Zdelegalizować Strajki

Przewodniczący Stowarzyszenia Primum Non Nocere Adam Sandauer wzywa do delegalizacji strajków lekarzy. Swój apel skierował do premiera. Mnie przechodzą ciarki, na samą myśl o takich pomysłach.

Żyjemy w czasach, gdy specjalistyczna wiedza i umiejętności są przeliczalne na pieniądze, na grube pieniądze. W naszym kraju uświadomili to sobie nawet budowlańcy, zyskując automatycznie na prestiżu i zarobkach. Wiedzą to już od dawna informatycy, menadżerowie i prawnicy. Jedyna grupa, która nie jest beneficjentem tej(nowej w postkomunistycznym państwie) tendencji to lekarze i pielęgniarki - publicznej służby zdrowia.

O pensji przeciętnego pracownika decyduje podaż/popyt jego specjalizacji. A o pensji przeciętnego lekarza, bądź pielęgniarki? Widzimisię setki urzędników, (nie)kompetencja dyrektora i nieuleczalnie chory system. Problem zaczyna się, gdy lekarze i pielęgniarki pragną ten stan zmienić. Są w niekomfortowej sytuacji, gdyż ich strajk może zagrozić życiu i zdrowiu pacjentów, czego nie wybaczy im nigdy opinia publiczna, a od niej zależy wynik protestu. Nie oszukujmy się, do momentu gdy ludzka śmierć zaczyna mieć wpływ na sondaże, przeciętnego polityka obchodzi tyle co dzieciaki z Ugandy - gó*no.

Zadajmy więc sobie sami pytanie:

W jaki sposób lekarze i pielęgniarki mogą dochodzić swoich praw?

Odejść od łóżek i patrzyć z założonymi rękami na umierających pacjentów? Nie. Utrudniać życie pacjentom, tak aby wymusili na politykach zmiany? Też jest to wątpliwe moralnie rozwiązanie. Ale mają pełne prawo złożyć wypowiedzenie, gdyż są nie tylko lekarzami, a również pracownikami, którzy mogą wypełniać przysięgę Hipokratesa - ale za godziwe pieniądze, za granicą, lub w placówkach niepublicznych. Właśnie to zrobili w wielu szpitalach. Jaką otrzymali odpowiedź?

"Zdelegalizować strajki lekarzy!"

A jak ją umotywowano? (Jeśli pominąć, moim zdaniem fałszywą, troskę o pacjentów?)

Dla pana Sandauera, najwyraźniej bolesne jest, że rozwija się dynamicznie niepubliczna służba zdrowia, co składa on na karb strajków lekarzy, zupełnie nie zauważając niewydolności aktualnego systemu. Boli go, że lekarze postanowili swoje usługi wycenić wreszcie adekwatnie do ich wartości i składanej na nich odpowiedzialności.

Najlepszą obroną jest atak

Natychmiast pojawią się zapewne głosy, że lekarze to przekupna i niekompetentna banda, często chamska. Której nie nalezy się nic ponadto co ma teraz, wszak każdy miał pewnie jakiś nieprzyjemny incydent z nimi związany, jak np moja ulubiona Kaczystka. Jednak zastanówmy się nad przyczynami tego stanu rzeczy.

Są! Jest ich dużo, ale to nie ich motywacja - wpływająca bezpośrednio na jakość pracy, ani - również z nią związane - umiejętności, decydują dziś o pozycji w szpitalnej hierarchii. Działa tu mechanizm dostrzegalny również w polskich szkołach. Decydujące nie są kompetencje, a często personalne układziki i znajomości.

Pamiętam dobrze dentystkę, która była ciężko obrażona, gdy zgłosiłem się tydzień po wizycie u niej, tylko po to aby poinformować, że następnego zęba prędzej sobie wyrwę niż pojawię u niej. I tak dziwne, że udało mi się powiedzieć aż tyle, z zapuchnięta i zaropiałą gębą, będącą wynikiem jej fuszerki. Prywatny gabinet do którego teraz chodzę żąda co prawda 50zł za wizytę, ale nie będę musiał dzięki niemu szukać sztucznej szczęki na starość.

Pamiętam również okulistę, który niemal pozbawił wzroku znajomą, starszą kobietę, i wg mojej wiedzy, zniszczył go kilkunastu innym osobom. Mi za młodu przepisał okulary... tak zwane "plusy". Dziś noszę 2x "minus" 2,5 dioptrii. Z usług okulisty również korzystam prywatnie, płacąc. Sądzę że warto.

Ale to nie są typowi przedstawiciele tego zawodu

To wynik działania chorego systemu, rodem z PRL, który z jednej strony nie weryfikuje jakości usług i efektywności pracowników, a z drugiej strony wymaga od nich by pracowali na rzecz naszego zdrowia i życia za śmieszne, w porównaniu do innych specjalistów, stawki.

Albo wprowadzimy wolnorynkowe mechanizmy weryfikacji ludzkiej pracy(lekarzy) i zaczniemy godnie za nią płacić(lekarzom), albo możemy dalej narzekać na "dziką" prywatyzację, jednym chórem z panem Sandauerem, gdy wbrew jego poronionym pomysłom, służba zdrowia sprywatyzuje się sama. Sprywatyzuje się nie patrząc na biedniejszych pacjentów, którym zostaną lekarze-nieudacznicy - co nie założyli własnych gabinetów, nie zatrudnili się w prywatnych klinikach, albo nie wyjechali w cholerę. Zostaną gigantyczne kolejki i antyczny sprzęt.

Może da się zakazać strajku, ale...

Czy można lekarzowi zabronić złożenia wypowiedzenia?