Szanowni Państwo,
PiS zaczął oskarżać prof. Hannę Gronkiewicz-Waltz o wszelkie zło związane z prywatyzacją nieruchomości w Warszawie. Propagandyści tej partii zdają się jednak zapominać, że również za ich rządów w stolicy – gdy prezydentem Warszawy był pan Lech Kaczyński – dokonano sprywatyzowania około 250 nieruchomości. To właśnie w tamtym okresie doszło do kontrowersyjnej reprywatyzacji kamienicy przy ul. Noakowskiego 16, z której skorzystała rodzina męża Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Według informacji autorek głośnego artykułu „Gazety Wyborczej” o reprywatyzacji gruntu nieopodal Pałacu Kultury, decyzja zwrotna dotycząca kamienicy przy Noakowskiego zapadła w 2003 roku. W 2006 roku – jeszcze przed wyborami samorządowymi, w których zwyciężyła pani Hanna Gronkiewicz-Waltz – podpisano akt notarialny, na mocy którego budynek przeszedł w ręce spadkobierców.
To właśnie w tym czasie – zamordowana później – Jolanta Brzeska straciła swoje mieszkanie. W momencie wydawania decyzji o reprywatyzacji kamienicy przy Nabielaka 9 formalnie prezydentem Warszawy pozostawał Lech Kaczyński (który 22 grudnia 2005 roku został zaprzysiężony na prezydenta Polski), ale faktycznie władzę w mieście sprawował mianowany przez niego Mirosław Kochalski. W kwietniu 2006 roku do mieszkania Jolanty Brzeskiej zapukał znany z kontrowersyjnych działań handlarz roszczeń – Marek Mossakowski. Podwyższył lokatorom czynsz i próbował sforsować drzwi do mieszkania pani Brzeskiej, spiłowując zawiasy.
Jak łatwo „pisowcy” potrafią zapomnieć o faktach dla nich niewygodnych. Głośno krzyczą o śmierci pani Jolanty Brzeskiej, ale ani słowem nie wspominają, że to właśnie za rządów Lecha Kaczyńskiego w Warszawie odebrano jej mieszkanie, pozostawiając ją na łasce czyhających na nieruchomości spekulantów. O tym cisza – jak makiem zasiał. Dlaczego publicznie mijają się z prawdą? Bo politycy PiS sądzą, że ludzie nie będą potrafili dojść do prawdy lub będzie to dla nich zbyt trudne. Mylą się – czego dowodem jest choćby moja notka.
Trudno się dziwić, że politycy PiS zaprzeczają faktom lub je przemilczają. Tak samo było w sprawie przestępców tulonych przez pana Dudę, i tak samo jest dziś – w próbie wybielania pana Nawrockiego. Sprawa tego pana jest nie do obrony. Dokumenty mówią jasno: wpłacił 12 tys. zł na wykup mieszkania po preferencyjnej cenie – i to jedyna kwota, której potwierdzenie można znaleźć. Żadnych innych wpłat nie potrafił wykazać. Prawdopodobnie liczył na to, że niepełnosprawny pan Jerzy nie będzie w stanie temu zaprzeczyć.
Jednak ujawnione dokumenty obnażyły ten jawny przekręt. Jak inaczej nazwać akt notarialny, w którym zapisano, że 120 tys. zł zostało przekazane panu Jerzemu, mimo że nie istnieje na to żaden dowód? Warto przypomnieć, że pan Jerzy od 2007 roku jest pod opieką gdańskiego MOPR-u i otrzymywał dodatek mieszkaniowy. To więc kto płacił za mieszkanie?
Pan Jerzy Ż. znajduje się pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie (MOPR) w Gdańsku od 2007 roku. Od 2018 roku korzystał z profesjonalnych usług opiekuńczych, dostosowywanych do jego zmieniających się potrzeb. W lutym 2024 roku, z powodu braku możliwości zapewnienia odpowiedniej opieki w miejscu zamieszkania, MOPR wystąpił do sądu z wnioskiem o umieszczenie pana Jerzego w Domu Pomocy Społecznej. Sąd przychylił się do wniosku i od kwietnia 2024 roku pan Jerzy przebywa pod całodobową, specjalistyczną opieką w DPS-ie. Koszty jego pobytu – wynoszące około 92 tys. zł rocznie – pokrywa miasto Gdańsk oraz sam zainteresowany.
Można więc wnioskować, że oświadczenie pana Nawrockiego o „dożywotniej opiece” zostało spreparowane jedynie na potrzeby instytucji, które weryfikowały zasadność przejęcia mieszkania. W istocie mogło to być jedynie uzasadnienie dla przejęcia kawalerki – przykrywka. Służby miały uwierzyć, że mieszkanie zostało przekazane za opiekę. Tymczasem fakty temu przeczą, bo przynajmniej od roku 2024 żadnej opieki nie było.
Inne tematy w dziale Polityka