Kiedyś były szczekaczki później kołchoźniki teraz są rechotniki

Szczekaczka- uliczny głośnik nadający komunikaty propagandowe w miastach w czasie okupacji hitlerowskiej.

Kołchoźniki, to była powojenna  kontynuacja tych hitlerowskich patentów odpowiednio zmodyfikowanych. Dalej służyły szerzeniu propagandy jedynej słusznej opcji, jaka tym razem zaszczyciła nas ze wschodu, a innowacją było, że każdy mógł mieć  to cudo u siebie w domu.

Rechotniki, to obecna forma tamtej propagandy. Także mamy je w domu. Wiele form do wyboru, ale wszystkie grają w jednej orkiestrze propagandowej. Trudno mówić o tym, że służą one podawaniu wiadomości, one raczej wiadomości kreują, tworzą, przetwarzają na swoją uzytkową formę.
 

Przykład z ostatnich dni:

Maciej Łopiński z PiS zarzuca mediom, że skupiają się na ośmieszaniu działań ludzi, chcących wyjaśnić katastrofę smoleńską. Minister w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego mówił w radiowej Jedynce, że należy docenić członków zespołu pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza.

- Jak czytam gazety, jak oglądam niektóre programy telewizyjne, to one się koncentrują głównie na ośmieszaniu zespołu ekspertów, który działa społecznie, organizuje konferencje za własne pieniądze. Dużo łatwiej jest rechotać, niż podejmować merytoryczną polemikę - dodaje Łopiński.

A my możemy zapytać naszych medialnych Demiurgów tworzących obecną polską rzeczywistość, ilu jeszcze niebezpiecznych wariatów i oszołomów pracuje na uznanych amerykańskich uczelniach z tytułami profesorskimi i czym tłumaczyć, że świat naukowy jeszcze się na nich nie poznał, czekając, aż różne Kuźniary, Olejniki, Żakowskie, czy Kubliki, otworzą im oczy i pozwolą zastąpić nieomylnymi Laskami, czy Millerami?