Po pół godzinie skupienia wykluł mu się plan. Pożegnał się z Pullem i kazał Mietkowi wieźć się na Żoliborz, gdzie zamierzał wpaść z niezapowiedzianą wizytą do braci Indykiewiczów. Chłopaki, którzy w dzieciństwie na planie filmowym ukradli księżyc, miewali dobre pomysły, a w dodatku byli niezależni od twardego rdzenia „warszawki”.
Jak było do przewidzenia, zastał obu bliźniaków na kolacji u pani Jadwigi.
Być może obecność rodzicielki wpłynęła na nich mobilizująco, bo jeden przez drugiego zaczęli besztać Szwendałę.
– Co pan najlepszego zrobił? Dał się pan wpuścić w zasadzkę! – wolał Jarosław. – Jako premier automatycznie wejdzie pan w konflikt ze związkiem „Solidność” stanowiącym do tej pory naszą siłę, w dodatku rząd w składzie, jaki miał aprobować pan Tadeusz, to de facto żyrowanie dalszej władzy komunistów.
– Dlatego wprowadzę pewną modyfikację do pierwotnego planu – powiedział Lew. – Po pierwsze związek „Solidność”. Przejmie go Lech. Zna się na robocie jak nikt.
– Musieliby mnie jeszcze wybrać – Indykiewicz jak Mały Rycerz poruszył wąsikami.
– Wybiorą tego, kogo ja wskażę. A co do rządu, Jarek zostanie pierwszym wicepremierem....
– Dziękuję – Indykiewcz raptownie wytracił dotychczasowy impet. – Tylko co powie na to Leszek Walutowicz, który już oswoił się z myślą, że obejmie to stanowisko?
– Jako minister finansów będzie miał dość roboty. Zresztą nie musi obejmować. Ale idźmy dalej. Warto też mieć kogoś pewnego na Urząd Rady Ministrów...
– Może Krzysio Pull? – podsunął Lech – albo Adam Kijanka. Jego siostra była najlepszą z moich sekretarek.
– Nie ten kaliber. Myślałem o kimś z gdańskich libertynów. Co byście powiedzieli na Cyrkla?
– Jacek Cyrkiel nie byłby zły – zgodził się Indykiewicz, który znał tego postawnego inżyniera z Gdańska.
– No i trzeba będzie w trymiga znaleźć kogoś na rzecznika – dorzucił szef. – Im dłużej przebywam z Piotrkiem Kpiną Nowotką, tym coraz częściej myślę, że to gnida.
– A nie podoba się panu Małgorzata Niezabudkowska proponowana przez Małopolskiego? Wie pan, że nazywają ją Topielica...?
– Nie w tym rzecz, czy mnie się podoba. Ale Hanuśka by mi oczy wydrapała za taką asystę. No i muszę mieć tekst nowego exposé.
– Na jutro? – przestraszył się Jarosław Indykiewicz.
– Na pojutrze. Najpóźniej na piątek. W sobotę pojedziemy do Rzymu. Do Ojca Świętego. W tej sprawie trzeba będzie błyskawicznie skontaktować się z prymasem Kłąbem.
– Już w sobotę. Czy to nie za szybko?
– Muszę naładować sobie akumulatory.
Kiedy wyszedł, omal nie rozdeptując na progu kota, bliźniacy dłuższą chwilę patrzyli sobie w oczy w milczeniu.
– Zauważyłeś, jak precyzyjnie dzisiaj mówił? – spostrzegł Jaroslaw.
– Zauważyłem. Nie zrobił ani jednego błędu językowego. Niesamowita sprawa. Od samego rana ledwie go poznaję – zgodził się Lech.
– A może po prostu wyjątkowa sytuacja wyzwoliła w nim nowe umiejętności – powiedziała ich matka i dorzuciła cytat, jakich wiele znała z literatury: „Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom wyrastają skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”.
– Tak czy siak, otrzymaliśmy wielki prezent od losu i nie możemy go zmarnować – stwierdził Jarosław.
– Nie my, braciszku. Polska otrzymała.
Na następny odcinek zapraszamy jutro o godzinie 18. Książka jest dostępna w sprzedaży od września.
Inne tematy w dziale Polityka