Dopiero, gdy poczytać dalej, widzimy, że chodzi o 18% respondentów. Choćby nie wiem, jak iść na skróty i zaokrąglać, 18% nie da się podciągnąć pod wynik uprawniający do przypisywania go całej populacji. Ale za to tytuł ładnie wygląda i na pewno miło go będzie przeczytać Tuskowi. A może i nie będzie mu miło, bo przecież właśnie chce mieć mniej władzy, sądząc po planach zmiany podziału kompetencji prezydenta i premiera.
Nadużycie w tytule to tylko jedna z zabawnych rzeczy, które możemy znaleźć w artykule. Oto bowiem na pytanie "Którzy politycy powinni odgrywać większą rolę w Polsce" 6 % respondentów odpowiedziało "Zbigniew Ziobro". Co ten słabiutki wynik znaczy dla dziennikarza Rzepy analizującego sondaż? "To pokazuje, że Ziobro jest ciągle postrzegany jako nadzieja polskiej prawicy". Litości...
Litości jednak nie ma, bo oto czytamy, że "Część liberalnych wyborców jest rozczarowana tym, że rząd Tuska nie zrobił żadnych reform, i tęskni za Balcerowiczem". Jaka to część? 5%.
Sondaż wypada fatalnie dla wszystkich występujących w nim polityków. Okazuje się, że Tusk nie musi, a jeszcze bardziej nie musi Lech Kaczyński (11% - ale tu pojawia się pytanie, co respondenci rozumieją przez "więcej władzy"? Lech Kaczyński jest z tego co pamiętam prezydentem Polski? Kim miałby być dla 11% chcących dla niego większej władzy? Prezydentem UE? Papieżem?), Jarosław Kaczyński (3%) ani żaden z polityków PO kreowanych na przyszłych ojców narodu i mężów stanu (Komorowski - 2%, Schetyna - 1%). Polacy więc, wbrew tytułowi notatki, nie chcą większej władzy dla nikogo. Warto więc zapytać, czy pytanie jet dobrze postawione. Gdy spojrzeć na przypadek choćby Lecha Kaczyńskiego, a także Donalda Tuska - który obecnie ma chyba największą realną władzę (przynajmniej nominalnie) wydaje się, że rozważania te pozbawione są sensu.
Na cały artykuł trafiłem myśląc zresztą, że dowiem się czegoś o wspomnianych zmianach kompetencyjnych. W porannym serwisie Trójki usłyszałem bowiem, że na koniec podsumowań dwóch lat rządu Donald Tusk planuje wrócić do pomysłu ograniczenia władzy prezydenta na rzecz premiera i faktyczną likwidację weta prezydenckiego. Jak pisałem już kiedyś, jest o tyle ciekawe, że pozwala zadać sobie pytanie, o co tu właściwie chodzi? Przecież wiemy już ze wszystkich mediów i sondaży, że następnym prezydentem ma być Tusk. Czemu więc teraz gra on na swoje osłabienie? Perspektywa, gdy państwem rządzić będzie były esbecki TW Michał Boni, od kilku dni lansowany przez media jako przyszły premier, nie wygląda zbyt ciekawie, ale może jest odpowiedzią na powyższe pytanie.
Ale czy następny premier na pewno będzie z PO? Dziś jeszcze wszystko na to wskazuje, ale rząd jest dopiero w połowie kadencji, co więcej, wygląda na to, że była to ta łatwiejsza połowa. I choć jeszcze prawie wszystko udaje się zagadać i zakłamać, to z każdym dniem będzie to coraz trudniejsze, zaś straszenie PiS - coraz mniej skuteczne. To drugie pod warunkiem, że Prawo i Sprawiedliwość zacznie zajmować się sprawami konkretniejszymi, niż tropienie posłów broniących krzyża bez zgody Przemysława Gosiewskiego czy planami ewidencjonowania klientów solariów. Jeśli zaś Tuskowi najpierw uda się przepchnąć zmiany w konstytucji, później zaś stracić wpływ na obsadę stanowiska premiera, może być to porażka bardziej dotkliwa niż ta, która przypadła mu w roku 2005. Istnieje też trzeci scenariusz. Jak Tusk traktuje swoich przyjaciół najlepiej wie Grzegorz Schetyna, ale wiedzą to też inni jego współpracownicy. Przyszły premier może zechcieć Tuskowi podziękować. Również w naszym imieniu.
***
najbliższe koncert Spirit of 84:

koncert charytatywny dla chorego na raka Pawełka, 29 listopada, Warszawa, Dobra Karma + M.O.R.O.N; Posing Dirt; Jesubo

Another Punk Rock Christmas, 19 grudnia, Warszawa, Radio Luxemburg + Dumbs + afterparty: DJ Bigos
informacje na temat płyty i sposobów jej zdobycia
można znaleźć tutaj
zapraszam na nasz profil na myspace