Antysemickie hasła w marcu 1968 roku raziły mnie z powodu mojego kompleksu endeckiego wychowania – stwierdziła profesor Jadwiga Staniszkis podczas wczorajszej debaty na Uniwersytecie Warszawskim na temat „prawdziwego oblicza pokolenia 68”. W tej samej wypowiedzi profesor słusznie stwierdziła, że studenckie manifestacje i antysemickie hasła były jedynie walką dwóch frakcji PZPR: „wykorzystywanym przez władze cyklem konfliktów oraz „absorbowaniem napięć przy użyciu języka” (bardzo dobrze powiedziane).
Wróćmy jednak do samego kompleksu i tej perspektywy psychologicznej determinującej w latach 60-tych i później ideowe wybory pani Staniszkis. Przypomnijmy postacie będące powodem tych kompleksów. Dziadek Jadwigi Staniszkis profesor Witold Teofil Staniszkis był zamordowanym w obozie Auschwitz endeckim posłem na Sejm, a wcześniej członkiem ZETu i Ligi Narodowej. Natomiast ojciec pani profesor, niedawno zmarły dr inż. Witold Staniszkis, był przed wojną członkiem RNR-Falanga, za co przesiedział kilka lat w stalinowskich więzieniach. Po roku 1989 zaangażował się w odbudowy ruchu narodowego. Na Zjeździe założycielskim Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego w 1992 roku został wiceprzewodniczącym Rady Politycznej. Funkcję tę piastował do roku 1999, w którym nastąpiło połączenie SND i Stronnictwa Narodowego.
Nikomu przodków bym nie wypominał. Czytałem o pewnej pani Branickiej (z tych Branickich), która całe swoje życie żyła z poczuciem kompleksu, że wiele pokoleń temu był zdrajca w jej rodzie. Zresztą było to o tyle konstruktywne, że starała się być przez to lepsza od innych. Nie wypominałbym nikomu dziadka czy dalszego przodka walczącej po niewłaściwej stronie w jakimś konflikcie zbrojnym. Co więcej, mam duży szacunek dla ludzi, którzy mimo „złego wychowania” ograniczonym umysłem (bo każdy człowiek jest ograniczony), metodą prób i błędów dochodzili do poglądów prawidłowych (bo przecież istnieje obiektywna prawda). Z drugiej zaś strony, z racji tego, że ktoś pochodzi z zacnego rodu (jak pani profesor Staniszkis), nie wywodził bym faktu o jego przyrodzonym szlachectwie. To oczywiste.
Zaprotestować jednak muszę jako endek, starający się wychowywać innych endeków przeciwko temu poczuciu kompleksu. Faktem jest, że wedle wszelkich ziemskich prawideł, naszego nurtu i jego spadkobierców być nie powinno. Więzienia, obozy, wojny, działalność agenturalna skutecznie rozbiła najsilniejszy niegdyś i mozolnie budowany ruch polityczny. Jednak, jeśli mowa o kompleksie, to możemy go mieć jedynie z powodu nie dorastania (póki co) do poziomu naszych wielkich poprzedników. Nie z racji pokrewieństwa ideowego lub rodzinnego z nimi. A chwilowe pozostawanie na indeksie w wielu miejscach, nie jest powodem do tego, aby wyrzekać się tego wspaniałego dziedzictwa tylko po to, aby za cenę zaprzedania własnej duszy i sumienia, wejść do głównego nurtu polityki czy publicystyki.
Inne tematy w dziale Polityka