Już wiemy, że Chlebowskiego do życiowej roli przygotował Eryk Mistewicz. Ten zaś, w odróżnieniu od niektórych blogerów, wie, że sknocił, więc nie jest chętny do chwalenia się tą akurat fuchą. Wina jednak raczej w aktorze i fakcie, że skupił się na grze, a nie na scenariuszu i zapomniał o kilku innych wypowiedziach, co skwapliwie wykorzystali małostkowi dziennikarze. Tymczasem trening z Mistewiczem przydałby się jeszcze bardziej p. Mirosławowi Sekule.
Dzisiejszy występ szefa komisji śledczej w nowej audycji Bogdana Rymanowskiego w TVN 24 był z czysto ludzkiego punktu widzenia smutnym widowiskiem. Sekuła zdenerwowanie próbował maskować nadmierną pewnością siebie, jednak niespecjalnie mu to wychodziło. Kłębek nerwów, jak na kłębek przystało, plątał się i plątał. Dwa najciekawsze momenty z punktu widzenia naszego bohatera to agresywna wypowiedź o, było nie było, koalicjancie Kłopotku. Kłopotem stwierdził, że Sekuła prowadząc obrady komisji nie jest sobą, co może stwierdzić, bo miał okazję nieraz z nim pracować. Riposta posła PO to stwierdzenie, że Kłopotek się za to nie zmienia, zawsze dużo mówi, a mało robi. Trudno oceniać, jak jest faktycznie, zwłaszcza, że gdy tylko Kłopotek robi, zaraz się go czepiają, że uprawia nepotyzm... Gdy jednak nie idzie o kwestie zatrudnienia rodziny, jestem skłonny Kłopotkowi uwierzyć. Sekuła wygląda jak facet, którego przerosło zadanie, lecz bohatersko próbuje doprowadzić je do końca. Nagrodą ma być prezydentura Zabrza, lecz nawet nagrodę tę dla sprawy Sekuła poświęci.
Rymanowski pokazał swojemu gościowi film z zegarem, który zamieściłem w poprzedniej notce. I choć cała Polska widziała, że w 6 minut po ogłoszeniu dziesięciominutowej przerwy Sekuła zasiadł za prezydialnym stole i przy pustej sali zarządził zakończenie przesłuchania, krzesła zaś i stół nie wniosły sprzeciwu - przewodniczący mówi, że u niego to było 12 minut. Skoro komisja i tak jest już cyrkiem, może posłowie opozycji przeprowadzą mały happening i zrzucą się na zegarek dla swojego szefa. Zresztą co więcej komisji zostało do roboty, skoro - co jest zdaje się nowością w historii naszych komisji śledczych - prokuratura utajniła dokumenty, na których pracować powinni posłowie. To znaczy mogą na nich pracować, ale nie mogą korzystać z nich podczas przesłuchać i nie mogą się na nie powoływać. Ciekawa sytuacja, prawda? Pech, fatum jakieś. Szef komisji jest legalistą, prawo zaś - jest prawem.
Ech, Sekuła pięknie się stara, tylko nerwy mu czasem puszczają. Występuje w roli prymusa, który bardzo chce podlizać się pani, lekcje ma odrobione i wszystko wie, ale gdy stoi przy tablicy ma świadomość, że koledzy grzebią w jego plecaku i albo podrzucą tam coś brzydkiego, albo, co gorsza, znajdą coś bardzo wstydliwego, co wyniósł z domu i o czym wie tylko on... Boję się, czy wytrzyma odwiedziny premiera Tuska i czy pozwoli zadać mu jakiekolwiek pytanie, czy też zakończy przesłuchanie na dziesięć minut przed rozpoczęciem posiedzenia przy współudziale krzeseł i stołu? Dobrze, że przesłuchiwany ma być też Kaczyński, dzięki czemu Sekuła będzie mógł pokazać, że wcale nie występuje w roli adwokata i niańki świadków. Jeśli 4-go karetka nie wywiezie go z Wiejskiej.
TVN 24: "Na moim komputerze minęło 12 minut"