Wybierają dzisiaj Ukraińcy swego prezydenta, którym zostanie zapewne król czekolady Petro Poroszenko. Ale nie wybierają wszyscy uprawnieni, bo po siedmiu miesiącach wewnętrznych walk oderwał się od Ukrainy najpierw Krym, a wczoraj powstańcy z Ługańska i Doniecka podpisali dokument o powstaniu nowego państwa - Noworosji. Tam ludzie nie pójdą na wybory.
O wydarzeniach zapoczątkowanych na kijowskim Majdanie powiedział wczoraj prezydent Rosji Władimir Putin: "Na Ukrainie doszło do przewrotu państwowego, który wsparli nasi partnerzy amerykańscy i europejscy". - Słuszna wydaje się ta ocena - zauważmy - spokojna i wyważona. "Partnerzy amerykańscy i europejscy", łącznie z księciem Karolem, mogliby nauczyć się czegoś z jego dyplomacji.
Ci, co zapalili Ukrainę, zapewne wiedzieli, w jakim kierunku potoczą się wydarzenia. Zginęło dotąd kilkaset ludzi, a kraj jest już okrojony, zadłużony i w efekcie pozostanie bankrutem. Spojrzałem na wczorajsze tytuły notek, publikowanych w Salonie. Nikt do północy nie pisał o sąsiedzie na wschodzie. Gdzie się więc podział ten entuzjazm blogerów sprzed kilku miesięcy?
Jednak nie tracą rezonu niektórzy. Adam Michnik pisze o (kalekich w końcu) wyborach: "Oto finał rewolucji Majdanu. Ukraińcy wypowiedzą się, czy chcą definitywnie zrzucić z siebie system władzy Putina".
Wtóruje mu prof. Andrzej Nowak: "Celem Putina nie jest ani Ukraina, ani Polska. On chce podporządkować sobie całą Europę" (już boi się Merkel! - przypis ZB).
Skromny bloger z prowincjonalnego (aczkolwiek wojewódzkiego) miasta powtórzy raz jeszcze, że nie są dla niego wzorem ani Rosja, ani Putin. Jednakże nawołuje (tenże bloger), by w ocenie wydarzeń za wschodnią granicą zachować trzeźwość i rozsądek.
Inne tematy w dziale Polityka
