Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
207
BLOG

Ale mi się dostało!...

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 47

Przedwczoraj w najpiękniejszej chyba sali Pałacu Elizejskiego przekonałem się, że określenie „zabić wzrokiem” nie zawsze jest mocno przesadzoną metaforą. Co więcej, byłem nawet – i to po raz pierwszy w życiu – celem takiego przeciągłego spojrzenia, w którym kryła się szczera chęć usunięcia mnie spośród żywych. Para oczu, z których oddano w moim kierunku mordercze strzały, należała do polskiej koleżanki po fachu, której nie znam. Zabiła mnie wzrokiem, bo zadałem pytanie na konferencji prasowej z Tuskiem i Sarkozym. A ponoć nie miałem zadawać pytania. Tak to sobie ktoś ustalił. Terefere...

A oto okoliczności tego zabawnego w sumie wydarzenia, które jednak wciąż jeszcze mnie intryguje. Na początku konferencji prasowej po spotkaniu na szczycie w Pałacu Elizejskim Nicolas Sarkozy streścił rezultaty rozmów. Mówił między innymi o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. I powiedział rzecz, która mnie zastanowiła, cytuję z pamięci: „Polska będzie teraz prowadziła z nami dyskusje oparte na zasadzie wyłączności (po francusku brzmi to lepiej: „discussions exclusives”) w sprawie budowy elektrowni jądrowych”.
Trochę mnie to zdziwiło, bo w końcu prezydent Francji sugerował, że Polska z nikim innym o technologii jądrowej rozmawiać nie będzie. Inaczej mówiąc, sprzedawca technologii został wybrany już na początku negocjacji w sprawie jej sprzedaży. Czyżby premier rzeczywiście podjął takie zobowiązanie?
 
Postanowiłem więc dopytać premiera, czy on też tak to widzi. To nie takie proste, bo na takich poszczytowych konferencjach jest na ogół tylko kilka pytań i kilkadziesiąt podniesionych rąk. A także kilkadziesiąt wymownych spojrzeń w kierunku znanej tu wszystkim Madame Richard z działu prasowego Pałacu, której praca podczas konferencji prasowych polega na pokazywaniu palcem dziennikarza, któremu umundurowany żandarm ma podać mikrofon. Madame Richard początkowo dzielnie ignoruje mnie, tak jak ignoruje jeszcze dwadzieścia innych osób proszących o mikrofon.
 
Ale cóż, w Pałacu Elizejskim jest właściwie jak w knajpie – lepiej jest być stałym klientem niż przypadkowym jednorazowym gościem. Wiadomo, przy barze taki stały klient zawsze dostanie trochę więcej orzeszków do swojego piwa, będzie obsłużony trochę szybciej niż inni, naleje mu się troszeczkę więcej wina niż się należało. A przy okazji jeszcze barman się uśmiechnie i będzie można z nim pogadać.
 
Warto więc być stałym klientem – w knajpie, a także w Pałacu Elizejskim.
 
By wejść do kategorii stałych klientów w takich miejscach jak Pałac Elizejski, korespondentowi nie jest potrzebna ani zbyt wielka inteligencja, ani żadne specjalne znajomości. Wystarczy po prostu pokazywać się tam w miarę często, zadawać pytania na konferencjach rzecznika rządu, na których o mikrofon walczyć nie trzeba. I po jakimś czasie obsługa przyzwyczaja się do nowej gęby i uznaję tę gębę za swojską. Po prostu.
 
Gdy więc Madame Richard, stojąca na prawo ode mnie, wciąż ignorowała moje machanie ręką w jej kierunku, zacząłem machać na lewą stronę sali, gdzie była inna pani z działu prasowego Pałacu. Tamta młoda pani zna mnie właśnie jako stałego klienta. Miałem więc sojuszniczkę po lewej stronie sali. Ta sojuszniczka porozumiała się jeszcze wzrokiem z bardzo sympatyczną osobą z ambasady RP, a potem dała znak Madame Richard, że można zaszczycić mnie mikrofonem. Tymczasem konferencja dobiegała już końca i trafiło mi się ostatnie pytanie. Madame Richard wycelowała we mnie palcem, a żandarm przyniósł mikrofon. Uffff!....
 
No i gdy zapytałem premiera, czy zgadza się z określeniem stojącego obok niego Sarkozy’ego o „ekskluzywnych dyskusjach”, i czy jest to na pewno dobry sposób prowadzenia negocjacji, gdy z góry wyznaczamy zwycięzcę, ten musiał w dość uprzejmy sposób sprostować słowa prezydenta Francji. Powiedział, że decyzja o wyborze partnera w dziedzinie energetyki jądrowej jeszcze jest daleko przed nami, i że Polska będzie oczywiście rozmawiać z innymi potencjalnymi partnerami. Czyli że dyskusje nie będą wcale „ekskluzywne”. Tusk był zatem zmuszony do przyznania, że Sarkozy prawdopodobnie lekko się zagalopował, sugerując że Polska już wybrała Francję.
 
Sarkozy ogłasza koniec konferencji prasowej, a na mnie spoczywa owo przeciągłe i pełne złości spojrzenie nieznanej mi dziennikarki, w którym to spojrzeniu czuło się chęć mordu i to z torturami. A potem, gdy wszyscy wstawali, zaczęło się: A jak ja w ogóle śmiałem zadawać pytanie, skoro dziennikarze lecący z premierem samolotem już wcześniej ustalili między sobą, kto będzie zadawał pytania i JAKIE TO BĘDĄ PYTANIA. Masz ci los!... Co więcej, w ochrzanianiu mnie za wykonywanie mojej pracy wzięła też udział – ale w tonie znacznie grzeczniejszym – pani z MSZu, która z dziennikarzami i premierem przyleciała. I dowiedziałem się w ten sposób, że w ustalaniu, kto zada pytania i JAKIE TO BĘDĄ PYTANIA, uczestniczyła też ta przedstawicielka ministerstwa. Inaczej mówiąc, ona z góry wiedziała, jakie pytania będą zadawać polscy dziennikarze.
 
Nie trzeba nawet dodawać, że skoro te pytania z ministerialnego przydziału zostały ustalone jeszcze w samolocie w drodze do Paryża, to nijak nie mogły się one odnosić do treści paryskich rozmów, do ich rezultatu i do wypowiedzi podczas konferencji.
 
Zostałem więc zrugany, no i dobrze. Przy okazji usłyszałem od owej koleżanki po fachu, tej z morderczym spojrzeniem, że „zmarnowałem jedno pytanie”, bo zamiast mojego pytania mogłoby zostać zadane inne (w domyśle – lepsze, mądrzejsze i donioślejsze). He he he!
 
Po szczycie zajrzałem do depesz agencji Reuters i France Presse. W obu tych agencjach fragment dotyczący przyszłej francusko-polskiej współpracy jądrowej został streszczony mniej więcej w taki sposób: Sarkozy ogłosił, że Polska będzie toczyła z Francją „ekskluzywne dyskusje” na ten temat, a Tusk sprostował, że wcale nie, że dyskuje będą również z innymi potencjalnymi partnerami, i że decyzja jeszcze nie została podjęta.
 
A jakie było to doniosłe, zmarnowane przeze mnie pytanie, które miano zadać premierowi (i może też Sarkozy’emu) w Pałacu Elizejskim? To miało być coś, proszę sobie wyobrazić, o PSLu. No i z mojej winy światowe agencje nic potem o PSLu nie napisały, zgroza i wstyd!

PS. Gdy już dostałem ten mikrofon, zadałem właściwie dwa pytania. O drugim pytaniu, z którego wynikło, częściowo z mojej winy, dość zabawne nieporozumienie, opowiem później.

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (47)

Inne tematy w dziale Polityka