Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński
91
BLOG

Jak rodzi się news ?

Tomasz Siemieński Tomasz Siemieński Polityka Obserwuj notkę 6

News może nie z tych największych i najbardziej ekscytujących, ale wystarczająco nośny, by w ciągu dwóch – trzech godzin pojawiło się paręset tekstów w Google News, by było to we wszystkich dużych światowych agencjach, i by znalazło się to również w PAPie i w polskich mediach internetowych. Słowem, news który światem nie wstrząsnął, ale jednak ten świat okrążył.  

Piszę o tym, bo to w sumie dość zabawna historyjka o informacji od kuchni. I piszę również, by dopowiedzieć parę szczegółów, których w depeszach nie ma. Bo tak się złożyło, że byłem przy tym, jak ten news się rodził, powstając niemal z niczego (z zagubionej kartki papieru), a także dlatego, że byłem częściowo akuszerką tego newsa.  
 
W tym newsie chodzi o pierwszą francuską oficjalną reakcję na to, że w paru irańskich gazetach i portalach internetowych pojawiły się obraźliwe sformułowania pod adresem żony prezydenta Francji. Została tam określona jako „francuska prostytutka”. A ten gniew ajatolachów to dlatego, że Carla Bruni-Sarkozy wystąpiła w obronie Iranki skazanej na śmierć przez ukamienowanie.
 
Oto jak ten news wygląda w polskiej wersji, kopiuję początek tekstu z portalu Wprost24:
 
Obelgi irańskich mediów wobec Carli Bruni-Sarkozy, żony francuskiego prezydenta, nazwanej przez jeden z dzienników "prostytutką", są "niedopuszczalne" i były tematem pisma przekazanego Teheranowi - poinformowało francuskie MSZ.
- Informujemy irańskie władze, że obelgi ciskane przez dziennik "Kajchan" i powtarzane przed irańskie portale internetowe wobec wielu francuskich osobistości, w tym Carli Bruni-Sarkozy, są niedopuszczalne - powiedział rzecznik prasowy resortu Bernard Valero. Ultrakonserwatywny dziennik "Kajchan" napisał, że Bruni jest "prostytutką", a jej życie jest "niemoralne" po tym, jak prezydentowa ujęła się za skazaną na śmierć przez ukamienowanie Iranką Sakineh Mohamadi Asztiani.
 
Jesteśmy więc w Ministerstwie Spraw Zagranicznych na rutynowej konferencji prasowej rzecznika. Bernard Valero czyta lub wygłasza z kapelusza różne oświadczenia, odpowiada na pytania. Jak zwykle: Bliski Wschód, trochę Afryki, zapowiedź rozpoczynającej się wizyty premiera Mauritiusa, dwa słowa o czwartkowej wizycie Komorowskiego (o której zresztą prawie nic nie wiedział, co jest od biedy w miarę normalne, bo wszystko organizuje w tym przypadku Pałac Elizejski, a nie MSZ).
 
Pytania kończą się i rzecznik z szerokim uśmiechem na twarzy zabiera się, by zakończyć konferencję rytualnym „Alors, on va bouffer!”, bo to wszystko jest w porze obiadowej.
 
Ale odzywa się koleżanka pracująca chyba dla AP. No i pyta właśnie o reakcję na te obraźliwe słowa w prasie irańskiej.
 
Bernard Valero daje do zrozumienia, że ma gdzieś wśród wszystkich papierów w teczce właśnie tę reakcję. I zaczyna się wielkie szukanie. Bernard postękuje, mamrocze, że to przecież miał. Siedząca obok niego wicerzeczniczka proponuje: a może tu położyłeś? Nie. No to tam? Też nie. A w ogóle napisałeś? No tak!
 
Rzecznik, który jest człowiekiem inteligentnym, a zatem zdolnym do autoironii, jest coraz bardziej rozbawiony tym swoim szukaniem. Dziennikarze w sali również. Niektórzy proponują: No to może jutro nam powiesz? Ale Valero dalej szuka. Po jakiejś minucie mówi, pewnie by zyskać na czasie: To jest bardzo dobre pytanie, i mam coś do powiedzenia na ten temat. I szuka dalej.
Mam nagranie dźwiękowe z tego szukania i brzmi to dość zabawnie.
 
I wreszcie, po prawie 2 minutach, rozbawiony Bernard nagle spoważniał, bo przecież temat nie był wcale wesoły i należało powiedzieć wszystko grobowym głosem. No i zaczął czytać ową oficjalną reakcję. W rzeczywistości było to jedno tylko zdanie:
 
„Informujemy władze irańskie, że obelgi sformułowane przez dziennik „Kayhan”, i powtórzone w kilku irańskich portalach internetowych, pod adresem kilku osobistości francuskich, w tym pani Sarkozy-Bruni, były nie do przyjęcia”.
 
To krótkie zdanie zajęło rzecznikowi mnóstwo czasu, bo wygłaszał je z pewnym namaszczeniem, robiąc długie przerwy co kilka słów. Gdy doszedł do ostatniego słowa: „inacceptables”, zapanowało milczenie. Wszyscy myśleli, że to kolejny dłuższy oddech rzecznika i że będzie jakiś dalszy ciąg, bo reakcja wydawała się dość chuderlawa.
 
Po prawie 20 sekundach grobowej ciszy ktoś prychnął lekkim śmiechem, a ktoś inny zapytał z niedowierzaniem: „To wszystko?”
 
Wicerzeczniczka na to: „Co, nie wystarczy wam?”. Była w świetnym humorze. Jeszcze parę uśmiechów z różnych stron, aż tu nagle rzecznik, który zachowywał urzędową powagę, nagle zaczyna czytać jeszcze raz, w tym samym tempie, z długimi oddechami co dwa słowa, dokładnie ten sam tekst: „Informujemy ... obelgi ... Sarkozy-Bruni ... nie do przyjęcia”. Dlaczego to powtórzył, trudno odgadnąć.
 
Wtedy zapytałem go, czy oprócz tego komunikatu dla nas jest też jakaś reakcja dyplomatyczna – nota, protest, wezwanie ambasadora ?  
 
I w odpowiedzi na moje pytanie zrodziła się druga część newsa. Rzecznik powiedział, znowu niemiłosiernie rozciągając króciutkie przecież zdanie: „Przekazujemy to oświadczenie zwykłymi drogami dyplomatycznymi”.
 
Zdziwił mnie nieco ten czas teraźniejszy, więc zapytałem: „Już to zrobiliście?” I w odpowiedzi Bernard, człowiek sympatyczny i zazwyczaj raczej wesoły, powtarza grobowym głosem, kładąc bardzo mocny akcent na czasowniku w czasie teraźniejszym „PrzekazUJEMY to oświadczenie...”
 
Czyli że przekazują je dokładnie w tym momencie, gdy rzecznik odpowiada dubeltowo na moje pytanie. Znowu śmichy chichy na sali. Nie wiem, czy wszyscy obecni zrozumieli to tak jak ja, ale odniosłem wrażenie, że oni po prostu zapomnieli przekazać tę reakcję Irańczykom! W końcu to jeszcze 31 sierpnia, niektóre głowy pracują jeszcze w rytmie wakacyjnym. Ta kartka utonęła gdzieś w tonie innych papierów, wraz z kartką utonęła i cała sprawa, i wszystko zostało odnalezione tylko dzięki tej dziennikarce z AP.
 
Gdyby już byli przekazali wcześniej tę reakcję, to Valero użyłby czasu przeszłego. A upierał się przy czasie teraźniejszym pewnie dlatego, by nie przyłapano go na kłamstewku. Z drugiej strony fakt, że nie użył czasu przyszłego, świadczy o tym, że reakcja miała być już wcześniej przekazana. Czas przyszły byłby przyznaniem się do błędu. Pozostał więc już tylko ten surrealistyczny czas teraźniejszy.
 
A zaraz potem wszyscy się odprężyli, konferencja zakończyła się, news poszedł w świat, a my na obiad.

 

Do niedawna - korespondent Polskiego Radia we Francji. A teraz - zapraszam do polskiego portalu Euronews: http://pl.euronews.com/ i do naszego fejsbuka: http://www.facebook.com/euronewspl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka