Christianitas Christianitas
33
BLOG

Marek Jurek: Traktat deformujący Europę

Christianitas Christianitas Polityka Obserwuj notkę 16

Nie lubię, kiedy o znaczeniu nadchodzących zmian w Unii Europejskiej mówi się w tonie apokaliptycznym. Tym sposobem nie zbudzi się poczucia narodowej odpowiedzialności, a jedynie spowoduje dalszą degradację debaty publicznej, gdzie słowa coraz mniej znaczą. Nie trzeba straszyć katastrofą narodową, by stwierdzić, że traktat lizboński jest zły dla Polski i dla Europy. Wystarczy poczucie odpowiedzialności za przyszłość i traktowanie serio głoszonych wczoraj zasad. Nowy traktat deformuje współpracę europejską; tak jego założenia – sformułowane już w Konstytucji dla Europy – oceniały jeszcze niedawno obie wielkie partie polityczne. Najpierw im należałoby zadać kłam; argumenty bowiem są słuszne albo nie – nie można ich ot, tak, bez przedstawienia nowych, odwołać. Ale skoro tak często czytam apele o rekapitulację zarzutów, powtórzę je raz jeszcze.

Następuje radykalne obniżenie przysługującej nam pozycji w Unii Europejskiej. Nasz głos słabnie o połowę w stosunku do Niemiec i o jedną trzecią w stosunku do Francji. Wpływ państw dominujących wzrośnie nawet formalnie, wobec poszerzenia zakresu decyzji podejmowanych większościowo, a więc przeciw opinii państw, które znajdą się w mniejszości. A to otwiera drogę do narzucania przez nie swojej polityki państwom Europy środkowej, choćby przy definiowaniu struktury i hierarchii celów unijnego budżetu (wyrównanie różnic gospodarczych, polityka rolna czy nowe technologie dla najbogatszych). Pamiętacie jeszcze jakie miejsce w Unii proponował nam parę lat temu prezydent Chirac?

Pozycja państw dominujących (w tym Niemiec) oraz degradacja Polski znajdzie potwierdzenie przede wszystkim w decydowanych większościowo wyborach Prezydenta Unii i ministra (Wysokiego Przedstawiciela ds.) spraw zagraniczno-obronnych. Szczególnie to drugie stanowisko związane będzie nie tylko z koordynacją, ale autentyczną inicjatywą w zakresie polityki Unii.

Definitywnie rezygnujemy z waluty narodowej – mimo oficjalnej ostrożności w tej kwestii tak prezydenta Kaczyńskiego, jak i premiera Tuska. Prezydent zapowiadał otwarcie debaty na ten temat dopiero za rok. Premier w niedawnym exposé zapewniał, że przede wszystkim należy sprawdzać czy euro nie obniży poziomu życia Polaków.

Dekretujemy wspólną politykę zagraniczną bez określenia jej celów (według traktatu ma to robić dopiero w przyszłości Rada Europejska). Nie ma żadnych gwarancji, że polityka ta będzie wspierać prozachodnie tendencje na Ukrainie, w Gruzji i innych krajach Europy wschodniej. Zmarnowaliśmy okazję by zażądać w ramach sprawdzianu intencji rezygnacji Niemiec z rurociągu bałtyckiego.

Traktat odrzucił formalnie zarówno potwierdzenie duchowego związku Europy z chrześcijaństwem, jak i pominął prawa rodziny i rodzinę jako wartość w katalogu wartości Unii Europejskiej. W zamian degraduje jej znaczenie utrwalając w prawie europejskim koncept „orientacji seksualnych”. (Pan Piotr Beniuszys pytał w czym przejawia się negacja chrześcijaństwa; jeśli nie wystarczy ta odpowiedź, proponuję Panu lekturę „Chrześcijańskiej Europy” J.H.H.Weilera; autor pisze o szkodach, jakie Europie wyrządza chrystofobia, jako ortodoksyjny Żyd).

Krótko mówiąc – mamy do czynienia z traktatem, który zamiast solidarności oferuje narodom Europy „konstytucyjny imperializm” (to też sformułowanie Weilera). Nasze postulaty – formułowane z umiarem i nastawieniem na współpracę – zostały odrzucone. A może – przez liderów dwóch wielkich partii – nigdy nie były traktowane serio?

notka oryginalna

Pismo na rzecz ortodoksji

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka