Antonius Antonius
138
BLOG

Serce jak niezmącona tafla wody, czyli kilka słów o Kartuzach

Antonius Antonius Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Początkowo tytuł notki miał składać się tylko z pierwszej części, ale ponieważ myśl o jej napisaniu krąży mi w głowie od dłuższego czasu, postanowiłem go uzupełnić aby nie był zbyt enigmatyczny, a za to bardziej konkretny, tj. wyraźnie nawiązywał do kwestii, które chcę tutaj poruszyć.
Zanim zacznę wyjaśniać o co mi chodzi z tymi Kartuzami, zacznę od części pierwszej. Otóż mając często niezliczoną liczbę spraw na głowie do załatwienia w ciągu całego tygodnia, mało tego, załatwiając to często będąc już po pracy lub przed pracą nie łatwo jest powiedzieć, że ma się serce jak niezmącona tafla wody. O co mi chodzi z tym sercem niezmąconym jak tafla wody, to oczywiście parafraza, która ma oddać stan wyciszenia, spokoju, koncentracji, modlitwy. Z moich prywatnych obserwacji wynika, że większość ludzi, których znam lub których przypadkowo spotykam mija się z tym opisem, dodam nawet, że jest wręcz odwrotnie, a często i gorzej. Powiedziałbym, że jest wręcz tak, że po całym dniu tej galopady do rozluźnienia potrzebna jest dawka końskich emocji emitowanych przez media jak np. gala boksu, czy film akcji, w którym już na samym początku podczas pościgu z policją samochód wywija dwa kozły, rozbija się, wybucha, a kierowca wyczołguje się z pod wraku, strzepuje kurz i spokojnie odpala na koniec papierosa od palącego się baku z paliwem. Dla mnie ten stan emocji to jest jakaś groza, ale tak to wygląda.
Teraz o Kartuzach, a na koniec wyjaśnienie, dlaczego akurat o tym zgromadzeniu, a nie np. o Dominikanach. Samo zgromadzenie powstało w XI w. i opiera się na regule św. Benedyktyna, o jego założycielu Brunonie z Kolonii należałoby napisać nie tylko osobną notkę, ale i nie jedną monografię. Nazwa tego zgromadzenia pochodzi od Wielkiej Kartuzji, franc. "La Grande Chartreuse", czyli zakonu macierzystego położonego w francuskich Alpach, który szczęśliwie funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Kartuzi otwierali filie zakonów, dotarli też w XIII do Polski, niestety z tego co wiem nie przetrwali do czasów współczesnch. Wracając do konkretów – jak mawia red. Michalkiewicz, są państwa poważne i inne, a do tych poważnych można zaliczyć np. Niemcy, a jak się okazuje w tychże działają też poważni realizatorzy filmów, ja zaś dotarłem ostatnimi czasy do reżysera filmów dokumentalnych - Philip Gröning i jego filmu, który chciałem polecić. Dodam od razu, że nie znam pozostałych filmów pana Philipa, nie wiem też o czym są, zainteresował mnie tylko ten jeden – Wielka Cisza i chciałbym poświęcić kilka zdań o tym jakie wrażenie na mnie zrobił. Otóż jest to film dokumentalny pokazujący życie codzienne tego  zgromadzenia duchownego o charakterze kontemplacyjnym, o surowej regule, jakim jest zakon Kartuzów. Jest to film interesujący już choćby z tego względu, że trudno jest znaleźć literaturę na podobny temat, a co dopiero jakiś film (i to nie fabularny, a dokumentalny!). Film, jak wskazuje tytuł jest wypełniony ciszą, co wprowadza w atmosferę codzienności przepełnionej modlitwą, czuwania w ciszy i w nocy jedynie wśród światła świec, ale też studiów i pracy. Mamy okazję przyjrzenia się przyjęciu nowych adeptów do nowicjatu, czyli możliwości odbycia "okresu próbnego" w zgromadzeniu i procesowi jaki temu towarzyszy. Mi jednak najbardziej podobały się ujęcia pokazujące pracę braci zakonnych przy pracach codziennych. I tak np. możemy obejrzeć Kartuza z siwą brodą i w podeszłym już wieku, który wycina materiał na tuniki dla przybyłych nowicjuszy, obserwując nawet krawiecką i z pozoru prostą pracę, można wpaść w zadumanie nad jego opanowaniem, wyciszeniem i precyzją by po zakończonej pracy powiedzieć artificem commendat opus. W pamięć zapadł mi też obraz pracy opata zakonu podczas wykonywania zadań administracyjnych związanych zapewne z prowadzeniem zgromadzenia. Wygląda to w ten sposób,  że opat siedzi za biurkiem, na którym ma laptopa, zaś dookoła niego znajduje się masa, czy raczej niezliczona sterta rozmaitych dokumentów. Jak można się domyśleć prowadzenie zgromadzenia rzymsko-katolickiego o charakterze kontemplacyjnym w Republice Francuskiej nie należy do zadań prostych.
Z tego względu, że reżyser Philip Gröning jest zarazem i producentem i montażystą, i scenarzystą to nie będę wyszukiwał specjalnie wad tej realizacji, może poza jednym wyjątkiem technicznym. Moim zdaniem niepotrzebne są "powtykane" ujęcia krajobrazu, cel zakonników czy całego klasztoru ze wzniesienia z tym dziwnym filtrem obrazu, przez który obraz wygląda nienaturalnie, ale myślę, że jest to do zniesienia.
Podsumowując, na początku notki napisałem o skołatanych nerwach i nachalnej propagandzie leczenia ich końskimi dawkami emocji. Film pana Gröninga – Wielka cisza pokazuje inny świat, z którego ludzie świeccy mogą czerpać niezliczone inspiracje do tego by odnaleźć ciszę, równowagę czy siłę do pokonywania codziennych trudności. Myślę, że jest to na tyle dobry obraz, że pozwoli do przywrócenia prawidłowej optyki na sprawy kościelne po obejrzeniu ostatniego gniota tego dziwnego reżysera, który wyspecjalizował się w produkcji antypolskich filmów, ale na tym może skończę, ponieważ wiele było już tutaj napisane w tej sprawie. Jeszcze raz polecam!

image

image

image


Zapraszam także na mój blog, gdzie również ukazują się moje notki, mam nadzieję że będą pojawiać się co raz częściej.
https://bulk1.blogspot.com/


Antonius
O mnie Antonius

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo