Staszek Wicher Staszek Wicher
1500
BLOG

Nowa strategia energetyczna Litwy i tożsamość Litwinów

Staszek Wicher Staszek Wicher Polityka Obserwuj notkę 6

Litwini mają coraz większy problem z określeniem swojej geopolitycznej tożsamości. Od jakiegoś czasu (mniej więcej dwóch lat) mamy do czynienia z tendencją dryfowania Litwy przez Bałtyk ku Skandynawii. Nie było tego jeszcze na przełomie lat 2008/2009, kiedy nowy rząd Andriusa Kubiliusa określał USA i Polskę jako najważniejszych strategicznych partnerów polityki międzynarodowej. Wtedy o Szwecji nie mówiono więcej, niż wymagały tego elementarne interesy państwa. Jednego jednak można być pewnym - tym co determinuje ucieczkę Litwinów za Bałtyk, jest Rosja. I strach przed nią.

Zależność energetyczna Litwy od Rosji to zależność prawie totalna, od kiedy w 2009 r. ostatecznie złożono na ołtarzu Unii Europejskiej Ignalińską Elektrownię Atomową (F. Rydström). Ignalino pokrywało niemalże 30% zapotrzebowania energetycznego kraju, podczas gdy rosyjskie gaz i ropa - dalsze 70%. Nie ma się zatem co dziwić, że litewscy politycy zaczęli panicznie szukać sposobów na dywersyfikację źródeł energii. Po pomoc zwrócili się do państw skandynawskich, które przyjęły Litwę z otwartymi ramionami, lecz na swoich warunkach. Czy można się było spodziewać, że nowa sytuacja, w którą wepchnęła Litwę niekorzystna sytuacja geopolityczna, będzie alternatorem zmian mentalnych i tożsamościowych samych Litwinów?

 

Upadły mit "szczęśliwej wyspy energetycznej"

Przeglądając setki folderów i raportów MFW i różnych instytucji unijnych w latach dziewięćdziesiątych, dotyczących bezpieczeństwa energetycznego, można było odnieść wrażenie, że przyszłość gospodarcza Litwy rysuje się bardzo optymistycznie. Różni analitycy twierdzili, że Litwa cieszy się tanimi surowcami z Rosji, posiada własną elektrownię atomową i szerokie możliwości zagospodarowania sektora energetycznego poprzez elektrownie wodne i odnawialne źródła energii - pisze Fredrik Rydström, szwedzki badacz na Uniwersytecie Wileńskim.

Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Po zamknięciu elektrowni ignalińskiej i wzroście cen rosyjskiego surowca Litwie zawisł kamień młyński u szyi, a wykorzystywanie energii wodnej i odnawialnych źródeł mogło się okazać zbyt czasochłonne i, przede wszystkim, zbyt kosztowne. W rezultacie funkcjonujący niegdyś mit Litwy, jako "wyspy szczęśliwej energetyki" rozpłynął się w rosyjskiej ropie.

Politycy litewscy winnego swej trudnej sytuacji znaleźli oczywiście na Kremlu. Coraz powszechniejsza była gorycz zawodu, którego doświadczył sektor energetyczny - w Wilnie uważało się wręcz, że to Bruksela oddała Litwę w szpony rosyjskiego niedźwiedzia, zamykając elektrownie atomową i nie reagując na rosnące ceny surowca. Innymi słowy, Litwa i pozostałe kraje byłego bloku sowieckiego stały się kartą przetargową między energetycznymi aspiracjami Europy Zachodniej i Rosji.

Mając na celu złagodzenie trudnej sytuacji, kraje bałtyckie zwróciły się w stronę państw skandynawskich z prośbą o pomoc. W konsekwencji, wielostronna współpraca w sektorze energetycznym doprowadziła do zawarcia licznych umów na przeróżnych płaszczyznach działań międzynarodowych - od edukacji, przez wojskowość, na ochronie środowiska kończąc. Na Litwie jednak wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że choć pochodzące ze Skandynawii źródła energii mogą w jakimś stopniu rekompensować utraconą Ignalinę, to energetyka ich kraju jeszcze długo w lwiej części może być zależna od Rosji.

 

W stronę niezależności energetycznej

Przedwczoraj, 26 czerwca, parlament litewski przyjął zmienioną wersję Narodowej Strategii Niezależności Energetycznej, określającej nowe cele sektora do roku 2020. Strategia przewiduje ponadto mapę drogową rozwoju do 2030 i 2050 r. Plany przewidujące współpracę rządu litewskiego, instytucji UE i prywatnych inwestorów szacowane są, jak wylicza Ministerstwo Energetyki, na 22 do 27 mld litów (LTL), tj. 6,4-7,8 mld EUR. Po osiągnięciu celów, Litwa oszczędzać będzie 3-4 mld LTL (ok. 1 mld EUR), co przeznaczy na import surowców energetycznych. Politycy przekonują, że państwo jest w stanie pokryć połowę kosztów - na resztę trzeba będzie znaleźć inwestorów z kapitałem prywatnym. Założenia dotyczą m.in. uruchomienia nowej elektrowni atomowej w Wisaginie, rozwoju połączeń energoelektrycznych z Polską i Szwecją, terminalu skroplonego gazu ziemnego, synchronicznych połączeń z siecią europejską i gazowe połączenie z Polską.

Nowa elektrownia atomowa w Wisaginas ma być gotowa maksymalnie do 2022 r. i kosztować Litwę 6 mld LTL (1,7 mld EUR), a jej całkowity koszt wyniesie do 17 mld LTL (5 mld EUR). Elektrownia i synchronizacja sieci pozwolą Litwie przejść na europejskie standardy, i w dużym stopniu uniezależnią kraj od energii sprowadzanej z Rosji. Ponadto Konstytucja Litwy zakłada, że nie powinna ona łączyć się z sieciami energetycznymi na terenie postsowieckim - zapis ten będzie można zrealizować dopiero teraz, gdyż do tej pory państwo zobowiązuje umowa BRELL, dotycząca wspólnych sieci elektrycznych Białorusi, Rosji, Estonii, Łotwy i Litwy. Minister Energetyki Litwy Arvydas Sekmokas nie kryje radości, z faktu, że można będzie urzeczywistnić konstytucyjny zapis.

Faktycznie, dotychczasowe sieci elektryczne mają zostać zastąpione połączeniami:

1) LitPol Link1 - połączenie o mocy 1000 MW z Polską (485 mln LTL - 140 mln EUR)

2) LitPol Link2 - połączenie o mocy 700-800 MW z Polską (380 mln LTL - 110 mln EUR)

3) NordBalt - podwodny kabel energetyczny o mocy 700 MW ze Szwecją (800 mln LTL - 230 mln EUR)

Ponadto ważnym elementem planu zaprowadzenia niezależności energetycznej będzie szersze wykorzystanie odnawialnych źródeł energii. 

W sektorze energetycznym doszło do największego w ostatnim czasie pogłębienia relacji litewsko-skandynawskich. W zeszłym tygodniu Litwa oficjalnie została przyjęta do grona państw tworzących największą giełdę energii elektrycznej NordPool Spot

 

Litwa coraz bardziej skandynawska

W trudnej sytuacji geopolitycznej, w jakiej znalazła się Litwa, nie pomaga jej sąsiedztwo z Polską. Chociaż wiele projektów realizowanych ma być wspólnie, to oba kraje zdaje się coraz więcej dzielić, niż łączyć. Co prawda polscy politycy liczą na pozytywną współpracę przy połączeniach LitPol Link1 i 2, co zostało wyrażone na ostatni kongresie EEC w Katowicach, to już na przykład Polska Grupa Energetyczna (PGE) zawiesiła w grudniu ub. r. swój udział w realizacji projektu elektrowni w Wisaginas, licząc na bardziej korzystną dla siebie umowę.

Części litewskiego establishmentu przeszkadza także wyraźnie prorosyjska polityka polskiego rządu, podczas gdy Wilno w coraz głośniejszy i ostentacyjny sposób krytykuje Kreml na praktycznie wszystkich płaszczyznach. Wyraz tego stanowiska dała wypowiedź prezydent Dalii Grybauskaite dla litewskiej polonii w USA, przed ostatnim szczytem NATO w Chicago. Choć nie jest to zdanie większości Litwinów, to nie można zaprzeczyć, że duża część urzędników na szczeblach decyzyjnych widzi swoje kontakty z Polską właśnie w taki sposób.

To także jeden z powodów zwrotu w stronę nowych opiekunów - państw skandynawskich. Polska zaczyna odgrywać rolę pasa transmisyjnego Litwy z resztą Europy, czemu dał wyraz premier Kublius w wywiadzie dla Jeszego Haszczyńskiego. Rozpisywałem się jakiś czas temu o nowych związkach bałtycko-skandynawskich w dwóch tekstach:

Litwa ucieka za Bałtyk

i

Kraje bałtyckie szukają nowej tożsamości.

