źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Karlskirche_Frescos_-_Heiliger_Geist_2.jpg
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Karlskirche_Frescos_-_Heiliger_Geist_2.jpg
Maciej Sobiech Maciej Sobiech
702
BLOG

Kręte drogi Tomasza Terlikowskiego, czyli katolicyzm jest materializmem

Maciej Sobiech Maciej Sobiech Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

W sumie nie wiem, czemu mnie akurat na to naszło; no, ale nadejście "is a terrible thing to waste". Więc piszę.

Od pewnego czasu śledzę z zainteresowaniem skomplikowane losy katolickiego publicysty, Tomasza Terlikowskiego, onegdaj "katotaliba" (według własnych słów), obecnie pluralisty, a być może już i modernisty, w szerokim tego słowa znaczeniu. Poniekąd dlatego, że odczuwam z jego drogą pewien osobisty związek (sam przeszedłem ją, w pewnym sensie, w skali mikro), a po drugie, ponieważ podnosi mnie ona na duchu, cokolwiek bowiem by o nowej tożsamości tego dziennikarza mówić (i powie się o niej -- za chwilę), to jego postawa stanowi rzadki przykład intelektualnej i moralnej uczciwości, zdolności, aby zaryzykować naprawdę wiele i sporo stracić w imię wierności ideałom, prawdzie i dobru konkretnych skrzywdzonych osób. To jest naprawdę wielka rzecz i choć nie jestem od oceniania innych, to tutaj nie mogę się powstrzymać przed tym sądem; to się naprawdę powinno docenić, bo tak zachowują się tylko ludzie wielkiego ducha.

Z drugiej strony wszakże, ta ewolucja ma też swoją drugą stronę -- no bo i tak to jest, z przyczyn tajemnych jakowychś, że w człowieku wszystkie aspekty jego egzystencji się ze sobą nieustannie mieszają i, choć nie ma po temu logicznych powodów, zmiana w sferze praktycznej pociąga za sobą nieraz zmiany w sferze teoretycznej; i tak też, moralno-polityczna ewolucja Tomasza Terlikowskiego koreluje wyraźnie z ewolucją w sferze metafizycznej i kosmologicznej, która, skoro już o tym mówię (nie z pozycji autorytetu) mnie przynajmniej podoba się już znacznie mniej, choćby dlatego, że jest w sumie dość banalna. Neuronauki, ewolucja, dumanie nad teorią względności i "poziomem kwantowym", wiara w Naukę, taką przez duże "N" właśnie -- równie naiwna, jak w katolickie dogmaty, a chyba nawet bardziej -- i ustawiczne zastanawianie się, w jaki sposób "pogodzić" z nią różne elementy katolickiej doktryny, wszystko to widok aż nazbyt dobrze znany z XX wieku -- no i taki to widok (właśnie) roztacza się przed nami, gdy śledzimy uważnie wpisy tegoż katolickiego publicysty, łącznie z tym, że zaczyna przyjmować różne swoiste dla tego nastroju zabawy intelektualne, które uczciwemu myślicielowi nie przystoją. Niedawno na przykład dowiedziałem się, że katolicka doktryna transsubstancjacji opiera się na koncepcji różnicy między substancją a przypadłościami, charakterystycznej dla "arystotelesowskiej fizyki". No cóż, doktorat mam z literaturoznawstwa, nie z filozofii, ale filozofię lubię i się nią zajmuję (oczywiście w dawkach dla człowieka właściwych), tomizmem zaś zajmowałem się onegdaj w szczególności i mogę powiedzieć tyle, że nawet student pierwszego roku filozofii powinien wiedzieć, że wymienione wyżej zagadnienie dotyczy nie fizyki, a metafizyki, bo obowiązuje w odniesieniu do całego bytu, a nie tylko bytu ruchomego vel zmiennego (w języku kardynała Kajetana ens mobile). I to trochę zmienia perspektywę, ponieważ, ze względu na swoisty charakter poznania nauk przyrodniczych, nie mają one żadnych bezpośrednich implikacji metafizycznych, co dostrzegali także wybitni fizycy, tacy jak Duhem, Eddington, czy później nawet generalnie nabuzowany filozoficznie Einstein. Oczywiście, można powiedzieć, że realistyczna (nie "arystotelesowska") metafizyka jest nonsensem i operuje pustymi pojęciami -- można też, że jest po prostu błędna, bo lepszy jest od niej jakikolwiek idealizm, pepędyzm czy innny iixofaktogradetyzm; można powiedzieć wiele rzeczy i to jest spoko, natomiast NIE MOŻNA przeinaczać sensu tego, czego się nie uznaje, bo to po prostu nieładnie i niemerytorycznie. Nie sądzę, aby kształcony filozof nie zdawał sobie z tego sprawy. Mimo to jednak tak właśnie robi. Dlaczego? No i cóż, mogę tylko domniemywać, natomiast wydaje mi się, że Tomasz Terlikowski popada (po prostu) coraz wyraźniej w filozoficzny materializm, który nie może znieść nawet hipotetyzowania o duchu. Jak mniemam, uważna lektura jego tekstów potwierdzi to przypuszczenie, przynajmniej z dużym prawdopodobieństwem.

