Po dzisiejszej deklaracji Donalda Tuska otwiera się pole do dociekań kto zostanie kandydatem PO w wyborach prezydenckich. Chłodny Żółw zapewne i to już wie, niemniej ja pozwolę sobie przeanalizować nazwiska z giełdy, by na koniec dojść jednak do podobnych wniosków.
Zaznaczam, że analiza ta nie będzie pisana pod kątem tego, co najlepsze byłoby dla przeciwników PO, punktem odniesienia będą raczej szanse na zebranie jak największego elektoratu. Na początku zaś być może czekają nas "prawybory w PO" i tu postaram się przedstawić przesłanki, którymi kierować będą się elektorzy w tej rozgrywce, którą na użytek własny nazwę "wyborami miss resortu". Nie wiem sam, skąd taka nazwa przyszła mi do głowy i o jaki resort chodzi, ale - że brzmi ciekawie - niech zostanie.
Jerzy Buzek
Najlepszy kandydat, który jednak kandydować nie chce, bo nie ma w tym interesu. Buzek zajmuje eksponowane stanowisko w centrali, wybory prezydenckie 2010 nie są ostatnimi wyborami a szanse Buzka nie będą się zmniejszać, a wręcz przeciwnie. Jest jedynym kandydatem, który może zyskać znaczące poparcie również wśród mniej zorientowanej politycznie części wyborców PiS, nie jest skonfliktowany z prezydentem, zaś przez media od wielu miesięcy przedstawiany jest jako największe osiągnięcie integracji europejskiej. Buzek wie, że może zaczekać i że jeśli będzie chciał, prezydentura raczej go nie minie. Teraz jednak nie może spalić za sobą mostów w Brukseli. Podsumowując: odpada.
Włodzimierz Cimoszewicz
Start i wygrana Cimoszewicza byłaby spełnieniem marzeń Adama Michnika o porozumieniu solidarnościowej lewicy i reformatorów z PZPR. LiD bez LiD-u. Wystawienie Cimoszewicza poszerza elektorat w lewo, jednak powoduje straty po prawej stronie. Dlatego też Cimoszewicz odpada jako kandydat zbyt skrajny. Jego wystawienie osłabiłoby też poparcie dla PO w kolejnych wyborach parlamentarnych, po których koalicja z resztkami SLD lub przyjęcie sporej grupy postkomunistów na pokład byłoby dla sporej części wyborców nie do przyjęcia. Start Cimoszewicza byłby więc szansa, lecz nie dla PO, a raczej dla Polski Plus. Jeśli Tusk premierem będzie takim, jak dotąd, po kilku miesiącach PO padnie ofiarą społecznego rozczarowania wymieszanego z tradycyjną nienawiścią do komunistów. Litości nie będzie. Podsumowując: odpada.
Hanna Gronkiewicz-Waltz
Wygrać pewnie wygra (choć niekoniecznie w Warszawie, a to byłaby porażka prestiżowa), jednak politycy PO widzą chyba, co dzieje się w stolicy i nie ryzykują powtórki ogólnopolskiej, gdyż byłby to pogrzeb, tyle, że przełożony do wyborów parlamentarnych i, później, prezydenckich. Podsumowując: zbyt karkołomne.
Bronisław Komorowski
Kreowany na konserwatystę, ale popularny i wśród lewicowców, niedawno zgolił wąsy i ożenił syna. Mało kto słyszał o wątpliwościach z czasów jego szefostwa w MON, za to każdy prawie kojarzy go jako sympatycznego polityka, spokojnego, rodzinnego i nie mieszającego się w bieżące awantury. Liczne sprawy i podejrzenia jakoś się go nie imają, choć ich przecież nie brakuje, tak więc choćby sprawa Sumlińskiego nie będzie żadną przeszkodą. Zakulisowo zaś - może pomóc. Lubi polować, czasami też wypuści się z Januszem Palikotem do Rosji, gdzie ma zdaje się swoich przyjaciół. Podsumowując: 50%
Andrzej Olechowski
Zarówno dzisiejsza, życzliwa dla Tuska wypowiedź Olechowskiego, jak i propozycja Janusza Palikota, by przeprowadzić w PO prawybory, mogą być furtkami, dzięki którym dr Olechowski stanie się ponadpartyjnym kandydatem z poparciem PO. Z punktu widzenia PR może być to nawet lepsze rozwiązanie, niż start Komorowskiego czy Sikorskiego. Olechowskiego zapewne poprą też obaj jego główni rywale z wyborów roku 2000, a i Lech Wałęsa zapewne powie dobre słowo. Potencjalny elektorat jeszcze szerszy, niż w przypadku Komorowskiego. Olechowski mówi (publicznie) kulturalnym, niskim, budzącym zaufanie głosem, zdaje się być opanowany i czarowanie idzie mu całkiem nieźle. Problemem może być brak oparcia w dołach, a raczej średnim szczeblu, PO. Problemem może też w nowej sytuacji być Paweł Piskorski, tu jednak obie strony mogą wykazać się elastycznością. Podsumowując: 40%
Radosław Sikorski
Sporo niewiadomych. Dopóki nie poznamy przyczyn wolty ideowej Sikorskiego (a na razie możemy się tylko domyślać, jako przesłankę biorąc konflikt o jego ministerialną nominację i wypowiedzi na temat polityki zagranicznej, zwłaszcza wobec Rosji) trudno coś jasno stwierdzić. Niemniej ta wolta, może być sporym obciążeniem. Sikorski - popularny w społeczeństwie - jest w PO człowiekiem z zewnątrz, nie jest "ich". Początki zaś kariery mogą - mimo późniejszej zmiany - odebrać mu poparcie elektoratu bardziej lewicowego. Sikorski nie gwarantuje dobrej współpracy z rządem. W wyborach może też zaszkodzić mu amerykańska żona. Choć osobiście daleki jestem od opinii o polskiej ksenofobii rodem z "Gazety Wyborczej" sądzę, że Polacy mogą nie chcieć pierwszej damy o nazwisku Applebaum. Podsumowując: 10%
Tak naprawdę więc na tej giełdzie liczą się trzy osoby. Komorowski, Olechowski i... Donald Tusk, który dzisiejszą decyzją (czy raczej formą jej przedstawienia, bo czyja to decyzja możemy tylko gdybać) wykreował się - chyba pierwszy raz w swojej karierze - na odpowiedzialnego, zatroskanego i obowiązkowego państwowca. Na pewno zgarnął tym sporo punktów. Tuskowi jednak prezydentura przestała się opłacać. Prezydent nie jest silnym ośrodkiem władzy, a ma przecież zostać jeszcze osłabiony; do tego, ostatnimi decyzjami, Tusk narobił sobie wrogów w PO. Nie ma żadnej gwarancji, że jako prezydent mógłby liczyć na swoją partię, o czym pisałem już po przedstawieniu porzuconych później planów zmiany konstytucji.
Pozostaje więc czekać, analizować i czytać uważnie Chłodnego Żółwia. Dużo jeszcze ciekawych rzeczy przed nami, do wyborów zaś sporo czasu. Ostatnie dni pokazały zaś, że nic już nie jest pewne (więc i ta analiza może nie wytrzymać próby czasu).
PS. W poprzedniej notce zamieściłem materiał pokazujący bulwersującą akcję policji. Obecnie czekam na informacje na temat tła tej akcji. Gdy tylko je otrzymam, wrócę do sprawy.