W niedzielę byłem pod pałacem. Mieliśmy pójść całą rodziną ale synek był chory i został z mamą w domu. A szkoda, bo chociaż ma tylko pięć lat doskonale wie, że zginął pan prezydent, jego żona i wielu innych ważnych ludzi. Na przykładzie tej katastrofy zresztą, tłumaczę mu samo pojęcie śmierci. Do tej pory bowiem sądził, że kiedy ktoś ginie w wypadku to przyjeżdża pogotowie i go naprawia. Zresztą nadal ma z tym problem ale wie, ze stało się coś złego.
No więc byłem tam, zapaliłem znicz za tych, którzy w tragicznych okolicznościach zginęli 10 kwietnia zeszłego roku. Nie obnoszę się z tym jakoś specjalnie ale też się z tym nie kryję. W związku z czym spotkałem się z całym mnóstwem różnych pytań. "Cezary, popierasz teraz Kaczyńskiego?", "Cezary, czy uwazasz że cel uświęca środki?", "Cezary, czy ty nie widzisz, że to w czym uczestniczysz jest niebezpieczne?", "Cezary, po co tam poszedłeś?".
I gdybym miał tak hurtem na te wszystkie trudne pytania odpowiedzieć choćbym nie wiem jak swój wątły mózg wytężał wszystko co mogę na ten temat powiedzieć to to, ze byłem tam żeby ten znicz zapalić.
Inne tematy w dziale Polityka
