Stało się. To już koniec marzeń Jarosława Kaczyńskiego o stworzeniu wielkiej partii prawicowej. PiS zatoczył koło i wrócił do macierzy czyli PC. Partii jednego człowieka, mogącej przyciągnąć sporo zwolenników twardej, populistycznej polityki ale już nie na tyle dużo żeby samodzielnie rządzić albo chociaż być wiodącym koalicjantem. To już jest fakt i rzeczywistości nie da się zakląć jak to próbują zrobić najbliżsi współpracownicy byłego premiera.
PiS w takim kształcie w jakim partia ta powstała już po prostu nie ma. Przede wszystkim z tego powodu, że odeszło z niej wielu wartościowych polityków. Takich, którzy swoimi nazwiskami przyciągają elektorat. I oszukuje się ten kto myśli, że będzie można ich zastąpić poprzez wykreowanie nowych, młodych twarzy. Wejście do wielkiego świata polityki nie odbywa się na zasadzie wyjmowania „króliczka z kapelusza” i potem promowania go w mediach. Wydaje się że liderzy PiS przeceniają oddziaływanie politycznego marketingu na nasze społeczeństwo. Ponadto, Jarosław Kaczyński nie jest osobą, która pozwoliłaby komuś wyrosnąć ponad miarę albo choć trochę się usamodzielnić. Zatem partię będą wciąż firmować te same nazwiska – Kaczyński, Gosiewski, Brudziński, Szczypińska, Karski czy też Kurski. Nie ma zatem żadnych szans aby przyciągnęli nowych wyborców, szczególnie tych młodych i wykształconych, o których podobno ma zabiegać teraz PiS.
Podstawowy błąd Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, iż odwołuje się on do historii PO. Uważa on prawdopodobnie, że skoro Donald Tusk mógł pozbyć się z partii wszystkich konkurentów do przywództwa w partii i odniósł potem wielki sukces to tak samo będzie w przypadku jego partii. Nic bardziej mylnego. Po pierwsze odsuwanie się w cień założycieli PO było procesem naturalnym, kreującym samodzielnego lidera partii, którego ta wcześniej nie miała. Natomiast w przypadku PiS mamy do czynienia z czymś odwrotnym – partia posiada niekwestionowanego lidera, który to rozprawia się bezwzględnie ze swoimi oponentami wewnątrz ugrupowania. Co gorsza ykorzystuje on do tego swoje uprawnienia szefa partii. Oczywistym jest zatem, że odbiór w społeczeństwie obu procesów jest zdecydowanie inny. W pierwszym przypadku Tusk wygrał przywództwo w zawodach utrzymanych w duchu "fair play" podczas gdy Kaczyński występował na arenie uzbrojony „po zęby” a przeciwnicy bez choćby małego pistolecika w dłoni. Zatem sytuacja jest zupełnie nieporównywalna i PiS w przeciwieństwie do PO straci na usuwaniu silnych osobowości z partii. Zwłaszcza, że nie miał ich nigdy za dużo.
Generalnie zatem Jarosław Kaczyński będzie musiał przewartościować swoje marzenia i na resztę swojej kariery politycznej przygotować się do bycia konstruktywną opozycją, aby PiS nie podzielił do końca losu PC.
Inne tematy w dziale Polityka