Dlaczego zaś o tym piszę? Oczywiście nie dlatego, że uważam, jakobym miał prawo mieszać się w prywatne sprawy Tomasza Terlikowskiego, tylko dlatego, że jego casus to doskonały naraz, a przy okazji publiczny (no bo redaktor ów jest przecież osobą publiczną) przykład pewnej ogólnej zasady, jak i dowód na jej obowiązywanie, mianowicie: tego, że, wbrew pozorom i licznym obowiązującym w naszej kulturze przesądom, katolicyzm, przynajmniej jeśli chodzi o jego ortodoksyjne "ożebrowanie", jest materialistyczny -- i w naturalny sposób ciąży w kierunku materializmu. Popatrzmy na to obiektywnie, a stanie się ten fakt zupełnie jasny: w katolicyzmie człowiek może swoim naturalnym poznaniem objąć wyłącznie materię. O duchu można zasadnie wnioskować z danych materialnych -- ale właśnie tylko wnioskować, bo nie ma niczego w umyśle, co by wpierw w zmysłach nie było; nie ma w tej religii miejsca na bezpośrednią percepcję, na doświadczenie Ducha. Do tego dostęp jest zarezerwowany wyłącznie dla duchowieństwa, co więcej działającego wyłącznie w specyficznych sytuacjach i ustalającego dogmaty, doktrynę, którą należy przyjmować wyłącznie na wiarę ("ze względu na autorytet Boga objawiającego") i której nie da się w żaden sposób "zweryfikować". Stąd też właśnie ogólna niechęć katolickiej hierarchii do mistyków i ich ciągłe prześladowanie, cenzura, obyczaj "chowania" ich w miejscach odosobnienia, i tego typu inne rzeczy. Ba! Przecież jeśli popatrzeć uczciwie na jego historię, głównymi "wrogami" kościoła zawsze byli "poganie", "czarownice", "wróże", "kabaliści" i inni wyznawcy "zabobonów", których zabobonność charakteryzowała się właśnie tym, że twierdzili, że mają bezpośredni kontakt ze światem duchowym, a wcale nie tzw. ateusze i materialiści (choć im też zdarzało się cierpieć za swoje poglądy). Dokładnie z tego względu -- bo rzeczy podobne ciążą ku sobie; i każdy konsekwentny, ortodoksyjny katolik czuje, że więcej ma wspólnego z marksistą, niż z teozofem.

Doskonale zdawał sobie z tego sprawę na przykład Rudolf Steiner, mistrz mój ezoteryczny, gdy pisał, że tak naprawdę "amerykanizm" (w jego terminologii) i "jezuityzm" idą ręka w rękę, bo pierwszy wyklucza możliwość poznania duchowego w ogóle, a drugi ogranicza je wyłącznie do wybranej kasty i do tego nadaje mu status nad-przyrodzony, czyli również de facto je wyklucza. Stąd przejście z drugiego do pierwszego to po prostu swego rodzaju wnioskowanie logiczne. Obydwa te prądy stanowią efekt pewnego zwiedzenia, konkretnie: zwiedzenia arymanicznego, efekt działania owych sił przedziwnych, którym głównie zależy na tym, aby człowiek zaczął utożsamiać się z własnym, nietrwałym ciałem i porzucił zupełnie pamięć duchowej ojczyzny, a których wpływ tak wyraźnie teraz da się odczuć. Opisywany tutaj casus duchowej ewolucji wydaje mi się jednym ze znaków współczesnej mocy tego wpływu i tego, że staje się on coraz silniejszy. Jeśli tak natomiast, to czekają nas w przyszłości różne ciekawe rzeczy -- ciekawe, acz nienapawające mnie bynajmniej optymizmem, no bo materialiści to czasem fajne chłopaki (no i dziewczyny również sympatyczne), ale konsekwentny materializm ma swoją bardzo mroczną stronę, co niektórzy widzą, a niektórzy nie, ale w każdym razie nikomu nie życzę, aby się musiał przekonać, przynajmniej na ile sobie tutaj śpiewam, trochę sobie, a trochę muzom, bo wpływ na rzeczywistość mam zerowy no i tak to już musi być.

Maciej Sobiech

"People have called me vulgar, but honestly I think that's bullshit". - Mel Brooks "People think I'm crazy, 'cause I worry all the time -- if you paid attention you' d be worried too". - Randy Newman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo