Przemysław Wipler Przemysław Wipler
1008
BLOG

Zaufajmy Polakom!

Przemysław Wipler Przemysław Wipler Polityka Obserwuj notkę 51


 

W trakcie ubiegłotygodniowej Konwencji Republikanów jeden z mówców zapytał zgromadzonych tam w większości młodych ludzi: Kto z Państwa wierzy, że na starość otrzyma z obecnego systemu emeryturę, która pozwoli mu godnie żyć? Spośród zgromadzonych tam ok. 600 osób nikt nie podniósł ręki. Podobne odpowiedzi słyszę, gdy jeżdżę po Polsce i spotykam się z różnymi ludźmi: od studentów poprzez urzędników, przedsiębiorców do pracowników pozostałych jeszcze gdzieniegdzie zakładów przemysłowych. Zaryzykuję twierdzenie, że zdecydowana większość (80–90%) osób choć trochę zainteresowanych sprawami publicznymi w wieku poniżej 40 lat nie liczy na to, że po przepracowaniu odpowiedniej liczby lat oraz osiągnięciu wieku emerytalnego otrzyma emeryturę, która zaspokoi ich chociażby podstawowe potrzeby.

Nie powinno zatem dziwić, że kwestia ewentualnego zabrania przez ministra Rostowskiego pieniędzy z OFE i przeniesienia ich do ZUS nie budzi takich emocji wśród ludzi młodych jak chociażby kwestia ACTA. Jeśli nie wierzymy, że otrzymamy emeryturę, to jest nam wszystko jedno czy nie dostaniemy jej z ZUS czy z OFE.

Ci młodzi ludzie mają rację. System emerytalny – taki, jaki mamy obecnie – nie przetrwa następnych kilkudziesięciu lat. Główną przyczyną tego faktu jest demografia. W chwili obecnej na jedną osobę w wieku emerytalnym przypada 5 osób w wieku produkcyjnym (20–65 lat). W roku 2050, a więc wtedy, gdy obecnie 30-latkowie będą przechodzić na emeryturę, na jednego emeryta przypadać będą mniej niż 2 osoby w wieku produkcyjnym. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie osoby w wieku produkcyjnym są czynne zawodowo, można powiedzieć, że na jedną osobę pracującą będzie przypadał jeden emeryt.

Już dziś około 30% środków na wypłatę emerytur pochodzi nie ze składek, ale wprost z budżetu państwa. Udział ten rośnie z każdym rokiem wraz z przechodzeniem na emeryturę kolejnych roczników powojennego wyżu demograficznego, które są zastępowane o połowę mniej licznymi rocznikami niżu lat 90-tych. Sytuacja zatem będzie się coraz bardziej pogarszać.

Problemu nie rozwiążą również tzw. emerytury kapitałowe, czyli OFE. Pieniądze, które wpłacamy do obowiązkowych funduszy emerytalnych są w większości inwestowane w obligacje skarbu Państwa oraz w akcje polskich firm. Dzisiaj mamy do czynienia głównie z dopływem nowych pieniędzy, a wypłaty stanowią ich znikomą część. Jednak w perspektywie 20–30 lat (o ile system nie zostanie do tego czasu radykalnie przebudowany albo środki zgromadzone na indywidualnych kontach nie zostaną przejęte przez kolejnego kreatywnego ministra finansów) zaczną się na masową skalę wypłaty środków z OFE, a ze względu na malejącą liczbę osób w wieku produkcyjnym dopływ nowych środków będzie coraz mniejszy. Wtedy OFE będą w dużych ilościach sprzedawać zarówno obligacje, jak i akcje. Czy Skarb Państwa będzie w stanie te obligacje wykupić? Na wykładach z ekonomii uczy się studentów, że jest to najbezpieczniejsza inwestycja. Jednak ostatnie przypadki Grecji czy Cypru będą z pewnością impulsem do rozważenia zmiany treści podręczników w tym zakresie. Zatem istnieje obawa, że te obligacje okażą się warte niewiele więcej niż papier, na którym są wydrukowane.

Podobnie ma się sprawa z tą częścią środków, które są inwestowane w akcje. Obecnie ciągły strumień pieniądza wypływający z OFE na GPW powoduje, że mamy do czynienia z długofalowym wzrostem cen akcji. Jednak gdy zaczną się masowe wypłaty emerytur akcje te będą sprzedawane. Duża podaż przy malejącym popycie doprowadzi do silnej presji na spadki cen akcji. Oznacza to ni mniej ni więcej, że stopy zwrotu z inwestycji dokonywanych przez OFE, które już dziś nie są imponujące, drastycznie się pogorszą. Już dziś codziennością są ujemne wyniki inwestycyjne (i to bez uwzględniania 3,5% prowizji dla OFE). Przy masowym spadku cen akcji spadki mogą wynosić nawet kilkanaście procent rocznie. Środki zgromadzone na naszych kontach w OFE mogą wtedy bardzo szybko stopnieć i –  zamiast obiecanych w reklamach wakacji pod palmami – obecni 20 i 30-latkowie (o ile nie zabezpieczą sobie środków na starość w inny sposób) będą spędzać swe ostatnie lata w skrajnej nędzy.

Oznacza to, że wybór pomiędzy ZUS i OFE jest wyborem pozornym. Żaden z nich nie tylko nie zapewnia, ale w zasadzie nie daje nawet cienia nadziei na spokojną i dostatnią starość.

Jeśli rząd chce pozwolić Polakom zdecydować komu chcą przekazać część swoich składek emerytalnych, niech pójdzie o krok dalej i niech zezwoli na prawdziwy wybór, czyli niech zostawi te pieniądze w kieszeniach obywateli. Będziemy wtedy mieli realną możliwość wyboru jak je zainwestować. Kto chce będzie mógł je przekazać do ZUS lub do OFE, ale równie dobrze można będzie za nie kupić złoto, nieruchomości, instrumenty rynków finansowych lub wręcz przeznaczyć je na wychowanie i kształcenie dzieci, licząc, że na starość się nim zaopiekują.

Dodatkową korzyścią takiego rozwiązania będzie faktyczne obniżenie kosztów pracy lub podniesienie wynagrodzenia. To z kolei wpłynie pozytywnie na rynek pracy oraz na rozwój gospodarczy. Nie pozostanie to również bez wpływu na wskaźniki demograficzne. Brak pracy oraz zbyt niskie zarobki to jedne z głównych czynników, dla których Polacy nie decydują się na posiadanie i wychowywanie większej liczby dzieci. Więcej dzieci to z kolei w dłuższej perspektywie rozwiązanie problemu z systemem emerytalnym. Mieli byśmy więc do czynienia z pozytywnym sprzężeniem zwrotnym.

Pozostaje jedynie problem co z wypłatą świadczeń dla osób, które nie zadbają na czas o swoją przyszłość. Rozwiązaniem dla nich byłaby tzw. emerytura obywatelska wypłacana każdemu obywatelowi, który ukończy określony wiek w wysokości zapewniającej zaspokojenie najbardziej podstawowych potrzeb. Byłaby ona wypłacana bezpośrednio z budżetu państwa, co znacznie uprościłoby procedury oraz pozwoliło zaoszczędzić spore środki na urzędniczych etatach w ZUS (brak konieczności kalkulowania wysokości świadczeń). Brak środków z OFE w systemie zostałby skompensowany przez oszczędności na kosztach administracji oraz obcięcie najwyższych przyszłych emerytur do poziomu równego dla wszystkich. Mielibyśmy zatem system prosty, zrozumiały, skuteczny, tani w realizacji a jednocześnie stymulujący wzrost gospodarczy.

Zamiast traktowanej przez wielu jako temat zastępczy dyskusji o przeniesieniu pieniędzy z OFE do ZUS, zastanówmy się jaki system zabezpieczeń społecznych wprowadzić w Polsce. Propozycja polegająca na tym, że decyzję jak zabezpieczyć swoją przyszłość zostawia się obywatelowi,  jednocześnie dając mu podstawowe bezpieczeństwo socjalne w przypadku błędnych decyzji łączy w sobie zarówno postulaty liberalne, jak i te socjalne. Jednocześnie uczy ono odpowiedzialności za los swój i swoich najbliższych. Jeśli chcemy, by obywatele stawali się bardziej odpowiedzialni za los swój i swojego kraju musimy dać im większą dawkę wolności. Społeczeństwo złożone z wolnych i odpowiedzialnych obywateli będzie mocniejsze niż takie, które czeka jedynie na wsparcie ze strony władz publicznych. Jeśli Polacy będą mogli w większym stopniu decydować o swoim życiu z pewnością tą wolność dobrze wykorzystają – zaufajmy Polakom.

Z wykształcenia - prawnik. Z doświadczenia - doradca podatkowy, prawnik, urzędnik i przedsiębiorca. Z zamiłowania - publicysta, gracz komputerowy (hm... niepraktykujący) i czytelnik dobrej książki historycznej i sf. W sferze publicznej najbardziej interesują mnie odpowiedzi na trzy pytania: "kto za tym stoi", "kto za to płaci" i "kto za to beknie" - czyli - ekonomiczna analiza prawa :-)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka