To ostatnie słowa, jakie dostaniecie ode mnie przed pierwszą turą wyborów prezydenckich. Niech mi będzie wolno powiedzieć w nich, jak… dobrze oceniam polską scenę polityczną. Oto moje subiektywne cztery powody do radości na sam koniec kampanii wyborczej.
Realny spór, żywa demokracja
Po pierwsze, mamy spór polityczny, który jest nadal realny. Wybór między Polską „uśmiechniętą”, a tą, która zachowuje sobie prawo do powagi jest realny. On zostanie oczywiście wyostrzony w przededniu tury drugiej. I najpewniej zakończy się wynikiem 50 do 50. Z ok. 200- tysięczną (tak stawiam) większością na jedną ze stron. Taka polaryzacja bywa męcząca. Ale dowodzi ona także tego, że rywalizacja o władzę w dzisiejszej Polsce nie jest tylko rytualnym spektaklem. Wyborami, które - jak to się kiedyś mówiło - gdyby mogły coś zmienić, to dawno by były zakazane. Dziś jest inaczej. Dzisiaj przeważająca większość Polek i Polaków wie, że ich głos ma znaczenie. I że jak wybiorą Trzaskowskiego, to będzie zupełnie inaczej niż jeśli zagłosują na Nawrockiego. Inaczej praktycznie na wszystkich polach. Od szans obecnego rządu na dotrwanie do końca kadencji, przez los wielkich projektów w stylu CP albo elektrowni atomowych. Po odpowiedź na pytanie czy sejmowa większość może robić wszystko, co jej się podoba, bez oglądania na konstytucję, ustawy zwykłe i inne reguły politycznej gry.
Opozycja istnieje i ma się dobrze
Po drugie, w czasie minionych kilkunastu miesięcy nie udało się rządzącym wygasić w Polsce opozycji. Choć próbowali. I to jeszcze jak próbowali. Bezprawne wstrzymanie finansowania dla PiS, aresztowania demokratycznie wybranych posłów (w tym i tych zaangażowanych w kampanię jednego z kandydatów do prezydentury), bezwstydne wykorzystywanie mediów publicznych do walki politycznej, wrzutki ze strony służb. To wszystko było codziennością tej kampanii. Warto jednak skonstatować, że takie nagięcie rzeczywistości prezydenckiego wyścigu na niekorzyść jednego z kandydatów nie doprowadziło do eliminacji opozycji z obrazka. To się po prostu nie wydarzyło. Kandydat Nawrocki wciąż ma wielkie szanse zakończyć ten wyścig na pierwszym miejscu. To pocieszające. Pokazuje bowiem, że demokracji nie da się tak łatwo złamać. Nawet jak się kilka razy w ciągu jednej gry dobiera sobie kolejne asy nieuczciwie pociągnięte z rękawa.
Różnorodność sceny i pluralizm mediów
Po trzecie, okazało się, że - pomimo polaryzacji - nasza scena polityczna jest jednak bardziej różnorodna, niż by się to mogło zdawać. Kandydaci byli w niej wyraziści. Nawet ci malutcy - jak Stanowski albo Senyszyn coś tam do dynamiki wyścigu wnosili. Stawiam jednocześnie, że wyniki Maciaka, Bartoszewicza czy Brauna pokażą ostatecznie, że nie ma dziś w Polsce wielkiego ssania na ekstremizm. To z kolei dobrze świadczy o pozostałych (tych większych i mieszczących się w szeroko rozumianym systemie) kandydatach. Bo jest dowodem, że umieli oni zagospodarować poparcie miażdżącej większości głosującej populacji.
Po czwarte, w tych wyborach znowu ze sobą rozmawialiśmy. Nikt nie może powiedzieć chyba, że cierpiał na niedosyt debat. Jeśli już na coś narzekać, to raczej na przesyt tym formatem. To by jednak był klasyczny „kłopot urodzaju”. Sprawa debat pokazała też prężność i różnorodność naszej sceny medialnej. Oto okazało się bowiem, że nawet mniej doświadczeni gracze, którzy podjęli się robienia dużych debat po raz pierwszy (Republika, Super Express) dźwignęli to zadanie bardzo sprawnie. Dzięki czemu próby majstrowania przez sztaby przy debatach u dużych graczy nie były aż tak istotne dla całego obrazu kampanii.
W sumie, mamy więc za sobą kawał dobrej kampanii. Ten ważny rozdział historii polskiej demokracji ciągle trwa. I tak naprawdę kluczowe dopiero przed nami. W tym to najważniejsze pytanie - czy przegrani będą w stanie swoją porażkę zaakceptować? I drugie - czy przy niewielkiej różnicy głosów w drugiej turze pokusa, by „zachachmęcić” nie okaże się zbyt silna?
Na martwienie się tym mamy jednak jeszcze chwilkę. A na razie ucieszmy się tym, co za nami.
na zdjęciu: Wybory Prezydenta RP 2025 - kampania. Współprzewodniczący partii Razem, kandydat w wyborach prezydenckich Adrian Zandberg podczas wiecu wyborczego na Placu Solnym we Wrocławiu, fot. PAP/Maciej Kulczyński
Rafał Woś
Inne tematy w dziale Polityka