obywatel cohen obywatel cohen
203
BLOG

NIEMCY TEŻ SĄ LUDŹMI !

obywatel cohen obywatel cohen Polityka Obserwuj notkę 10

 

Paradoksalnie potwierdzenia tego faktu dopatruję się w historiach z udziałem Jugendamtu, przedstawionych tak emocjonalnie przez troje polskich rodziców w ostatnio emitowanym "Warto rozmawiac". Ta trójka to jedni z wielu ofiar tej specyficznie niemieckiej instytucji. Odkrycia ludzkiej natury Niemców dokonałem jednak samodzielnie wiele lat temu, kiedy to jako młody człowiek przez dłuższy czas zamieszkiwałem, studiowałem i pracowałem w pewnym bawarskim mieście. Cóż zatem, wedle moich obserwacji, czyni Niemców ludzkimi? Nic tak bardzo, jak ich rozliczne głębokie kompleksy: indywidualne i zbiorowe, historyczne i mentalne. Dodajmy, zresztą, kompleksy jak najbardziej uzasadnione i całkowicie na miejscu. Zdaje się, że mniej więcej o tym próbował powiedzieć jeden z panów biorących udział w programie Pospieszalskiego, nazywając w stanie widocznego wzburzenia urzędników Jugendamtów „ratlerkami”.
I tu wypada przejść do jądra problemu czwartkowej dyskusji w telewizyjnym studio, czyli do absurdalnego (jak podkreślano wielokrotnie) zakazu porozumiewania się polskich rodziców z ich dziećmi po polsku. Mówiąc o problemie obsesyjnej nietolerancji na wielojęzyczność, ostrożnie i poprawnie ograniczano jego zasięg jedynie do bezdusznych działań niemieckich urzędów i ich nadgorliwych funkcjonariuszy. Prawda jest taka, że jest to kompleks wpływający na zachowania wielu szarych rdzennych obywateli RFN. Dokładnie tego samego doświadczałem w kontaktach ze zwykłymi ludźmi „z ulicy” w najbardziej banalnych życiowych sytuacjach. Obserwując reakcje Niemców na dźwięk prowadzonych w ich obecności po polsku rozmów, trudno było nie dostrzec na wielu twarzach fizycznego wręcz cierpienia. W kilku momentach ten ból okazał się dla dotkniętych nim tak dojmujący, że wprost i otwarcie występowali z żądaniem zaprzestania rozmów w ojczystym języku i posługiwania się w miejscu publicznym wyłącznie niemieckim (legendarna fraza, od której każdy powinien zaczynać naukę niemieckiego: „In Deutschland spricht man deutsch”). Ktoś naiwny mógłby pomyśleć, że ta niechęć ma podłoże czysto estetyczne. Ot, po prostu przyzwyczajeni do swojej miękkiej i subtelnej „Muttersprache” źle znoszą wszelkiego rodzaju językowe zgrzyty i chrzęsty właściwe polszczyźnie. Recz w tym, że niewykształconych, prostych ludzi z niemieckich nizin trudno podejrzewać o jakieś przeestetyzowanie. Ocierałem się o takich przy okazji różnych dorywczych prac, których się imałem w towarzystwie polskich znajomych, najczęściej studentów. Nasi niemieccy współpracownicy za każdym razem bardzo źle znosili nasz dobry humor – ewidentnie coś zawsze kazało im doszukiwać się w naszym śmiechu szyderstwa z ich kraju i z nich samych, a to przecież byłaby dla nich jawna bezczelność. I wtedy to zdarzało się nam słyszeć sławetne: „In Deutschland soll man deutsch sprechen”.
Przyznam się, że od pewnego momentu mojego pobytu w Bawarii zacząłem cynicznie, z premedytacją wykorzystywać tę niemiecką przypadłość. Któregoś wieczoru wybraliśmy się kilkuosobową polską grupą do knajpy. Większość towarzystwa stanowiły osoby świeżo przybyłe do Niemiec, nieobeznane z miejscowymi realiami. Na miejscu okazało się, że lokal jest pełen, a jedyny wolny stolik wciśnięty gdzieś w kąt, jest tak mały, że trudno będzie postawić na nim kilka szklanek. Zaproponowałem, abyśmy jednak pozostali i zajęli to niespecjalnie wygodne miejsce, dając obecnym do zrozumienia, że przewiduję rychłe zwolnienie, zajętego przez dwie młode pary większego sąsiedniego stolika. Towarzystwo nie podzielało mojego optymizmu, widzieli bowiem po ledwo co nadpitym piwie w kuflach, że młodzi Niemcy obok są tu od niedawna i zapewne wcale nie myślą o szybkim wyjściu. Zaleciłem obecnym odrobinę cierpliwości i prowadzenie stosownej do alkoholowej atmosfery ożywionej rozmowy. Zawyrokowałem, iż na moje wyczucie długo nie zniosą naszej obecności - nie dłużej niż pięć minut - trzeba tylko uważać, żeby ktoś inny nas nie ubiegł, gdy będą wstawać od stolika. Nie myliłem się. Po kilku minutach odsunęli od siebie kufle z niedopitym piwem i ku naszej uciesze zrezygnowani odeszli.
Moi znajomi najpierw z niedowierzaniem pokręcili głowami a potem, śmiejąc się, z uznaniem spojrzeli w moją stronę. Pierwszą lekcję niemieckiego mieli już za sobą: „In Deutschland spricht man deutsch”. Jak widać, Jugendamty w trosce o wychowanie młodzieży nie mają do zaoferowania nic więcej.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka