Tak profesor Staniszkis określiła nominację Ewy Kopacz na stanowisko premiera narzuconą przez odchodzącego Donalda Tuska.
-"Wskazanie pani Kopacz ma służyć ożywieniu na nowo wątku smoleńskiego i rozdrażnieniu PiS-u, powrót do pretensji z tego tragicznego czasu." - mówiła.
Staniszkis oceniła również samą kandydaturę Ewy Kopacz na stanowisko szefowej rządu.
Kiedy się obserwowało to co Kopacz zrobiła w ministerstwie zdrowia, jeżeli patrzyło się na jej skrajne upartyjnienie roli marszałka sejmu, m.in. blokowanie tzw. pakietu demokratycznego, który miał zracjonalizować rolę opozycji, doprowadzić do poważnych dyskusji. Ona to wszystko zatrzymała. Była po prostu takim konferansjerem w sejmie, nieefektywna i czasami żałosna.
— wyliczała socjolog.
Cóż, wypada się z panią Staniszkis w tym przypadku całkowicie zgodzić. Tusk pokazał tą decyzją, że dobro kraju ma w głębokim poważaniu i wybrał osobę najgorszą z możliwych.
Prawdopodobnie założył, że jego następczyni jest w stanie udowodnić, że mylili się ci, którzy twierdzili, iż gorszym premierem niż on już być nie można i łaskawszym okiem będą patrzeć na ostatni. siedmioletni okres rządów.
A pani Kopacz co ma do stracenia? Twarz i wiarygodność straciła już dawno.W 100% udowodniła także, że równie dobrze nie nadaje się na każde kolejne stanowisko. Osoba wyjątkowo pasująca do planu osobnika, który jeszcze na odchodne chciał nam zrobić psikusa w typowo swoim stylu, podkreślając tym swoje przesłanie, że polskość, to ciągle nienormalność.
Inne tematy w dziale Polityka
