Nie będę bawił się w ekonomistę, chociaż kilkanaście książek przeczytałem, nie mam jednak czasu na analizy i tworzenie tekstów naukowych. Czerpię z tego, co zostało już napisane. Nie skromnie jednak przyznam, że mam pewnien ekonomiczny zmysł, który uruchamia lampkę ostrzegawczą, za każdym razem jak słyszę, że polityk chce mi coś dać. Tyczy sie to nie tylko sfery gospodarczej, ale polityczne obiecanki i pomysły "robienia nam dobrze" obracają sie głównie w orbicie zagadnień naszych pieniędzy.
Jest bowiem prawda, stara, i powszechnie znana, którą jednak niestety pewna część społeczeństwa (mógłbym tutaj powiedzieć wiekszość, ale jednak jestem optymistą i skłaniam się ku opinii, że wiekszość ma to po prostu w d...., chociaż i to nie jest prawidłowe) nie potrafi logicznie połączyć z politycznym "robieniem nam dobrze".
ALBOWIEM WŁADZA, ABY NAM NAJPIERW COŚ DAĆ, MUSI NAM NAJPIERW COŚ ZABRAĆ!
Albo jak kto woli: "...no i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci,my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana!"
Powiem więcej; te nasze pieniądze, aby dotarły w "odpowiednie" miejsce (oczywiście, to czy miejsce jest odpowiednie, czy też nie, zwykle decyduje kaprys klasy politycznej) muszą być najpierw przepuszczone przez ogromną machinę biurokratyczną, zasilaną przez zawiły i energochłonny (za to też pan płaci, pani płaci, my płacimy...) system prawny, przez co w owe "odpowiednie miejsca" trafia zaledwie część już nie naszych pieniędzy. I czym wiecej takich pomysłów "robienia nam dobrze", tym większa staje się ta machina, tym bardziej zawiły jest zasilający ją system prawny, a przez to bardziej pieniądzożerczochłonny.
Dlatego też, kiedy słyszę o takich pomysłach "robienia nam dobrze" jak:
Zakaz handlu w niedzielę, czy pakiet antykryzysowy z którym wiążą się państwowe dopłaty do firm. To nie tyle zapala mi sie lampka bezpieczeństwa, a od razu alarm przeciwpożarowy, który to powoduje, że krew mnie normalnie zalewa!
Pan Andrzej Jaworski, jeden z pomysłodawców "robienia nam dobrze" - zakazu handlu w niedzielę, powiedział w jednym z programów; "Nie można tworzyć współczesnego niewolnika. Kobiety, które pracują na kasach, nie mają czasu spędzić czasu ze swoimi rodzinami".
Czym jednak jest, jak nie współczesnym niewolnictwem, sytuacja obywateli którym "państwo" za pomocą przeróżnych podatków, parapodatków, składek itp. zabiera 50% dochodów? To właśnie przez to współczesne niewolnictwo, pani musi pracować w niedziele na kasie (zapewne cieszy się ona, że w ogóle ma jakąkolwiek pracę, ponieważ państwo ustaliło koszty pracy na drugie tyle co jej zarobki, przez co pracodawca nie może zatrudnić tyle osób ile by chciał, i podaż pracy znacznie przewyższa popyt), gdyż pensja jej męża nie wystarcza na utrzymanie rodziny.
Mógłbym oczywiscie kontynuować obalanie argumentów pomysłodawców "robienia nam dobrze" dotyczące, czy to zakazu handlu w niedzielę, pakietu antykryzysowego (o tym zresztą napisałem w jednej z moich porzednich wpisów: http://www.krzysztof-boruszewski.plwolnosci.pl/b/1227/Dlaczego-to-tylko-piosenka-Rzad-przyjal-ustawe-antykryzysowa), czy innych w stylu polityka prorodzinna-becikowe, która z reszą znajduje swoje całkowite odzwierciedlenie w kwestii wolnych niedziel. Ale o tym, wypowiedziały sie juz madrzejsze od mojej głowy; mogę tylko polecic teksty m.in: pana Robert Gwiazdowskiego, Krzysztof Rybińskiego, analityków z Fundacji Republikańskiej, Centrum im. Adama Smitha, Instytytu Misesa.
Jeżeli chodzi o kwestie moralne, to chociaż mogę nazwyać sie chrześcijaninem, katolikiem (z całym swoim bagażem grzechów) i orędownikiem cywilizacji zachodniej która swoje wolności i zasady wykształciła w oparciu o dekalog, to nie wierzę w dobre intencje "elit", nawet tych podpisujących się ochoczo pod kazaniem który ksiądz wygłasza z ambony. Ksiądz ten bowiem zwraca się głównie do naszego sumienia, natomiast ci co chcą "nam robic dobrze" zwracają się wyłącznie do naszych portfeli.
Inne tematy w dziale Polityka