Do tamtych spostrzeżeń chciałby dodać jeszcze jedno: jakiś czas temu na litewskim portalu 15min.lt opublikowany został mini-poradnik dla cudzoziemców odwiedzających kraje bałtyckie [dla cudzoziemców, dlatego zastanawiające wydało mi się opublikowanie go jedynie w wersji litewskiej]. Oprócz oczywistych banałów, jak "zwróć uwagę na najpiękniejsze wybrzeża Bałtyku", czy "raczej nie przyjeżdżaj w zimie" pojawiły się dwa punkty, wiele mówiące o potrzebie szybkiego odnalezienia nowej tożsamości.

1) "Nie mów po rosyjsku!" - rada została wyjaśniona w taki sposób: choć większość mieszkańców Litwy, Łotwy i Estonii rozumie język rosyjski ze względu na wieloletnią okupację, to ma on status języka niechcianego, gdyż wszystkie trzy kraje, to państwa narodowe, ze swoimi własnymi językami i kulturą. Punkt oczywiście zrozumiały, gdyż nikogo nie może dziwić pragnienie odcięcia się od sowieckiego dziedzictwa (jakkolwiek by to nie zabrzmiało) i funkcjonowania we własnej kulturze narodowej.

2) "Nie nazywaj nas Europą Wschodnią!" - punkt w jakiś sposób zdumiewający - chociaż ostatni na liście, to jednak szósty, czyli zalecenie to jest bardzo istotną radą dla przybywających, odkrywającą już nawet nieskrywaną potrzebę odcięcia się nie tylko od Rosji, ale od całego niemałego regionu. W jaki sposób wyjaśniono zastrzeżenie? Otóż, coraz więcej organizacji turystycznych kwalifikuje państwa bałtyckie jako część nordyckiej Skandynawii, a nie słowiańskiej Europy Wschodniej...

Nie wiadomo ilu turystów dostosuje się do zaleceń. Nie wszyscy chyba znają litewski. Na pewno więcej - rosyjski (nie radzą).

Z drugiej jednak strony w najnowszym tekście Fredrika Rydströma dla "the Lithuania Tribune", Litwa może mieć duże trudności z "przekwalifikowaniem" się na kraj nordycki, tym bardziej, że nie jest faktycznie... bałtycka!

 

Ile "bałtyckości" w Litwie

Zwrotem "państwa bałtyckie" przyjęło się określać trzy niewielkie kraje nadbałtyckie, nie bardzo zwracając uwagę na ich zróżnicowanie - pisze Rydström. Więcej jednak różnic występuje między Litwą a Łotwą i Estonią, niż między tymi ostatnimi. Już sam fakt, że stolice Estonii i Łotwy, Tallin i Ryga, są starymi, wielkimi miastami portowymi, w jakiś sposób świadczy o powiązaniu tych państw z morzem. Wilno do morza dostępu nie ma i nie zanosi się na to, żeby kiedykolwiek tak się rozrosło. Ciekawe wnioski przyniosły także badania etnologiczne nad ludowymi piosenkami dziecięcymi - te z terenów Łotwy i Estonii bardzo często nawiązywały do morza,  te z Litwy - praktycznie nigdy. Litwa nigdy nie była w większym stopniu powiązana z Bałtykiem, a jej historia nierozerwalnie łączy się z dziejami Europy Wschodniej, czy, jak kto woli, Środkowowschodniej.

[tylko czekać, kiedy Litwini zechcą zostać prowincją chińską albo 51. stanem USA]

Nie mam tu zamiaru kwestionować tradycji litewskiej, czy zapatrywań Litwinów na swoją tożsamość - pragnę jednak zwrócić uwagę na to, jak tożsamościowo ten niewielki kraj jest rozdarty.

I w tym rozdarciu Litwini w końcu decydują się ruszyć w stronę Skandynawii, w największym chyba stopniu z powodu obawy przed ponownych wchłonięciem przez Rosję i w nieco mniejszym - z powodu otwartości Skandynawii na ściślejszą współpracę z krajami bałtyckimi.

Najistotniejszą dziś sprawą dla Litwinów jest bezpieczeństwo energetyczne, a przyjęta właśnie Strategia Niezależności Energetycznej, jeśli zrealizowana, pozwoli uniezależnić się od surowców rosyjskich. I jeszcze bardziej związać się ze Skandynawią.

SW

Z innej beczki: Z dziejów pedagogiki wstydu: te AKowskie bestie...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka