aneta.maria aneta.maria
122
BLOG

Ile Ivana jest w Tobie?

aneta.maria aneta.maria Kultura Obserwuj notkę 7

Jako kulturalna anachoretka mam rzadki i przypadkowy kontakt z filmami. Dobry film trzeba mi po prostu pokazać. Dlatego JABŁKA ADAMA A. T. Jensena obejrzałam z pięcioletnim poślizgiem w stosunku do reszty ludzkości.

Filmu streszczać nie będę i nie jest to recenzja. Kto go widział, pamięta, kto nie widział, niech zobaczy.

 

Jedną z głównych postaci jest pastor Ivan. To człowiek, który wypiera ze świadomości istnienie zła i cierpienia. Upiera się, że nie ma złych ludzi - człowiek jest dobry. W obliczu zbyt trudnych faktów - intelektualnie ucieka. Kłamie. Opowiada bzdury. Ma szeroką paletę topornych mechanizmów obronnych: niesłyszenie, niewidzenie, udawanie, zaprzeczanie oczywistym i naocznym faktom. Sparaliżowany syn na wózku – jest tylko po ciężkiej grypie. Wszystko, co się nie udaje, jest pokusą, walką szatana z człowiekiem.

 

Dostajemy wyjaśnienie przyczyn takiej postawy: matka Ivana umarła przy jego porodzie, a on sam jako dziecko był seksualnie wykorzystywany przez swego ojca. Opuszczony, cierpiący ponad miarę. Nie udźwignął swojej historii. Nie wiadomo, czy taka  historia jest w ogóle do udźwignięcia...

Ivan budzi irytację w drugim głównym bohaterze, Adamie, neonaziście przechodzącym na tej dziwnej plebanii swoistą resocjalizację. Adam jest zaszokowany postacią Ivana, jego reakcjami na wydarzenia, właściwie jego nieprzyjmowaniem klęsk i niepowodzeń do wiadomości. Po przeczytaniu Księgi Hioba postanawia siłą doprowadzić Ivana do kontaktu z rzeczywistością, z cierpieniem i bólem jego życia. Cios osiąga cel. Gdy Adam uderza w najczulszy punkt, jedyny zwornik trzymający Ivana przy życiu: wiarę, że Bóg jest po jego stronie, Ivan się rozsypuje. Siada w kościele, czekając na śmierć, bez nadziei. Mówi na głos w rozpaczy: Bóg nas nienawidzi. Zawsze nas nienawidził. Nic już nie wiem. Jest całkowicie bezbronny.

 

Jako trzeci główny bohater tego filmu występuje Układ Zdarzeń. Chciałoby się powiedzieć, że to Bóg i szatan, ale jakież mamy do tego prawo? Adam ulega nie Bogu, lecz nieprawdopodobnemu Układowi Zdarzeń, który najpierw zdaje się ilustrować zapowiedzi Ivana o walce szatana z jego życiem (kruki, robaki, piorun trafiający w jabłonkę), a potem z absurdalnego zamieszania między Ivanem i bandytami wyprowadza ostateczne uderzenie: przypadkowo wystrzelona w szamotaninie kula ocala życie Ivana, jak najprecyzyjniejszy chirurg usuwając śmiertelny guz mózgu.

Ivan się nie zmienia do końca. Tak jak wcześniej nie potrafił sobie radzić z trudnymi faktami, tak i nadal tego nie potrafi (cudowna scena z Gunnarem i Sarah na końcu, gdy przedstawiają mu powód wyjazdu do Indonezji – chęć ukrycia upośledzonego dziecka w egzotycznym kraju – a Ivan milczy chwilę i mówi: „Tak, tygrysy to świetna sprawa...”).

Dlaczego Adam się nawrócił? Dlaczego ten twardy neonazista łamie się tak bardzo, że w końcowej scenie, odwracając wzrok, jakby z zażenowaniem wobec takiego siebie, śpiewa How deep is your love? Czy pokonał go sam Układ Zdarzeń, najsilniejszy gracz na scenie?

 

Ivan nie potrafi się zmierzyć z istnieniem cierpienia i zła. Każde cudze cierpienie porusza w nas własny ból, przypomina o nim. Godzimy się na ten ból, bo inaczej płacimy większą cenę: brak kontaktu z głębokim sobą, brak empatii, odcięcie od rzeczywistości i prawdy. Ivan płaci tę cenę w sposób groteskowy. Tym nas irytuje. Nie chcielibyśmy być tak śmieszni i godni pożałowania zarazem. Może też nie godzimy się na to, że są na świecie cierpienia nie do uniesienia, rany nie do zaleczenia, ludzi do śmierci kalecy duchowo, pozbawieni jasnego i trzeźwego spojrzenia. Może intuicyjnie spodziewamy się, że i nam mógłby ktoś pokazać obszary naszej historii, których istnienia nie mamy siły dźwigać.

Tak, jakoś wiemy, że tak jest. Prawda, choćby schowana, nie przestaje istnieć. Wyparta ze świadomości, schodzi do podziemi. Jest. Czujemy ją. Inaczej przecież nie zużywalibyśmy tyle energii na utrzymywanie jej w lochach, kiedy się stara wydostać na powierzchnię. Ivan też wie, co mu się zdarzyło w życiu, przed czym ucieka. Nie ma mocy usunąć tej prawdy z siebie, może ją jedynie spychać.

Płaci dużą cenę. Można powiedzieć, że płaci swoim życiem, przeżytym na krawędzi samego siebie, bez dostępu do całości swojej osoby, wystawiony na pośmiewisko i usunięty na obrzeża ludzi rozsądnych. Ale jednocześnie ocala w sercu jedną prawdę: Bóg go kocha, Bóg jest po jego stronie. To jedno przekonanie daje mu życie i to życie płodne, udzielające się innym (Adam, Gunnar, Khalid). To przekonanie podtrzymuje nadzieję ludzi straconych, o historiach nie do wyprostowania i nie do naprawienia. Czy, w gruncie rzeczy, człowiek nie szuka zawsze odpowiedzi na to jedno pytanie: czy Bóg jest ze mną? Czy w moim popapranym życiu Bóg jest ze mną?, czy mnie kocha?, czy jest po mojej stronie?

Ivan sprzedał całe swoje życie za tę jedną perłę.

 

Jak to jest z życiem? Co jest najważniejsze? Praca nad sobą, mozolne docieranie do prawdy o sobie, rugowanie grzechów i wad? Przychodzi w życiu moment, gdy jasno widać, że pewne rany wciąż mają się dobrze, krzywe mechanizmy wciąż działają, choć tyle się napociliśmy i udało nam się naprawić wiele. Może nawet udało nam się oczyścić więcej niż wielu biedakom na tym świecie, uwikłanym w swe zranienia jak muchy w przyschnięty lep. Czy tak bardzo dbając o swoją kondycję duchową, nie głosimy jednak na drugim planie antyewangelii: że tylko w uzdrowionych działa Bóg? Że nie przychodzi On działać w popaprańcach? W tych, którzy się źle mają i długo, może zawsze, źle się będą mieli, bo tak są poranieni?

 

Ivan nie potrafił spojrzeć złu w oczy. Bóg nie widzi zła, bo patrzy tylko w to, co jest. Miłość widzi jedynie dobro i piękno. Czy ten poraniony biedak i Bóg nie są sobie jakoś paradoksalnie podobni? 

aneta.maria
O mnie aneta.maria

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura