych ekspertów się do niej przyczyniło doszło, ale nie będę psuł Czytelnikom niespodzianki (szczegóły tutaj).

Jak widać, nie jest dogmatem, jakoby za całość lotu i jego bezpieczne zakończenie odpowiadała tylko i wyłącznie załoga. Tym bardziej niezrozumiałe wydają mi się konkluzje tzw. ekspertów (jak chociażby ta z „Rzeczpospolitej”), w której odpowiedzialność w całości przerzuca się na pilotów. Jest to teza nie wynikająca z posiadanej wiedzy, umiejętności, czy doświadczenia życiowego. Przeciwnie, przeczy ona logice i rozumowi. Skoro, co potwierdzają zapisy z CVR, załoga była sukcesywnie wprowadzana w błąd co do widoczności na Smoleńsku Północnym, to na jakiej podstawie można wyciągać wniosek, że „podchodzenie do lądowania w tych warunkach było niedopuszczalne”. Przeciwnie, piloci dostając sprzeczne przekazy mieli prawo podejść do wysokości decyzji i sami zobaczyć co się na tym „zabetonowanym krowim pastwisku” dzieje. Poza tym, w związku z ujawnianiem coraz liczniejszych wątków katastrofy pojawiła się również informacja, jakoby do trasy prezydenckiego lotu nie przypisano lotnisk zapasowych (Witebsk miał być tego dnia zamknięty). Czyż fakt ów nie powodował w pilotach dodatkowej nerwowości i zmuszał ich tym samym do przynajmniej podjęcia próby lądowania? Przypomnijmy jednocześnie, że za organizację lotu rządowego samolotu odpowiedzialna jest Kancelaria Premiera RP (przyznawanie samolotów i pilotów), MSZ (uzgadnianie szczegółów dyplomatycznych z krajem obcym) oraz – jeśli do wyprawy szykuje się prezydent RP, również jego kancelaria (ustalając harmonogram i zapraszając gości).

Niezrozumiałym wydaje się również ustawienie statusu lotu (a raczej jego następcze przyjęcie), jako „cywilny”. Samolot był samolotem wojskowym (należał do pułku lotnictwa wojskowego i przewoził głowę państwa), lotnisko w Smoleńsku jest również lotniskiem wojskowym. Dodatkowo kontrolerzy lotów byli wojskowymi. A ma to niebagatelne znaczenie, gdyż przy sprowadzaniu samolotu wojskowego na ziemię obowiązują inne procedury i większą rolę odgrywa wieża kontroli lotów. Dlaczego więc premier Tusk uległ rosyjskim naciskom i przystał na późniejszą zmianę statusu? Czyżby wystraszył się „przyjaciół Moskali”? Czy po prostu tak to już jest, że jak przychodzi wrzeszczeć na osaczoną medialnie opozycję, to Donald Tusk jest rasowym owczarkiem. W sytuacji zaś, gdy przystępuje do bezpardonowych rozmów o polskich interesach zamienia się w kundla z podkulonym ogonem?

Jak widać na powyższym, to właśnie strona rządowa ponosi największą faktyczną odpowiedzialność za to, co wydarzyło się w Smoleńsku 10 kwietnia. Nie tylko przez skandaliczny tryb szkolenia pilotów w 36. Pułku. Jak pokazuje praktyka, z jego progów wychodzą piloci z wielkimi brakami merytorycznym, gdzie tymczasem wydaje się, że powinni to być adepci „najlepsi z najlepszych”. Prawdziwe asy przestworzy. Można zatem postawić odważną tezę, że polityka szefostwa MON (w tym psychiatry Bogdana Klicha) oraz wieloletnie zaniedbania w tej materii wydatnie przyczyniła się do śmierci 96 osób w państwie!

Ktoś lot Prezydenta Kaczyńskiego organizował. Ktoś szkolił pilotów Tupolewa. Ktoś w rozgrywanie polskiej głowy państwa wciągnął rosyjskiego ambasadora. Ktoś sukcesywnie pomniejszał status jego wizyty. Ktoś nie zadbał o to, by na lotnisku znajdowały się polskie służby, ochraniające prezydenta, a w samym statku powietrznym tzw. lider (rosyjski pilot-nawigator). Ktoś nie dołożył starań, aby na niebezpiecznym lotnisku, w celu bezpiecznego lądowania, zainstalowano system ILS (jak miało to miejsce 7 kwietnia podczas wizyty Tuska i Putina). Ktoś polskich pilotów informował, że są na kursie i ścieżce, w sytuacji gdy spadli oni nie na wysokość pasa startowego, lecz na smoleńskie brzozy.

I ja - człowiek, któremu przypisuje się myślenie nieracjonalne i spiskowe, mam wierzyć, że tym kimś byli piloci rządowego Tupolewa oraz naciskający na nich Kaczyński? Nie, tak myśleć mogą tylko „młodzi i wykształceni”, „ludzie rozumni” i „zwolennicy Polski Jasnej”.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka