coryllus coryllus
300
BLOG

Dziwna historia pewnego falsyfikatu

coryllus coryllus Rozmaitości Obserwuj notkę 2

O tym, że nie miał powodzenia w interesach Frederick Albert Mitchell-Hedges wolał nie mówić nikomu. O wiele większą przyjemność sprawiało mu opowiadanie o tym, jak wraz z córką Anną wyprawiał się w niedostępne dżungle Środkowej Ameryki, by tam penetrować i badać starożytne miasta Majów.

 
Nigdy do końca nie było wiadomo czego tak naprawdę Frederick Albert szukał w prekolumbijskich ruinach, nie reprezentował bowiem żadnej instytucji badawczej. Był po prostu amatorem, który kochał sztukę Amerykańską i kolekcjonował ją. We wszystkich wyprawach, które podejmował Frederick towarzyszyła mu córka Anna. Była to pełna pasji badawczej i wiary dziewczyna, która bardzo chciała odkryć coś niezwykłego, coś takiego o czym będzie mówił cały świat. Kiedy człowiek czegoś bardzo chce, bywa że marzenia te urzeczywistniają się niespodziewanie dla niego samego. Tak było w przypadku Anny. Kiedy przebywała z ojcem w Brytyjskim Hondurasie, kraju który potem zmienił nazwę na Belize, spotkało ją to o czym marzy każdy miłośnik historii i archeologii. W czasie prac na terenie zrujnowanego miasta Majów Lubaantun Anna zauważyła niezwykły blask, który wydobywał się spod rozwalonego, ofiarnego ołtarza. Początkowo sądziła, że to jakiś złoty przedmiot, lub może kawał miki, okazało się jednak że było to coś innego.
Anna i jej ojciec wydobyli spod gruzów naturalnej wielkości kryształową czaszkę. To było, jak olśnienie. Nie mogli uwierzyć w istnienie tak pięknego i tajemniczego przedmiotu. Od razu wiedzieli, że czaszka przyniesie im sławę. Tak się właśnie stało. Anna, po śmierci ojca podróżowała z czaszką po całym świecie i pokazywała ją odpłatnie tłumom ludzi, którzy chcieli zobaczyć ten niezwykły przedmiot. Opowieść o odnalezieniu czaszki znamy wyłącznie z jej ust. Powtarzała ją tysiące razy, zawsze z tym samym zagadkowym uśmiechem na ustach i błyskiem zachwycenia w oczach. Kamery zarejestrowały kilka takich spotkań, było to już w czasach gdy Anna Mitchell-Hedges  miała ponad sześćdziesiąt lat. Starsza, dystyngowana i bardzo brytyjska pani uśmiecha się do kamery swoimi płomiennymi oczyma i opowiada o tajemniczej kryształowej czaszce.
Niezwykłość tego przedmiotu nie wyczerpała się bowiem na tym, że wykonany był z jednej bryły kryształu górskiego, końcem cudów nie było także udowodnienie, że przedmiot został wykonany w Ameryce Środkowej techniką polegającą na polerowaniu kryształu pisakiem i liczy sobie prawdopodobnie 3600 lat. Najważniejsze było jednak to, że czaszka potrafiła ostrzegać ludzi przed kataklizmami. Anna mówiła w czasie swoich odczytów, że kiedy ma nastąpić jakieś dramatyczne wydarzenie, na przykład wybuch wulkanu czy katastrofa lotnicza czaszka się poci. Nikt jednak nie zarejestrował tego frapującego zjawiska. Wierzono w nie jednak i czaszka zyskała odpowiednie dla swych właściwości miano. Nazywano ją „Czaszką przeznaczenia” lub „Czaszką zagłady”.
 
Po II wojnie światowej, kiedy Anna Mitchel-Hedges podróżowała ze swoją czaszką po świecie nie był to jedyny znany badaczom przedmiot tego rodzaju. Były także inne czaszki z kryształu. Najsłynniejsza z nich już od lat siedemdziesiątych XIX wieku spoczywała w British Museum, druga w niemniej prestiżowych zbiorach Musée du Quai Branly w Paryżu. Nikt jednak nie twierdził, że przedmioty owe mają nadnaturalne właściwości i potrafią przepowiadać przyszłość. „Czaszka przeznaczenia” była tylko jedna i należała do Anny Mitchel-Hedges.
W latach sześćdziesiątych, nie bez wpływu odczytów Anny i jej podróży z niezwykłym kryształowym artefaktem, zapanowała moda na kryształowe czaszki. Przedmioty mniej lub bardziej podobne do znaleziska z Belize pojawiały się w antykwariatach, domach aukcyjnych, na targach staroci i u jubilerów. Ludzie kupowali je, robili ich repliki w mniejszej skali, po to by potem powiesić sobie taki gadżet na szyi. Kryształowe czaszki stały się jednym z symboli rewolty dzieci kwiatów z lat sześćdziesiątych. Złote lata sześćdziesiąte przeminęły jednak, a zainteresowanie czaszkami nie słabło. Anna dzięki swojej czaszce z kryształu nie musiała troszczyć się o byt, miała szczęśliwe i dostanie życie. Czaszka była jej polisą ubezpieczeniową i gwarantem spokoju na starość. Kiedy Anna była już bardzo stara, na osiem lat przed śmiercią, zamieszkała w USA, w stanie Indiana wraz ze swym młodym przyjacielem Billem Homannem. Mężczyzna, który opiekował się Anną do końca jej dni mógłby być jej wnukiem, albo nawet prawnukiem, Anna Mitchell-Hedges zmarła bowiem w roku 2007 mając równe sto lat. Podobno swoje niezwykłe i długie życie także zawdzięczała cudownej czaszce.
Po jej śmierci zaczęły wychodzić na jaw niepokojące fakty dotyczące „czaszki przeznaczenia”. Okazało się, że badania które przeprowadzono w latach siedemdziesiątych XX wieku, by potwierdzić jeszcze raz autentyczność czaszki zostały zakwestionowane jeszcze za życia Anny Mitchell-Hedges, o czym ona sama wolała nie mówić publicznie. To właśnie wtedy określono wiek czaszki na 3600 lat. Specjalista zajmujący się badaniem kultury Majów – Normann Hammond podszedł bardzo sceptycznie do tych rewelacji. Według niego czaszka nosiła mikroskopijne ślady obróbki metalem. Uszkodzenia te można było jednak zobaczyć dopiero wtedy gdy ludzie zaczęli dysponować nowoczesnym sprzętem elektronicznym.
Sprawa czaszki Mitchell-Hedges powróciła na łamy prasy niedawno, kiedy zakwestionowana została autentyczność dwóch innych słynnych, kryształowych czaszek – jednej z British Museum, a drugiej z Instytutu Smitshona (ta ostatnia została przesłana pocztą do tej placówki w 1994 roku przez nieznanego nadawcę). Po zbadaniu w laboratorium Helwett-Packard obydwu artefaktów okazało się, że czaszki wykonane zostały przy pomocy narzędzi metalowych, narzędzia te była także prawdopodobnie napędzane mechanicznie. Specjaliści określili wiek obydwu obiektów na drugą połowę XIX wieku. Anna nie dożyła chwili, kiedy jej czaszka wniesiona została do tego samego laboratorium, miała szczęście, bo wyniki badań były niekorzystne także dla tego przedmiotu. Jednak Bill Homann, który przejął pieczę nad czaszką po śmierci Anny uznał wyniki badań za mało wiążące. Stwierdził, że skoro uczeni wykluczyli prawdopodobieństwo wykonania czaszki przez starożytną kulturę amerykańską, to z pewnością czaszka jest dziełem kosmitów. Bill, jak dawniej Anna, jeździ po świecie z kryształową czaszką i pokazuje ją ludziom przekonując ich, że czaszka się poci kiedy ma nadjeść jakiś kataklizm.
 
Jane Walsh, badaczka z Instytutu Smitshona zadała sobie niemało trudu, by znaleźć jakieś ślady dotyczące czaszki Mitchell-Hedges. Po ostatecznym obaleniu mitu dotyczącego czaszek z Londynu I Waszyngtonu Jane Walsh rozpoczęła badania archiwalne które ostatecznie potwierdziły to co wykazała analiza powierzchni „czaszki przeznaczenia” dokonana za pomocą mikroskopu elektronowego. Otóż pierwszy raz, nie licząc opowieści i wspomnień rodziny Mitchell-Hedges, informacja o czaszce przeznaczenia pojawia się w roku 1944. Przedmiot znajdował się wówczas w posiadaniu znanego londyńskiego antykwariusza Sydney’a Burney’a. Burney najprawdopodobniej sprzedał ją Frederickowi Mitchell-Hedges, a ten uczynił z niej prezent dla swojej córki Anny. Ta z kolei wykorzystała artefakt aby za jego pomocą zarabiać na życie. Dodajmy, że nie było to życie nudne i biedne, wręcz przeciwnie, było piękne, ciekawe i dostanie. Wymagało jednak od Anny ciągłego fałszowania rzeczywistości. Jane Walsh zastanawiała się nawet czy Anna pod koniec życia sama nie zaczęła wierzyć w swoje kłamstwa. Być może tak właśnie było, bo kiedy odwiedziła po wielu latach miejsce rzekomego znalezienia czaszki – ruiny Lubaantun była mocno wzruszona, opowiadała o najdrobniejszych szczegółach dotyczących okoliczności odnalezienia tego przedmiotu, trudno było mieć wątpliwości co do autentyzmu jej przeżyć. Możliwe jest jednak także co innego – Anna oszukiwała cały świat na zimno, nie mając od początku ani krzty złudzeń co do pochodzenia czaszki, motywów jakimi się kierowała i swojej własnej moralności. Mogło tak być choćby z tego powodu, że Anna która całe życie uchodziła za córkę Fredericka Mitchell-Hedges była w rzeczywistości tylko jego przybraną córką. Tak przynajmniej sprawę tę wyjaśniono po jej śmierci, choć znalazło się wielu ludzi, którzy wątpili także w tę wzruszającą opowieść.
Pozostaje jeszcze wyjaśnić skąd czaszka wzięła się w sklepie londyńskiego antykwariusza Sydney’a Burney’a. To zawiła historia i aby ją poznać musimy przenieść się do Meksyku, który w roku 1864 pogrążył się w wojnie domowej pomiędzy popieranym przez interweniujące tam wojska Francuskie cesarzem Maksymilianem, a zwolennikami republiki reprezentowanej przez prezydenta Benito Juareza. W tle krwawego konfliktu działy się w Meksyku rzeczy nader interesujące. Działały tam na przykład ekspedycje naukowe, które z ramienia francuskich władz miały gromadzić prekolumbijskie zabytki i przewozić je do Europy. Na czele jednej z takich ekspedycji stała postać wielce zagadkowa – Eugene Boban – Francuz, który przybył do Meksyku jeszcze jako nastolatek nie tyle penetrował starożytne ruiny położone nieraz w niedostępnych dżunglach ile skupował u lokalnych handlarzy przedmioty uchodzące za dzieła indiańskich rzemieślników i artystów. Boban działał w Meksyku także po zwycięstwie republiki i rozstrzelaniu cesarza, był wtedy prywatnym przedsiębiorcą. Mimo, że od wczesnej młodości przebywał na meksykańskiej ziemi podawał się za wykształconego w Europie archeologa co dodawało mu pewnego autorytetu w oczach ludzi z którymi robił interesy. Pierwszą wystawę meksykańskich dzieł sztuki zorganizował monsieur Boban w galerii Trocadero w Paryżu. Założył w tym mieście także sklepik ze starożytnymi przedmiotami. Interes jednak nie rozwijał się zbyt dynamicznie i został zlikwidowany po krótkim czasie. Bardzo istotne dla naszej historii jest to jakimi przedmiotami handlował Eugene Boban. Wśród przedmiotów z gliny, terakoty i jadeitu były tam także drobiazgi wykonane z kryształu górskiego – czaszki naturalnych rozmiarów lub nieco mniejsze. Skąd się wzięły w rękach takiej postaci, jak Boban? On sam twierdził, że odnalazł je w starożytnych ruinach. Czaszki te bardzo podobały się w Paryżu, jedną z nich zakupił znany handlarz sztuką Alphonse Pinart, który podarował ją następnie Musée du Quai Branly. Kolejną Boban wywiózł  do Nowego Jorku i tam sprzedał przez dom aukcyjny Tiffaney’ego. Kupili go przedstawiciele British Museum. Była jeszcze trzecia czaszka – czaszka Mitchell-Hedges, która poprzez nieznanych pośredników trafiła do galerii Barneya, a następnie dostała się ręce człowieka, dzięki któremu zyskała swoje miano – Fredericka Mitchell-Hedges.
Niestety przeprowadzone w 2007 roku badania powierzchni czaszek z Paryża, Londynu i Waszyngtonu, a także badanie „czaszki przeznaczenia” nie dały odpowiedzi na to kto je wykonał. Na pewno nie zrobili tego Majowie ani Aztekowie. Ustalono, że kwarc z którego wszystkie artefakty zostały wykonane pochodzi najprawdopodobniej z Brazylii lub Madagaskaru, na pewno nie wydobyto go w Meksyku. Czaszki mogły być więc dziełem rzemieślnika z dowolnego miejsca na kuli ziemskiej. Być może Boban rzeczywiście kupił je w Meksyku od miejscowych wytwórców „zabytków” oferujących swoje wyroby naiwnym uczonym i amatorom archeologii. Nie jest jednak wykluczone, że czaszki zostały wykonane w Europie, specjaliści z instytutu Smitshsona wskazują nawet na kraj, w którym mógł działać rzemieślnik produkujące te fascynujące przedmioty. Chodzi o Niemcy.
coryllus
O mnie coryllus

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości