Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz
17437
BLOG

Szkielet w białym kitlu w PRL-owskiej szafie

Marek Jan Chodakiewicz Marek Jan Chodakiewicz Polityka Obserwuj notkę 1

Pod koniec 1949 r. funkcjonariusze warszawskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego aresztowali profesora Mariana Grzybowskiego, europejskiej sławy dermatologa. Kilka tygodni potem profesor nie żył. Według oficjalnej wersji popełnił samobójstwo. W zbrodnię na profesorze zamieszana miała być jego młoda asystentka, dr. Stefania Jabłońska, która natychmiast i bezprecedensowo objęła katedrę po zmarłym.

 

 

Mimo, że mówiono o tym na emigracji, a szeptano w PRL, sprawa śmierci profesora Grzybowskiego wypłynęła na szersze forum publiczne dopiero po 1989. Trafiła na łamy Tygodnika Powszechnego i Gazety Polskiej. Wynikła z tego krótka burza i masa listów do redakcji, większość nieopublikowanych. W listach z jednej strony bolesne wspomnienia, a z drugiej sprzeciw wobec szkalowania autorytetów, a nawet oskarżenia o antysemityzm. Potem sprawa znów zamarła.

Ale tylko pozornie. Rodzina profesora Grzybowskiego nadal kołatała o sprawiedliwość. Grupa entuzjastów kontynuowała żmudny proces gromadzenia dokumentów o sprawie. Część z wychowanków profesora zachowała go ciepło w pamięci. Nawet jeśli o tym nie mówiono otwarcie. Dla wielu sprawa profesora Grzybowskiego stała się symptomem patologii nierozliczenia zbrodni komunistycznych. Między innymi dlatego Marek Wroński, lekarz, naukowiec i Polak ze Stanów Zjednoczonych, postanowił w końcu rozszyfrować zagadkę śmierci profesora. Dokładnie przekopał mało dostępne archiwa, pioniersko wydobył na światło dzienne ezoteryczne publikacje, łańcuszkowo dotarł do rodziny, przyjaciół, kolegów, współpracowników i studentów (chyba na wszystkich kontynentach oprócz Afryki), uparcie konsultował się z innymi naukowcami aby z benedyktyńskim uporem analizować odkryte fakty i zestawić je w logiczną łamigłówkę by ostatecznie rozwiązać tajemnicę.

Nie udało mu się. Za to powiodło mu się dużo bardziej ważkie dokonanie: kawałek po kawałku zrekonstruował kontekst zbrodni. Więcej – przywrócił pamięć nie tylko o głównych dramatis personae sprawy, ale również o środowiskach z jakich wyszli, zakotwiczył to w szerokich ramach katastrofy dziejowej jaka spadła na Polaków, a szczególnie na tradycyjną elitę, której jednym ze sztandarowych przedstawicieli był profesor Marian Grzybowski.

 

Syn zesłańca-lekarza „Sybiraka,” Marian Grzybowski urodził się w Imperium Rosyjskim. W czasie pierwszej wojny światowej służył w armii carskiej. Od czasu bolszewickiej rewolucji ochotniczo walczył w szeregach Dowborczyków, a potem w Wojsku Polskim do 1922 r. W czasie drugiej wojny światowej pracował w Delegaturze Rządu, walczył w Powstaniu Warszawskim, a po wojnie nadal działał w strukturach podziemia niepodległościowego.

Marian Grzybowski był nie tylko patriotą, ale również poliglotą i wybitnym naukowcem, specjalistą-dermatologiem. Dziarsko piął się po szczeblach lekarskiej kariery. Przełożeni chwalili go za to, że w badaniach swych „nie daje się unosić się fantazji czy doktrynom,” oraz za „wielką pracowitość, skłonność do erudycji.” Jak napisał o nim profesor Fryderyk Goldschlag, „czytanie prac Grzybowskiego było dla mnie intelektualną rozkoszą. Sumienność i staranność w opracowaniu rozpraszały wszelkie wątpliwości i rozbrajały opozycję.” Nominację na profesora zwyczajnego otrzymał Marian Grzybowski tuż przed wojną. W czasie wojny i po wojnie kontynuował swoją pracę naukową, choć w dramatycznie zmienionych warunkach najpierw nazistowskiej, a potem komunistycznej okupacji.

 

Właśnie wtedy, w zajętej przez Stalina Polsce, skrzyżowały się drogi profesora Grzybowskiego i dr. Stefanii Jabłońskiej, właściwie Racheli Ginzburg. Obecnie jedna z czołowych polskich specjalistek w dziedzinie dermatologii, od młodości wybitnie uzdolniona, pracowita i ambitna. Wywodziła się również z rodziny lekarskiej. Ale właściwie na tym kończyło się pozorne podobieństwo życiorysów. Pod innymi względami była niemal antytezą Mariana Grzybowskiego.

Rachela „Szela” Ginzburg urodziła się pod sowiecką władzą w Mohylewie. Po kilku latach jej rodzina przeniosła się do Niemiec, a potem – w 1926 r. – do Polski. W 1938 r. Szela dostała się na medycynę w Warszawie; potem kontynuowała studia we Lwowie pod sowiecką okupacją. Po ewakuacji zaliczyła studia w Charkowie i we Frunze, otrzymując dyplom lekarski w 1942 r. W czasie wojny służyła na ochotnika jako lekarz w tajemniczej jednostce sowieckiej, być może NKWD, z którą dotarła do Wiednia. Po dalszym, krótkim doskonaleniu zawodowym na miejscu, kontynuowała kursy lekarskie w zakresie dermatologii w Związku Sowieckim. Do Warszawy wróciła w 1946 r.

Natychmiast dołączyła się do tubylczych kręgów prominentnych w sowieckim systemie okupacji Polski. Jej siostra i przyjaciele z okresu lwowskiego zadbali o nią. Zmieniła nazwisko na „Stefania Jabłońska.” Rozpoczęła pracę naukową w Uniwersytecie Warszawskim. Trafiła do Kliniki Dermatologicznej, do profesora Grzybowskiego. Równocześnie, 13 grudnia 1946 r. wystąpiła o pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa. Jej siostra, mąż siostry i jej własny mąż byli związani z komunistycznym aparatem terroru. Trudno naturalnie wymiarkować czy podyktowane to było fanatyzmem ideowym i chęcią niszczenia „reakcji” czy też – jak przekonująco argumentuje Marek Wroński – zwykłym oportunizmem i materializmem. Jedno i drugie przecież wyśmienicie się dopełniało. Asystowanie przy egzekucjach niepodległościowców to przecież była nieźle płatna fucha. Możliwe, że wiele satysfakcji dostarczał udział w obserwowaniu końca losów „faszystów” z AK i NSZ. Dostęp do oficerów UB równał się uzyskaniu nie byle jakich wpływów. Tym sposobem młoda dr Jabłońska stała się osobą znaczną.

Naturalnie – odwrotnie niż obecnie – na początku jej kariery bardziej jej się obawiano, niż szanowano. Jej pozycja i zachowanie, jak również fakt, że wyjechała na stypendium do USA, którego odmówiono Marianowi Grzybowskiemu i – przede wszystkim – objęcie Kliniki po aresztowaniu i śmierci profesora spowodowało, że środowisko niepodległościowe lekarskie zaczęło ją winić za śmierć profesora i czystkę w Klinice: rewolucyjna wymiana kadr, która uderzyła w tym okresie w tradycyjną elitę na całym terenie Polski.

 

A potem były już tylko same sukcesy. 3 marca 1949 r. dr Jabłońska oficjalnie nostryfikowała swój dyplom – na dwa dni przed tym, gdy miała zdać egzamin nostryfikacyjny, zresztą na uniwersytecie, który nie był technicznie przygotowany do nostryfikowania tytułów lekarskich. W maju 1949 wyjechała na stypendium do USA, skąd przywiozła „wystrzałowe ciuchy” i przekonanie o „wstecznym charakterze amerykańskiej nauki lekarskiej "(Służba Zdrowia, nr. 5, 31 stycznia 1950). Z drugiej strony chwaliła „Podstawy rozwoju i osiągnięcia nauk medycznych w Związku Radzieckim” (Życie Nauki, nr. 6, 1951). W przyśpieszonym tempie i znowu przy nagięciu wymogów formalnych dr Jabłońska zdała doktorat w lutym 1950. Habilitację uzyskała w 1951, a profesurę w 1952. Do PZPR wstąpiła w maju 1950 r., protegowała ją rodzina komunistycznego szefa bezpieczeństwa Jakuba Bermana. W międzyczasie dr Jabłońska przejęła Klinikę profesora Grzybowskiego. Jednym słowem: była zaufanym człowiekiem reżimu. I pozostała nim do końca, gdy w 1990 r. jako jeden z najczęściej cytowanych naukowców polskich, wychowawca kilku pokoleń lekarzy, przeszła na emeryturę.

 

Marek Wroński wykonał niesamowicie pożyteczną pracę. Uchylił kurtynę obnażając mechanizmy sukcesu pod okupacją komunistyczną w sowieckiej kolonii zwanej PRL. Paradoksalnie – w normalnym systemie, dr Jabłońska nie musiała uciekać się do rewolucyjnego przyśpieszenia swojej kariery. Była przecież zdolna i pracowita. Dokonała jednak wyboru. Odrzuciwszy naturalny cykl ewolucyjny intelektualnego rozwoju jednostki, profesjonalnie osiągnęła wszystko co było do osiągnięcia w przyśpieszony sposób w spaczonych warunkach komunistycznego totalitaryzmu. I jak jasno wynika w konfrontacji jej wypowiedzi ze współczesnymi dokumentami i zeznaniami świadków, po dzień dzisiejszy nie potrafi sama z sobą dojść do ładu. W tym sensie – i tylko w tym – jest również ofiarą systemu, który utrwalała i który wyniósł ją na naukowe szczyty. Jest ofiarą z wyboru. Bo można było postępować inaczej – jeśli nie tak nieskazitelnie jak profesor Marian Grzybowski, to tak jak choćby dr Marek Edelman. Ile jednak takich szkieletów znajduje się w różnych polskich szafach? .

 

 

_______________________________________

 

Marek Wroński, Zagadka śmierci prof. Mariana Grzybowskiego Warszawa: Artgraf, 2004, II wyd. poszerzone 2007

Do nabycia  via:  zamowienia@aol.com 

Get your own Box.net widget and share anywhere! Get Your Own Real Time Visitor Map! ZAMÓW: www.poczytaj.pl Marek Jan Chodakiewicz Żydzi i Polacy 1918 - 1955. Współistnienie-Zagłada-Komunizm Wydawca: Fronda Ilość stron: 736 s. Oprawa: miękka Wymiar: 145x205 mm EAN: 9788391254189 Dzisiaj cena: 35.40 zł

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka