Każdy, kto zaczyna prowadzić bloga próbuje wytłumaczyć dlaczego podjął tę przełomową decyzję, po cóż pisze, dlaczego się kłóci. W moim przypadku ma się to mniej więcej tak – chcę tłumaczyć to, co będę tłumaczył, piszę, żeby pisać, kłócę się, aby się kłócić. Powinno Państwu wystarczyć, bo nie to jest głównym tematem mej pierwszej notki w Salonie24. Tematem jest sensacja dnia – Jan Maria Rokita wraca do polityki.
No, w końcu trzeba było wrócić, choć nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko, wszak pamiętam jakby to wczoraj było, gdy Rokita zerwał mikrofon wstając z fotela w studiu u Morozowskiego, powiedział coś patośnego o Czeczenach, po czem wyszedł i więcej nie wrócił. Aż do dzisiaj - na łamy Dziennika (choć gościnnie się czasem pojawiał wcześniej, broniąc chociażby organizacji Opus Dei, oczernianej na łamach dodatku Kultura). Kilka uwag nt. powrotu tej skądinąd nietuzinkowej i interesującej persony.
-
To, że Rokita wrócił, przynajmniej na razie w pewnym stopniu, do polityki potwierdza tylko słowa André Malrauxa, że z władzą nie można flirtować, trzeba ją poślubić. Rokita władzę poślubił, a jako przykładny konserwatysta o rozwodzie zapewne poważnie nie myśli. Pewnikiem tedy jest, że chociaż, jak sam mówi, nie wraca do polityki czystej, to początek komentowania na łamach Dziennika jest pierwszym poważnym krokiem w stronę całkowitego powrotu. Powrotu spektakularnego i owocnego, gdyż:
-
Rokita nabija sobie swoją nieobecnością na łamach mediów (głównie tyczy się to telewizji, w mniejszym stopniu różnych periodyków) popularność. Oczywistą i niekwestionowaną zasadą jest, że Ci, którzy pokazują swe pyski w ekranach i pchają się, żeby ich nazwiska były wszędzie, w połączeniu z niepowodzeniami, z brakiem reform, z klapą polityczno-gospodarczą en bloc, tracą w sondażach. Rokita promuje się nie na partyjnego walczaka, ale na kogoś rozsądnego, nie ulegającego partyjnym emocjom, a tym bardziej dyrektywom płynącym z gór Platformy Obywatelskiej. Może mówić, co mu się żywnie podoba i mieć daleko, gdzie Słońce nie dochodzi, co powiedzą o tym inni. Także partia, gdyż:
-
Rokita zrobił pierwszy krok, a komentatorzy przeszli już za niego dobre kilometry, wróżąc przyszłość. Ja pokierowałbym byłym posłem mniej więcej tak: pierwszym krokiem jest przyjęcie zaproszenia Krasowskiego do jego gazety; następnym – oczywiście niemiłosiernie uogólniając, ale nie miejcie mi Państwo tego za złe – będzie powrót do polityki; w końcu ten spacerek Rokity skończy się startowaniem w wyborach na czele partii stworzonej na podstawie inicjatywy Polska XXI, w stronę której zwróci się rozczarowany, nazwijmy to – centroprawicowy – elektorat. Jeszcze będziemy mieć premiera Jana Marię Rokitę (JA to mówię – cat ;)
Czy już w czasie następnych wyborów Rokita powróci? Jeżeli miałby zadziałać ten mechanizm, jaki zadziałał przy jego odejściu – tzn. pani Nelly angażuje się się w politykę, pan Jan odchodzi – to byłoby to całkiem prawdopodobne, zwłaszcza, że nie wróżę żonie Rokity większych szans na reelekcję. Ale jeżeli Rokita chce odnieść miażdżące zwycięstwo - powinien jednak wyczekać stosowniejszy moment niż już następne wybory parlamentarne.
Koniec i bomba;
Kto nie słuchał – ten trąba!
Inne tematy w dziale Polityka